Dobry pomysł: Nie sądzić zwycięzców. Lech awansował do fazy pucharowej Ligi Europejskiej. Kropka. Gdyby od pierwszej minuty rozpoczął huraganowe ataki, stracił gola z kontry i przegrał w karnych pewnie wszyscy mówiliby, że niepotrzebnie się podpalił, a powinien był grać spokojnie, wręcz cynicznie. Zagrał. Awansował. Tylko to się liczy.
Zły pomysł: Nie sądzić zwycięzców. Chociaż nie, niestety nie tylko. Przymykanie oczu na styl albo wręcz pisanie, że wszystko jest w najlepszym porządku byłoby nie tylko nieprawdą, ale też krzywdą wyrządzoną Lechowi. To, co wystarczyło na Dnipro z pewnością nie wystarczy na żadnego z potencjalnych rywali grupowych. Żadnego!
Dobry pomysł: Pocieszać się. Plotki o śmierci polskich zespołów w pucharach okazały się przesadzone. Nie mocno przesadzone, ale przesadzone. Kto na wysokości koszmarków z Interem Baku i Spartą, beznadziei chorzowsko-maltańskiej i bezdennej upiorności krakowsko-azerskiej spodziewał się, że polska drużyna zagra w fazie grupowej Ligi Europejskiej? Świadomość, że nie jest tak fatalnie, jak wydawało się, że jest, nie będzie może wielkim pocieszeniem, ale jakimś pocieszeniem może już tak. A w danych cyrkumstancjach w polskim futbolu żadnego pocieszenia nie można ważyć sobie lekce.
Zły pomysł: Pocieszać się. Świetnie, że Lech zagra w fazie grupowej, tym bardziej, że będzie to okazja do meczów z przeciwnikami, z jakimi polscy piłkarze mierzą się co najwyżej trzymając w dłoniach konsolowe pady. Ale choćby zagrał w pucharach równie dobrze, ba lepiej, niż za kadencji Franciszka Smudy (grupę z pewnością będzie miał trudniejszą), to nie przykryje tym całokształtu polskich pucharowych batalii. A ten wykuwał się także podczas heroicznych i nie zawsze zwycięskich bojów z Interem Baku, Valettą FC i Karabachem Agdam. I o niech przede wszystkim należałoby myśleć, bo to uniknięcie takich wydarzeń w przyszłości powinno być dla polskich klubów zadaniem pierwszym.
Dobry pomysł: Poprawiać. Gdyby ktoś chciał zapytać ''co konkretnie'' - odpowiadam: wszystko, bo po czwartkowym meczu nie było w zasadzie niczego poza wynikiem, co nie wymagałoby co najmniej retuszu. Taki Burić mógłby się wreszcie zdecydować, czy woli wychodzić do górnych piłek, czy jednak zostawać w bramce. A przynajmniej mógłby podejmować takie decyzje przed próbą interwencji, a nie w trakcie. Obrońcy mogliby zauważyć, że bronić można także poza polem karnym, a czekanie, aż rywal podjedzie na 20 metr może skończyć się tragicznie. Semir Stilić i Sergiej Kriwiec mogliby w ogóle pokazać, że są na boisku. Uwaga do Kriwca - inaczej, niż przewracając się o własne nogi w akcji, która mogła przypieczętować awans. Jacek Kiełb mógłby zauważyć, że z Peszki warto brać waleczność i szybkość, ale niekoniecznie skłonność do generowania boiskowego chaosu. Joel Tshibamba... Joel Tshibamba generalnie mógłby się poprawić i lepiej nie wchodźmy w niuanse, bo tu wchodzenie w niuanse absolutnie nie wystarczy.
Zły pomysł: Wnioskować. Lech przez eliminacje przeszedł z gracją wielkiej futbolowej firmy - byle przejść, byle przetrwać, byle już zacząć grać prawdziwe mecze, bo eliminacje są po to, żeby awansować i zapomnieć. Zapomnijmy w takim razie. Pierwszy mecz grupowy za trzy tygodnie i wtedy Lech może być inną drużyną. Nawet na pewno będzie - zapewne wrócą Bosacki i Gancarczyk, Rudnevs będzie mógł grać, Peszce pozostanie jeden tylko mecz kary... Dodatkowo - Lech dostał wraz z awansem czystą kartę do zapisania - jeśli wyjdzie z grupy, nikt nie będzie pamiętał o męczarniach z Interem Baku i smętnej klęsce ze Spartą. A jeśli nie wyjdzie? Wtedy to on sam powinien o nich pamiętać, ale to już zupełnie inna historia.
Piotr Mikołajczyk
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!