Znamy wynik meczu Chile - Szwajcaria

Znamy, znamy, naprawdę. Rezultat brzmi 3:1 i dwie bramki na koncie Sancheza.

To wszystko najprawdziwsza prawda. Z tym, że rzeczony mecz odbył się... niemal pół wieku temu! W 1962 roku mistrzostwa świata rozgrywane były właśnie w Chile. Do tego mogły się one pochwalić, moim zdaniem, najfajniejszym plakatem jaki kiedykolwiek miały mistrzostwa.

Kraj w 1960 roku spustoszyło potężne trzęsienie ziemi i pojawiły się pewne wątpliwości co do tego, czy Chile zdoła zorganizować tak dużą imprezę. Wielka zasługa w tym, że do tego doszło prezydenta tamtejszej federacji Carlosa Dittborna. To on stawał na uszach, by południowoamerykańskie państwo sprostało wszystkim wymogom i zorganizowało mistrzostwa na najwyższym poziomie. W dowód uznania jego zaangażowania stadion w mieście Arica nazwany został mianem Estadio Carlos Dittborn. Prezydent jednak nie doczekał całej imprezy, ponieważ na miesiąc przed jej inauguracją zmarł na atak serca.

Można się jednak domyślać, że bardzo cieszyłby się oglądając wyczyny swoich rodaków. Chilijczycy w meczu otwarcia spotkali się właśnie ze Szwajcarią. Helweci objęli prowadzenie już w 6. minucie po pięknym uderzeniu Wuethricha. Zawodnicy z Chile długo atakowali, ale nic im nie wychodziło. Udało im się jednak zdobyć bramkę do szatni a potem w przeciągu dziesięciu minut dorzucić jeszcze dwie.

W kolejnych meczach La Roja radzili sobie równie dobrze i po odprawieniu Włochów (2:0, piłkarze bili się już w tunelu przed wyjściem na murawę a cały mecz doprowadził do nieporozumień na szczeblu dyplomatycznym między oboma krajami) oraz porażce z Niemcami (0:2) przebili się do fazy pucharowej. Tam Chilijczycy najpierw odprawili ZSRR (2:1) a w półfinale ulegli Brazylijczykom (2:4). Na osłodę w meczu o 3. miejsce zostawili w pokonanym polu reprezentację Jugosławii.

Dużo gorzej sprawy się miały jeśli chodzi o Szwajcarów - oni przegrali wszystkie mecze w grupie (oprócz spotkania z Chile jeszcze porażki 1:2 z RFN i 0:3 z Włochami) i - co logiczne - z niej nie wyszli.

Jakie płyną z tego wnioski przed dzisiejszym spotkaniem?

1. Że Helweci muszą uważać na Sancheza.

W 1962 roku dwie bramki wpakował im Leonel Sanchez. Dziś na ich bramkę dybać będzie Alexis Sanchez - świetny technik, kapitalny drybler, człowiek-torpeda, ale zarazem jeździec bez głowy i mentalny następca Denilsona.

2. Że reprezentacja Szwajcarii ma dziś lepszego bramkarza.

Gdyby na mundialu w Chile bramki Szwajcarów bronił Diego Benaglio, to być może sprawy inaczej by się ułożyły. Bramkarz Wolfsburga ma świetne warunki fizyczne a przy tym jest zwinny jak kocur. Jak dla mnie to na razie jeden z lepszych golkiperów turnieju w RPA.

3. Że Chile dzisiaj być może jest równie silne jak pół wieku temu...

Mecz z Hondurasem był dobry w wykonaniu La Roja , ale to jeszcze nic nie znaczy. Jeśli jednak dziś Chilijczycy połkną Szwajcarię, to kto wie, kto wie... Zresztą i tak są moim cichym kandydatem do pierwszej ósemki mistrzostw.

4. ... a Szwajcaria jest na pewno silniejsza niż w 1962 roku.

Bez dwóch zdań. Jak ktoś nie wierzy to niech sobie obejrzy mecz z Hiszpanią. Są nastrojeni przez Hitzfelda niczym najlepsze zegarmistrzowskie cacka. Nie zdziwiłbym się, gdyby razem do spółki z Chile wykolegowali Hiszpanię z fazy pucharowej.

Jaki więc będzie wynik meczu Chile - Szwajcaria dzisiaj? Nie mam pojęcia.

Przemysław Nosal

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.