Finały NBA
Poszli! Na dobry początek rywalizacji o 64. mistrzostwo NBA (lub ''dobry'' jeśli byliście wczoraj Bostończykami) dwa klipy, które powinny nakręcać w najbliższym czasie sympatyków obydwu drużyn. Raper NBS stworzył hymn zagrzewający do boju Celtics...
...a Nike stworzyło kolejną kapitalną reklamę, w której największe gwiazdy kosza (i John Salley) celebrują kolejny występ w finałach Kobego Bryanta.
Doceniam zapał i wkład własny NBS-a, ale z reklamami Nike'a nie da się wygrać.
LeBron James (Cleveland Cavaliers)
GETTY IMAGES/Jim Rogash
Trzecie najważniejsze pytanie jakie stawiają sobie teraz kibice NBA (poza ''kto wygra mistrzostwo?'' i ''co się teraz dzieje z Bryantem Reevesem?'') dotyczy tego gdzie będzie w nowym sezonie grał LeBron James. King James był ostatnio gościem Kinga Larry'ego i powiedział, że największe szanse na podpisanie z nim kontraktu mają Cavaliers, nikt oczywiście jednak nie zamierza odstąpić od kuszenia najlepszego gracza NBA (przynajmniej spośród tych, na których żony nie polował Karl Malone ). Głos w tej sprawie zabierali już najpotężniejsi ludzie świata (burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg namawia go na przyjście do Nowego Jorku, Barack Obama uważa, że powinien zagrać w Chicago), kwestią czasu było zatem zabranie stanowiska przez samego Boga. Dzięki kazaniu pewnego pastora z Południowej Karoliny wiemy już, że Najwyższy jest za tym aby James podpisał kontrakt z Cavaliers. Ale nie byle jaki kontrakt, tylko trzyletni, wart jednego dolara za sezon... Całego boskiego planu można posłuchać poniżej...
Jak słyszeliście trzydolarowy kontrakt, miałby umożliwić Cleveland podpisanie umów z dwoma ''max-playerami'' i biblijnych rozmiarów kopanie tyłków. Wychodzi na to, że w zawiłościach salary cap gubią się nawet wszechwiedzące byty.
Zach Randolph (Memphis Grizzlies)
GETTY IMAGES/Chris Graythen
Kiedy wszyscy stawiali już krzyżyk na Zachu Randolphie, nie tyle nawet na maszynce do wykręcania statystyk na poziomie 20/10, a na człowieku, który jest w stanie pokierować swoim życiem i karierą, Randolph rozegrał sezon życia w barwach Grizzlies. Nie tylko nabijał cyferki, ale potrafił pomóc drużynie wygrywać, wystąpił w Meczu Gwiazd, a na dodatek przestał pakować się w kłopoty poza boiskiem... To byłaby najpiękniejsza historia sezonu 2009/10... gdyby skończył się przed 26 maja.
Więcej szczegółów tutaj , ale wszystko sprowadza się do ''ups''. Witaj z powrotem Zach.
Space Jam
To jeszcze nie koniec rozgrywek, ale sezon ogórkowy czas zacząć. I to od iście electro-hitlerowskiego p***cia - chicagowski aktywista znany z walki o prawa gejów oraz lingwista Michal Brody twierdzi, że ''Space Jam'' jest oparty na świętej księdze Majów, Popol Vuh . Serio.
- w ten sposób streszcza teorię Brody'ego jeden z redaktorów filmowego serwisu Cine-List. Wow. Cytowałem w miarę dokładnie więc nie odpowiadam za niedorzeczność niektórych fragmentów. Przychodzi mi do głowy tylko jedno w sprawie tego najbardziej karkołomnego pomysłu od czasu zaoferowania pełnego mid-level exception Jerome'owi Jamesowi - gdyby Space Jam naprawdę czerpał z mitologii Majów, motywem przewodnim nie byłaby piosenka R.Kelly'ego, a Stachursky'ego .
Mickael Pietrus (Orlando Magic)
Nie dla każdego gracza Magic ten sezon zakończył się porażką - dla takiego Pietrusa bowiem zwieńczeniem było zwycięstwo w zakładzie. Francuz założył się z kilkoma kolegami z drużyny, że nie będzie przez cały sezon obcinał włosów. Jeden z rezultatów widać na powyższym zdjęciu, drugim jest 17 tysięcy dolarów w kieszeni Pietrusa. Skoro Magicy tak lubią się zakładać, mam dla nich propozycję na następny sezon - namówcie Vince'a Cartera żeby przez cały następny rok zapuszczał jaja.
Retro gracz tygodnia: Bryant Reeves
W nowym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.
Nadszedł czas aby odpowiedzieć na jedno z absolutnie najważniejszych pytań - wspomniane już ''co się teraz dzieje z Bryantem Reevesem?''. Ale to za chwilę...
GETTY IMAGES/Otto Greule Jr
... bo w karierze Reevesa było więcej równie frapujących zagadek. Jedna, towarzysząca pierwszemu zdjęciu Reevesa z dniu Draftu 1995 (Grizzlies wybrali go z numerem 6), które zobaczyłem, brzmiało ''WTF?''. Pozostałe w zasadzie miały identyczną treść, a pojawiały się na przykład gdy Bryant, wyglądający jak nieślubne dziecko drwala i drzewa, które ten przed chwilą ściął, aplikował Bostonowi 41 punktów, albo gdy w drugim i trzecim sezonie w lidze (1996-1998) zdobywał solidne średnie 16 punktów i 8 zbiórek. Znak zapytania pojawiał się jednak także, gdy Grizzlies zaoferowali mu zaraz potem kontrakt na sześć lat warty 64 miliony. Jak się okazało - słusznie, bo gdy Bryant pojawił się w klubie po przedłużonej lokautem przerwie z prawie dwudziestoma kilogramami nadwagi. Do problemów z masą ciała natychmiast dołączyły problemy z kontuzjami, co przełożyło się natychmiast na statystyki. Ze wspomnianego 16/8, w sezonie 98/99 Reeves spadł do 10/5 (przy procencie rzutów z gry pikującym z 52% do ledwie 40) i ostatecznie 8/5 w dwóch ostatnich latach kariery, która zakończyła się przedwcześnie w 2001 roku. Po przeprowadzce z Vancouver do Memphis (o którą obwiniany był m.in. kontrakt Big Country Reevesa), Bryant wystąpił jedynie w dwóch meczach przedsezonowych, po czym został wpisany na listę kontuzjowanych z powodu chronicznego bólu pleców i już nigdy nie wrócił na parkiet.
No dobrze, tę historię wszyscy mniej więcej znają, ale co z najważniejszym pytaniem? Bo Bryant Reeves po 2001 roku, choć przy jego gabarytach było to wyjątkowo trudne, zapadł się pod ziemię. Na szczęście za łopatę złapał w ubiegłym roku autor bloga Hip Hop Junkies , który namierzył na MySpace mieszkańca jego rodzinnej wsi, liczącego około 200 mieszkańców Gans w Oklahomie, zakładając, że będzie wiedział coś o losie największego lokalnego bohatera. Co się okazało? Cytując odpowiedź owego osobnika:
Tym razem nie będzie żadnego WTF? Szczerze mówiąc nawet gdy był czynnym zawodnikiem, o wiele łatwiej było mi wyobrazić go sobie na ranczu, wśród bydła niż na parkiecie NBA. Pozdrawiam Bryant i mam nadzieję, że biorą.
kostrzu