Piłkarscy seryjni samobójcy (i dwa bonusy)

Nie milkną echa 29. kolejki Ekstraklasy, a jestem pewien, że znacznie mniej osób doszukiwałoby się błędów sędziego z meczu w Chorzowie, gdyby nie cudowna główka Mariusza Jopa, która znacznie oddaliła od Wisły widmo mistrzostwa i kompromitacji walki w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Obrońca Białej Gwiazdy nie jest jednak jednym piłkarzem potrafiącym wsadzić głowę tam, gdzie inni baliby się wsadzić nogę i wpakować piłkę tam, gdzie jego koledzy woleliby jej nie widzieć. Oto notoryczni piłkarscy samobójcy.

10. Mariusz Jop

Przegląd piłkarskich samobójców zacznijmy od zawodnika, który stał się inspiracją dla tego zestawienia. W ciągu ostatnich dni przypominano tę bramkę około 4923 razy, więc bez zbędnych ceregieli, oto jak Jop zapisał się w protokole legendarnego już meczu Wisła - Lazio, który zakończył się wynikiem 3:3.

Jopowi w znalezieniu się na liście pomogła FIFA, gdyż z pewnością musiałoby się znaleźć miejsce dla Pierre'a Issy z RPA, który na mundialu w 1998 sprezentował dwa gole Francuzom. Ostatecznie jednak jedną z bramek dostał Thierry Henry, co uratowało obrońcę przed historycznym wyczynem.

9. Jonathan Woodgate

Powiedzieć, że transfer angielskiego obrońcy do Realu Madryt był nieudany, to jak stwierdzić, że Odra jest w niewesołej sytuacji. Woodgate przybył do Hiszpanii w 2004 roku, ale kontuzje pozwoliły mu zagrać dla Królewskich dopiero we wrześniu 2005 roku. Debiut z Athleticem Bilbao zakończył strzelając samobójczą bramkę i wylatując z boiska za dwie żółte kartki. Niespełna miesiąc później udowodnił wszystkim twierdzącym, że może jeszcze w Madrycie się przydać, jak bardzo się mylą. W trzecim występie strzelił drugiego samobója - tym razem w towarzyskim spotkaniu z Realem Saragossa. Wprawdzie na początku 2006 roku w końcu zaczął grywać w podstawowym składzie, ale kolejne urazy powstrzymały go przed zrobieniem kariery w Madrycie i Real bez żalu wypożyczył go, a następnie sprzedał do Middlesbrough.

8. Arkadiusz Głowacki

Aby Jopowi nie było smutno nieopodal niego ląduje jego kolega (o ile Jop jeszcze ma kolegów) z Wisły. Także Głowacki potrafi oszukiwać własnych bramkarzy i co ciekawe robi to w niemal wszystkich możliwych rozgrywkach. W eliminacjach do Mistrzostw Świata w Niemczech zdołał efektownie wyprzedzić Michaela Owena odbierając mu szansę pokonania Jerzego Dudka i robiąc to samemu.

W 2006 wpisał się na listę samo-strzelców w Pucharze Ekstraklasy zmniejszając o połowę rozmiary porażki Górnika Zabrze. Warto jednak zauważyć, że we wszelkich statystykach przy tym golu powinno się w nawiasie dodawać TO PRZEZ JUSZCZYKA.

Kolejne dwa lata później Głowacki zrobił to, co nie udało się Grzegorzowi Rasiakowi, czyli zdobył (uznanego) gola dla Tottenhamu. Pomógł tym awansować Spurs do fazy grupowej Pucharu UEFA, co z pewnością byłoby powodem do dumy, gdyby nie to, że grał wtedy w Wiśle.

7. Kachaber Kaladze

Grający od 2001 roku w AC Milan Kacha miał sporo czasu, by zasymilować się z Włochami. Wyszło mu to tak dobrze, że zasługi miał nie tylko dla Rossonerich, ale też reprezentacji Italii. W spotkaniu Gruzja - Włochy w czasie eliminacji do Mistrzostw Świata w RPA zdobył dwa gole - Azzurri wygrali 2:0.

6. Igor Tudor

Istnieje teoria, że popularny dowcip - Mamo strzeliłem dwa gole! - A ile było? - 1:1 - to fragment pamiętnika Chorwata. Mógł coś takiego napisać na przykład po Euro 2004. W meczu z Francją pokonując Tomislava Butinę i asystując Davidowi Trezeguet walnie przyczynił się do tego, że jego drużyna tylko zremisowała 2:2. Swoje winy częściowo odkupił w meczu z Anglią, gdy trafił już do prawidłowej siatki, ale Chorwacja przegrała 2:4 i nie zdołała wyjść z grupy. Tudor nie tylko w Portugalii pokonywał swojego bramkarza, gdyż zarówno w Juventusie, jak i reprezentacji dzielnie pracował, by w niektórych krajach wyrażenie ''gol samobójczy'' zamienić na ''igor tudor''.

5. Chris Nicholl

Były obrońca Aston Villi to prawdopodobnie najuczciwszy piłkarz w historii. Albo największy samolub - zależy jak na to spojrzeć. O ile bowiem Kaladze strzelił dwa gole dla drużyny rywala, to Nicholl dorzucił do nich także dwa trafienia dla własnego zespołu. Dzięki temu zadbał, by po remisie The Villans 2:2 z Leicester w 1976 wszystkie gazety pisały tylko o nim.

4. Gary Caldwell

Te kraje, które wciąż nie zdecydowały się zastąpić bramek samobójczych igorami tudorami zastanawiają się czy nie przechrzcić ich na gary caldwelle. Szkocki obrońca przeplata bowiem świetne mecze fatalnymi, w których dwoi się i czworzy, żeby pomóc rywalom, a jeśli wciąż sobie nie radzą, sam pakuje piłkę do własnej bramki. W 2006 w Lidze Mistrzów praktycznie podarował zwycięstwo Benfice w 10. minucie pokonując Artura Boruca, a 12 minut później wykładając piłkę Nuno Gomesowi

Jego autodestrukcyjne tendencje dały o sobie znać także dwa lata później, gdy w 87. minucie meczu z Aalborgiem trafił do własnej bramki sprawiając, że Duńczycy zagrali w ostatniej edycji Pucharu UEFA, a Celtic mógł skupić się na lidze szkockiej.

3. Stan Van Den Buys

Jeśli nie jest się wielkim piłkarzem, a chce się przejść do historii najlepiej jest zrobić coś trzy razy w jednym meczu. Martin Palermo będzie pamiętany za trzy zmarnowane karne w jednym spotkaniu, Josip Simunić za dostanie trzech żółtych kartek w meczu z Australią, a Belg Van Den Buys swoją furtkę do historii otworzył w 1995 trzykrotnie pokonując bramkarza swojego Germinal Ekeren w starciu z Anderlechtem. Żeby było zabawniej drużyna z Brukseli wygrała 3:2. To się nazywa wygrać mecz w pojedynkę.

2. Frank Sinclair

Po co pokonywać bramkarza przeciwnika, skoro własnego można znacznie łatwiej? To zdanie jamajski obrońca mógł sobie wytatuować na plechach, bicepsie, czole i jeszcze kilku miejscach. Strzelał gole między innymi dla Arsenalu, Chelsea i Middlesbrough, a wszystko to w koszulce Leicester. Dodatkowo żelowym cienkopisem powinien w swoim piłkarskim CV zaznaczyć, że bramki dla Kanonierów i The Blues zdobył w odstępie zaledwie jednego meczu w 1999. Gola z Boro zdobył w 2002, kiedy zupełnie nieatakowany z połowy podał piłkę do Iana Walkera tak, że ten musiał wyciągać ją z bramki. Była to jedyna bramka meczu, który w sporej mierze przyczynił się do spadku Lisów.

1. Jamie Carragher

Sinclair przez wiele lat był uważany za seryjnego samobójcę, w którego każdy emo powinien wpatrywać się jak w różową czaszkę z kokardką. Jednak nawet on mógłby do Carraghera mówić ''Mistrzu''. Jamie to bowiem król futbolowego wallenrodyzmu, car samobójów i książę piłkarskiego sabotażu. Grał tylko w Liverpoolu, ale gole zdobywał dla znacznie większej liczby drużyn. W 434 ligowych spotkaniach w barwach The Reds zdobył dla ekipy z Anfield trzy gole i dorzucił jednego w eliminacjach do Ligi Mistrzów w 2005. Znacznie częściej pokonywał jednak swojego bramkarza. Uszczęśliwiał między innymi kibiców Hull, Tottenhamu i West Hamu, a jego największym wyczynem było to, czego dokonał w sezonie 1999/2000 przeciw największym rywalom swojej drużyny - Manchesterowi United. Z trzech goli Czerwonych Diabłów strzelił bowiem dwa i ekipa Fergusona wygrała 3:2. Był to prawdopodobnie jedyny moment, gdy kibice United chcieliby mieć koszulki Liverpoolu - oczywiście z nazwiskiem swojego najlepszego strzelca.

BONUS 1 - DRUŻYNY

ADO Den Haag

W drugiej rundzie Pucharu UEFA w 1971 Holendrzy zmierzyli się z Wolverhampton Wanderers. Mierzenie to wykazało, że są zdecydowanie za ciency, w dwumeczu przegrali bowiem łącznie 7:1. Szczególnie fatalne było dla nich spotkanie rewanżowe, w którym polegli 4:0. Na domiar złego pozwolili rywalom strzelić sobie tylko jedną bramkę. Resztę sobie dopowiedzcie albo doobejrzyjcie:

Hannover 96

W grudniu 2009 Hannover 96 przegrał z Borussią Monchengladbach 3:5, chociaż jego gracze strzelili sześć goli - niestety sprawiedliwie po trzy razy pokonywali obu bramkarzy. Raz do własnej siatki trafił Constant Djakpa, a dwa razy uczynił to Karim Haggui, który w 15. minucie otworzył wynik, a w 90. zakończył wielkie strzelanie na Borussia-Park.

Stawiam piwo temu, kto zdoła mi wytłumaczyć co chciał zrobić Djakpa.

Rangers i Unirea

Przy Caldwellu wspominałem już o Szkotach, samobójach i Lidze Mistrzów, więc wypada też powiedzieć o tym, czego w październiku 2009 roku dokonali piłkarze Glasgow Rangers i rumuńskiego Unirea Urziceni. Podopieczni Dana Petrescu roznieśli na Ibrox gospodarzy 4:1, a aż po trzech z pięciu bramek strzelcy zamiast się cieszyć łapali się za głowy i próbowali zapaść pod ziemię. Najpierw swojego bramkarza pokonał pomocnik gości Ricardo Vilana, a potem jego wyczyn kopiowali Rangersi Kyle Lafferty i Lee McCulloch. A było to tak:

Barbados

W eliminacjach do Pucharu Karaibów w 1994 Barbados musiał wygrać dwoma golami z Grenadą, by jej kosztem awansować do turnieju. Prowadził już 2:0, ale rywale strzelili kontaktową bramkę i zrobił się kopot. Wtedy jednak pojawił lokalny pan Wolf, który rozwiązuje problemy i przypomniał, że według zasad turnieju złota bramka w dogrywce liczy się podwójnie. Innymi słowy, jeśli Grenada wyrównałaby na 2:2,  to doszłoby do dogrywki, w której Barbados strzelając tylko jednego gola, mógłby za jednym zamachem zakończyć mecz i ustalić wynik na 4:2. Dlatego też w końcówce Barbadosyjczycy postanowili przechytrzyć system i wpakowali piłkę do własnej bramki. Wtedy jednak na pomoc Grenadzie przyszedł Wujek Dobra Rada i uświadomił piłkarzom co właśnie zrobił przeciwnik. Dodał też, że jeśli Barbados zdobędzie przed końcem regulaminowego czasu jeszcze jedną bramkę to wprawdzie wygra 3:2, ale nie osiągnie potrzebnej do awansu przewagi i na turniej pojedzie Grenada. To co działo się w ostatnich minutach było więc podobno największą parodią futbolu do czasu Mistrzostw Świata w Korei i Japonii. To znaczy Grenada próbowała wpakować piłkę do którejkolwiek bramki, gdyż wynik 3:2 dla każdej ze stron dawał jej awans, a Barbados zażarcie obu bramek bronił. Zdołał dopiąć swego i doprowadził do dogrywki, w której zdobył upragnioną złotą bramkę za dwa. Nie wiem czy było wiele radości, ale widząc to minstrele sir Robina pewnie zjedliby się sami.

BONUS 2 - BRAMKARZE

Wprawdzie golkiperzy często ponoszą odpowiedzialność za tracone gole, ale rzadko pokonują się sami. Kiedy to już jednak czynią, zazwyczaj dbają, żeby noty za wartość artystyczną były naprawdę wysokie. Oto więc krótki przegląd samobójczej twórczości golkiperów.

Antonios Nikopolidis

Grek to jeden z najbardziej farfoclogennych bramkarzy, jakich nosiły boiska. Zawsze kiedy myślałem, że nie może czegoś zawalić gorzej, on pokazywał jak mało wiem o piłce. W końcu chyba jednak osiągnął szczyt tego, co przy pojedynczej interwencji może zepsuć bramkarz.

Żeby zrobić coś gorzej trzeba byłoby wrzucając piłkę do bramki przyspieszyć globalne ocieplenie i spowodować załamanie na giełdach.

Janusz Jojko

Polski klasyk z meczu barażowego z 1987 roku. Ruch walczył wtedy o utrzymanie, a Lechia o awans. O rozstrzygnięciu w dużej mierze zadecydował Jojko, który wrzucił piłkę do własnej bramki, a chorzowian do II Ligi.

Podobno pierwszy bramkarzem, który zaprezentował taki manewr był Gary Sprake z Leeds United, który wrzucił sobie piłkę do bramki w meczu z Liverpoolem w 1967 roku. W korespondencyjnym pojedynku Sprake - Polska jest jednak 2:1 dla naszych, gdyż w 2009 roku stojący w bramce Farsley Celtic Piotr Skiba zrobił tak:

Jeśli już przy samobójach polskich bramkarzy jesteśmy, to w tym sezonie oficjalnie były dwa takie gole. Powędrowały one na konto Mariusza Pawełka z Wisły i Wojciecha Skaby z Polonii Bytom .  Gdyby władze ligi nie zlitowały się nad golkiperami, to zaliczono by im pięć swojaków, a Pawełek i Skaba mieliby ich po dwa. Ostatecznie jednak trafienie z meczu Wisła - Jagiellonia zweryfikowano na korzyść Remigiusza Jezierskiego , a gola ze spotkania Polonia - Zagłębie dostał Łukasz Hanzel . Z tego całego procesu weryfikacyjnego najmniej zadowolony może być Łukasz Piątek z Polonii Warszawa, którego orzeczono strzelcem feralnej bramki z Wisłą początkowo przypisywanej Sebastianowi Przyrowskiemu .  Kiedy mówimy o weryfikacji i przypisywaniu, to wypada wspomnieć, że na Mistrzostwach Świata we Francji słynną bramkę Andoniego Zubizarrety zaliczono Garbie Lawalowi, ale dla Hiszpana to chyba średnie pocieszenie:

Teuvo Moilanen

Fin zdecydowanie nie załapie się do rankingu najszczęśliwszych bramkarzy w historii. Na listę strzelców wpisał się w czasie eliminacji do Mistrzostw Świata we Francji, gdy jego plecy zdobyły gola dla Węgier.

Przypomniał o sobie w 2002, gdy w barwach Preston wprawdzie sam gola nie strzelił, ale podarował samobója swojemu obrońcy Grahamowi Alexanderowi. Boruc , Kahn czy Robinson pokazali, że przepuszczenie podania nad stopą to żadna sztuka. Moilanen poszedł dalej i puścił piłkę pod nogą.

Peter Enckelman

Kolejny fiński bramkarz, który został bohaterem wyjątkowo idiotycznej samobójczej bramki w przegranych przez jego Aston Villę derbach z Birmingham City.

Gola zaliczono Enckelmanowi, gdyż bramki nie można strzelić bezpośrednio z autu, a komuś trafienie trzeba było przypisać.

Ian Walker

Było już jak to Walkera pokonywał Sinclair, ale jeśli Jamajczyka nie było w pobliżu bramkarz Leicester potrafił pokonać się sam.

Oczywiście to nie wszyscy futbolowi samobójcy, ale taka dawka piłkarskiego sabotażu powinna pokazać Mariuszowi Jopowi, że nie tylko on miewa gorsze dni. A jeśli to nie poprawi mu humoru, to powinien pojechać do Poznania, gdzie może liczyć na niejedno darmowe piwo.

Bazyl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.