Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

W czternastym tygodniu przerwy międzysezonowej smutek mieszał się z wesołością, szaleństwo z jeszcze większym szaleństwem, a świat realny ze światem wirtualnym. Oto kolejny odcinek naszego cyklu o lidze, w której mecze NBA, o czym czasem łatwo zapomnieć podczas offseason, zdarzają się.

Mo Williams (Cleveland Cavaliers)

Mo WilliamsMo Williams GETTY IMAGES/Jonathan Daniel

Kibice Cleveland Cavaliers mieli złamane serca po tym jak LeBron James ogłosił swoją Decyzję, ale teraz już oficjalnie wiadomo kogo na świecie najbardziej ona zdruzgotała - Mo Williamsa. Zdruzgotała go tak bardzo, że koszykarz Cavs przyznał, że w związku z nią rozważał... zakończenie kariery i że stracił sporą część miłości jaką posiadał do sportu polegającego na umieszczaniu pomarańczowej piłki w obręczy. W wieku 27 lat. Z 26 milionami dolarów do zgarnięcia w ciągu najbliższych 3 sezonów. W pełnym zdrowiu. W momencie kiedy stał się liderem swojej drużyny. W ramach komentarza, wkleję screena z konta twitterowego Chrisa Douglasa-Robertsa z Milwaukee Bucks.

Mo Williams

Szkieletor byłby dumny.

Ron Artest (Los Angeles Lakers)

Ron ArtestRon Artest GETTY IMAGES/Noel Vasquez

Proponuję przy czytaniu tego ustępu mieć włączony w tle powyższe wideo z zapętlonym śmiechem Szkieletora, ponieważ to jedna z niewielu rzeczy, która zahacza o świat, do którego regularnie zabiera nas Ron Artest. Kiedy ostatni raz sprawdzaliśmy co u niego słychać , Ron-Ron został zatrzymany przez policję za jazdę bolidem wyścigowym po ulicach Los Angeles. Teraz Artest postanowił opowiedzieć o swoim nastroju przed zbliżającą się obroną tytułu mistrzowskiego:

Jesteśmy głodni. Wiem, że ja jestem. I wiadomo, że Kobe też. Kobe ma jakiś cel, którego nie znam. Może gwiazdorstwo, a może Pluton czy coś. Niepokoi mnie tylko, że Pluton nie jest już planetą. Kiedy dorastałem Pluton był planetą. I nagle mam jakieś 25 lat i okazuje się, że już nią nie jest. Muszę znaleźć gościa odpowiedzialnego za ten stan rzeczy i uderzyć go łokciem w nos. Kocham Pluton. Wszyscy kochają Pluton.

Cóż - oto kolejny dowód na to, że myśli Artesta nigdy nie wysiadają z bolidu wyścigowego i nie dają się złapać jakiejś tam policji. Oraz na to, że za odebranie statusu planety Plutonowi odpowiedzialny jest najwyraźniej Rajon Rondo.

Rodney Stuckey (Detroit Pistons)

Rodney StuckeyRodney Stuckey GETTY IMAGES/Ronald Martinez

Jeśli myślicie, że Artest jest autorem najbardziej niedorzecznej wypowiedzi tego tygodnia, a może nawet całego offseason, to jesteście w błędzie. Oto co powiedział Rodney Stuckey w wywiadzie dla ''Dime'':

Na papierze, jesteśmy najlepszą drużyną w lidze.

Rodney Stuckey z DETROIT PISTONS. Rodney Stuckey + Tayshaun Prince + Charlie Villanueva > Dwayne Wade + LeBron James + Chris Bosh? Ben Gordon + Tracy McGrady + Ben Wallace > Kobe Bryant + Ron Artest + Pau Gasol? Nie wiem z jakiego papieru korzysta Stuckey, ale chcę ze cztery ryzy.

Pape Sy (Atlanta Hawks)

Pape SyPape Sy fot. Getty Images

Poznajcie jednego z najnowszych graczy Atlanty Hawks. Francuz wybrany z numerem 53 w tegorocznym drafcie nie trafia jednak do dzisiejszej piątki tygodnia ze względu na podpisanie trzyletniego kontraktu z Hawks, ani dlatego, że przyleciał do Stanów na własny koszt, bo nikt o nim nie słyszał i nie chciał sprowadzić na testy, ani przez fakt iż ma ponad dwa metry a grywa jako point guard. Nawet nie dlatego, że mówią na niego ''Pepsi''. Po prostu w chwili kiedy wyjdzie po raz pierwszy na parkiet w meczu NBA (co może nie nastąpić zbyt szybko, bo Hawks rozważają rozwijanie jego talentu w D-League) Sy zostanie zawodnikiem z najkrótszym nazwiskiem w historii NBA.

Reklamy NBA 2K11

NBA 2K11NBA 2K11 fot. internet

Wielkimi krokami zbliża się premiera gry NBA 2k11. Jeśli będzie w połowie tak fajna jak reklamy ją zwiastujące, to gracze dostaną najlepszą wirtualną koszykówkę w historii:

Retro gracz tygodnia: Matt Bullard

W tym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.

Matt BullardMatt Bullard GETTY IMAGES/Otto Greule Jr

Gdyby chcieć zmontować reprezentację białych drewnianych i wiecznie rezerwowych dryblasów ze świetnym rzutem z dystanu, kompletowanie składu należałoby zawsze zaczynać od Matta Bullarda. Tak rozpoznawalną markę Bullard wyrobił sobie podczas 11 lat spędzonych w lidze NBA, z czego dziewięciu w barwach Houston Rockets, którzy w 1990 roku podpisali z nim kontrakt mimo iż nie został wybrany w drafcie. Po zdobyciu tytułu mistrzowskiego z Rakietami w 1994 roku, Matt nie dostał oferty przedłużenia kontraktu i pracy musiał szukać w ojczyźnie białych drewnianych dryblasów ze świetnym rzutem z dystansu - w Europie. Po roku w PAOK Saloniki powrócił jednak do swojej ojczyzny i zahaczył się w składzie Atlanty Hawks, aby już w kolejnym sezonie znów trafić do Houston, gdzie pozostawał cały czas ulubieńcem fanów, którzy nazywali go pieszczotliwie ''Air Bullard''. Latający Bullard w akcji wyglądał mniej więcej tak:

Przy drugim podejściu do gry w Rockets, Bullard zaczął nawet grywać w pierwszej piątce (w której wcześniej pojawił się jedynie 11 razy) - dwunastokrotnie w sezonie 96/97, 24 razy rok później i 27 razy w sezonie 99/00. Co prawda nie pobił swoich życiowych osiągów 7,3 punktu i 2,8 zbiórki, które wykręcał na przełomie 1992 i 1993 roku, ale w 2000 z wynikiem 44,6% zajął trzecie miejsce w całej lidze pod względem celności rzutów za trzy. Karierę zakończył w 2002 roku po 31 meczach w barwach Charlotte Hornets.

Na emeryturze Bullard postanowił spróbować swoich sił w zawodzi komentatora i wystartował w reality show ''Dream Job''. W trzecim sezonie tego programu, którego zwycięzca dostawał pracę w ESPN, o posadę komentatora meczów NBA walczył z innymi byłymi graczami - Nickiem Andersonem, Dennisem Scottem, Dee Brownem, Darrylem Dawkinsem, J.R. Reidem oraz Geraldem Wilkinsem. Bullard dotarł do finału, w którym przegrał z Dee Brownem. Tak naprawdę jednak wygrał, bo jak inaczej niż ''Epic WIN'' określić jego komentarz do swojej porażki, który brzmiał ''przynajmniej nie przegrałem z Petem Chilcuttem''? W każdym razie co się odwlekło, to Air Bullardowi nie uciekło, bo wkrótce dostał pracę przy komentowaniu meczów Rockets w lokalnych telewizjach.

kostrzu

Copyright © Agora SA