Thierry Henry w końcu poszedł do piekła

Od czasu ręki dającej awans Francji na mundial, ludzie kochający sprawiedliwość dziejową życzyli Thierry'emu Henry'emu jakiejś pokutnej niedoli. Ci, których blamaż Francuzów w RPA nie usatysfakcjonował, dziś mogą z przekąsem powiedzieć byłemu gwiazdorowi Arsenalu i Barcelony: masz, na coś zasłużył, Franco. Henry udzielił najgorszego piłkarskiego wywiadu ever.

Nowa gwiazda New York Red Bulls poszła do miejscowej telewizji Fox 5 wypić "kawę czy herbatę". I zaiste, skojarzenie na rzeczy - poziom merytoryczny prowadzących ten śniadaniowy wywiad pozwala wierzyć, że prawdziwa Iwona Schymalla zrobiłaby to równie dobrze.

Na dzień dobry Henry dowiedział się, że właśnie wygrał mundial. Później musiał odpowiadać na pytania typu "skąd jesteś?", "czy pamiętasz największy wynik w meczu, w którym uczestniczyłeś?" i "czy lubisz te... no... te rogi, na których grali kibice na mistrzostwach świata?". Gospodarze Rosanna Scotto i Greg Kelly rozmawiali ponadto z Thierrym, jakby ten właśnie uczestniczył w programie "domowe przedszkole" i był strasznie stremowany swoim pierwszym występem w telewizji.

Chyba warto być pod wrażeniem cierpliwości Francuza. Widać, że jest przygotowany psychicznie na konfrontację z nowojorską rzeczywistością. A kolejne teksty, np. "Thierry, nawet Stephon Marbury miał lepszą średnią punktową, niż ty" pojawią się lada moment. Zobaczymy, ile Henry zdzierży. I kiedy zacznie udzielać takich wywiadów, jak Wojciech Waglewski.

Spiro

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.