Węgierski syn Roberto Carlosa jest... węgierskim synem Roberto Carlosa. I gra w piłkę

I nie, pisząc ''węgierski syn'' nie mam na myśli jakiegoś przypadkowego gracza z SuperGulaszLigi, który niesamowicie uderzył z rzutu wolnego. Chodzi o autentycznego siódmego syna siódmego syna małego Brazylo-Węgra, którego ojcem jest słynny piłkarz a matką pewna ponętna niewiasta z kraju palinki i naszych bratanków. Chłopiec, mimo że ledwo co odrósł od ziemi (co zresztą upodabnia go do ojca), już zgłębia tajniki futbolu. A cała historia zaczyna się...

...pięć lat temu. Podczas GP Węgier na Hungaroringu obecny jest gwiazdor Realu Madryt Roberto Carlos. Tak samo jak śliczna Węgierka Alexandra Horvath, tudzież, jak to wolą Madziarzy, Horvath Alexandra. Między tą dwójką zawiązuje się nić porozumienia. Dziewięć miesięcy później rodzi się niemowlę o ciemnym odcieniu skóry, które na chrzcie dostaje imiona Cristofer Roberto i nazwiska obojga rodziców. Czyli zusammen do kupy: Cristofer Roberto da Silva Horvath.

Czteroletni dziś chłopiec dorasta w mieście Gyor na północnym zachodzie Węgier, utrzymuje kontakt z ojcem przez Internet, czyta Z Czuba i interesuje się piłką nożną (te dwie ostatnie rzeczy nierozerwalnie się ze sobą łączą). Do tego sam też lubi pokopać futbolówkę i, jak twierdzą eksperci, ma predyspozycje do zostania znakomitym lewym obrońcą o ofensywnym zacięciu, choć sam jako swego piłkarskiego idola wymienia Grzegorza Bronowickiego. I tak jednak upatruje się w nim (chłopcu, nie Bronowickim) jednej z nadziei dla węgierskiej jedenastki narodowej za kilkanaście lat.

Teraz już wiemy, że za 20 lat polski futbol mógłby wyglądać dużo lepiej, gdybyśmy tylko dorobili się odpowiednio wcześnie toru F1.

ŁM

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.