Tottenham to pierwszy od pięciu lat niewielkoczwórkowy angielski klub walczący o Ligę Mistrzów, zapewne więc głupio by się poczuł gdyby wzorem mistrzów Polski z lat 1996-2010 nie zakwalifikował się do fazy grupowej. Tak może się jednak stać po tym, jak we wtorkowy wieczór przegrał pierwszy mecz kwalifikacyjny z Young Boys 2:3.
A wszystkiemu winna jest zła, sztuczna murawa na stadionie Szwajcarów.
Murawa zaczęła od wyeliminowania z gry kapitana Tottenhamu Ledleya Kinga. Nie, Anglik nie doznał na niej kontuzji - po prostu nie został na mecz powołany, Redknapp przeraził się bowiem tym, co mogłoby się stać z kolanami stopera.
Tu warto wspomnieć kilka słów o kolanach Ledleya Kinga, bo kiedy odejdą - prędko drugich takich kolan w zawodowym sporcie nie zobaczymy. Krótko mówiąc - kolana Kinga są w takim stanie, że zawodnik, owszem, może raz w tygodniu zagrać mecz piłki nożnej, ale potem kolana muszą przez tydzień odpoczywać, w związku z czym King w tym czasie nie trenuje. Jak zniosłyby grę na twardszej od normalnej murawie nawierzchni? Oddajmy głos Redknappowi.
O ile jestem skłonny zgodzić się z rozumowaniem Redknappa, o tyle chyba niezbyt szczęśliwie dobrał słowo, istnieją bowiem rzeczy, których nie da się już zrujnować i kolana Ledleya Kinga z pewnością do nich należą.
Fot. Wojciech Kardas / Agencja Wyborcza.pl Architektoniczny odpowiednik kolan Kinga.
Poza tym Redknapp uznał, że lepiej zrezygnować jeszcze z trzech innych piłkarzy.
Faktycznie - Huddlestone wszedł na boisko w 36. minucie, kiedy Tottenham przegrywał już 0:3. Trener narzeka jeszcze:
Cóż, trzeba docenić Harry'ego Redknappa - nawet jeśli nie jego trenerski kunszt, to na pewno umiejętność dalekosiężnego planowania i zapobiegliwość. Tottenham jeszcze nie odpadł, ma jeszcze za tydzień rewanż w Londynie, a trener już znalazł uzasadnienie ewentualnej porażki.
PM