Brazylijczycy odszczekują się prześladowcom z portugalskiego dworu

Już za momencik spotkanie Brazylii z Portugalią, nazywane przez niektórych El Grande Meczos Virtuozos Futbolos. Jakie były kiedyś relacje Krainy Portugalskich Konkwistadorów i Kraju Kawy wszyscy wiemy, więc warto zauważyć, że ta kawa nieraz odbija się konkwistadorom solidną czkawką.

Brazylijczycy spotykają się dziś ze swoimi byłymi hmm... lokatorami... po raz dziewiętnasty. Najintensywniejsze życie towarzyskie pomiędzy obiema ekipami kwitło do połowy lat sześćdziesiątych minionego wieku. Wynika to być może z faktu, że  Portugalczycy czuli się nieco winni swojej konkwistadorskiej działalności, w związku z czym nie oponowali, gdy Brazylijczycy lali ich na wiwat. Na osiem spotkań rozegranych w tamtym okresie przedstawiciele cywilizacji europejskiej polegli aż sześć razy i raz zremisowali (0-1, 1-2, 0-3, 1-2, 0-1, 1-0, 1-4, 0-0). Przełamanie przyszło jednak w najwłaściwszym momencie. Na mistrzostwach świata w Anglii w 1966 roku los skojarzył obie ekipy w jednej grupie. Do ich spotkania doszło w ostatniej serii spotkań, kiedy to Brazylia, wobec wcześniejszej porażki z Węgrami, musiała zwyciężyć, aby awansować dalej. Eusebio postanowił jednak inaczej i - po wyjątkowo brutalnym meczu - skończyło się na 3:1 dla Portugalii oraz piosence "Time to say goodbye" śpiewanej Canarinhos.

Od tego czasu oba narody spotykały się rzadziej na zielonej trawce, ale jak już się spotkały, to, w duchu starych przyzwyczajeń, Brazylijczycy prali rywali - 1968 rok: 2-0; 1972 rok: 1-0; 1982 rok: 3-1; 1983 rok: 4-0; 1989 rok: 4-0. Po tej ostatniej porażce, chyba przelała się czara goryczy i przerwa w spotkaniach portugalsko-brazylijskich trwała... trzynaście lat!

Dopiero bowiem w 2002 roku udało się zagrać towarzysko w Lizbonie, a po jednym pełnym obrocie Ziemi wokół Słońca kolejny raz, w Porto. W tym pierwszym meczu padł remis 1-1 po bramkach Sergio Conceicao i Ronaldinho.

Rok później zwyciężyli natomiast Portugalczycy (fanfary!) a na listę strzelców wpisali się Pauleta i Deco a dla Canarinhos trafił - a jakże - Ronaldinho z - a jakże - karnego.

W 2007 roku, ku uciesze wyspiarskiej gawiedzi, miejscem towarzyskiej rywalizacji obu ekip był... Londyn. Emirates Stadium bardziej chyba sprzyjał Portugalczykom, bo to oni wygrali 2-0. Szczególnie warte zapamiętania z tej potyczki są dwie piękne bramki po uderzeniach z powietrza, zdobyte przez Ricardo Carvalho i Simao Sabrosę.

Kanarkom jednak ta cała sytuacja z przegrywaniem meczów zaczęła lekko ciążyć. Zaczęli mówić o tym sobie, wspólnie przepracowywać swoje stany emocjonalne i budować motywację do niszczenia przeciwnika. Gdy terapia dobiegła końca zakontraktowano kolejne spotkanie z Portugalią. Czas: listopad 2008. Miejsce: stadion Vasco da Gama. Cel: destrukcja reprezentacji Portugalii. Przebieg:

Realizacja założeń: cel zrealizowany. Strzępki dumy Portugalczyków podobno walają się wokół stadionu do dzisiaj.

Podsumowując, bilans spotkań dla Portugalii jest delikatnie mówiąc mało korzystny: 4 zwycięstwa - 2 remisy - 12 porażek. Dziś obstawiam remis a dodatkowe pieniądze mogę postawić na to, że żadnej z ekip nie będzie się chciało specjalnie przemęczać. Ale z drugiej strony, a nuż włączy się komuś nadmierna ambicja?

Przemysław Nosal