Pięć powodów, dla których loty narciarskie są fajniejsze niż zwykłe skoki?

Ciężko kogokolwiek w redakcji Z Czuba nazwać maniakiem skoków narciarskich. Wszyscy (chyba) uznajemy jednak rozróżnienie na skoki i na baaaaardzo długie skoki. A jeśli zastanawiacie dlaczego te drugie są fajniejsze niż te pierwsze (i dlaczego warto poświęcić trochę czasu zaczynającym się w piątek MŚ w lotach w Planicy), służę podpowiedzią.

1. To ostatnia skoczna impreza sezonu. Także czego bym o skokach nie pisał (z naciskiem na NIE PISAŁ), jakaś tam jednak łezka się w oku zakręci . W końcu zawsze to kolejnych kilka długich miesięcy bez akcji z wąsami , bez newsów o wiązaniach Ammana i, co gorsza (tu kręci się druga łezka), prawdopodobnie też bez większych sukcesów polskich sportowców. A sukcesy są fajne, nawet gdyby innego/innych* naszego/naszych** reprezentanta/reprezentantów*** maniakalnie miał wyprzedzać na podium jakiś nieletni Szwajcar/Szwajcarzy*****.

2. Jak człowiek pomyśli sobie, że komukolwiek płacą za zakładanie nart i lecenie z tym balastem na grubo ponad 200 metrów (bez urazy, Stefanie Hula), to zaczyna doceniać własną pracę. I nieważne w tym momencie, że zawodowo zajmuje się zakładaniem kroplówek wygłodzonym aligatorom czy sędziowaniem spotkań Ekstraklasy. Ten sam człowiek przestaje się także dziwić, że taki Harri Olli na przykład po prostu musi się czasem napić przed konkursem .

3. Zapewne (a nawet bardzo zapewne) są tacy maniacy, którzy emocjonowaliby się nawet zawodami na skoczni K15. To co jednak w skokach fajne, w dłuższych skokach jest jeszcze fajniejsze. Publika oczekuje chleba, igrzysk i konkursów, w których nawet skoki ''na Mateję'' kończą się na 120. metrze. A to wszystko gwarantują tylko turnieje rozgrywane na mamutach . I nie mówcie, że przy każdym dłuższym locie nie drży Wam trochę serce, patrząc na lecącego na 220 metrów psychopatę. I to nie z powodu zwężonej zastawki mitralnej . W końcu każdy upadek w skokach boli. A upadek w skokach z mamuta boli najboleśniej.

4. Dłuższe skoki to siłą rzeczy więcej czasu w powietrzu. Nie ma zatem strachu, że po tym jak przypadkowo mrugniemy okaże się, że Małysz nie tylko już wylądował i dostał noty, ale zdążył też już pojechać do domu i obejrzeć ostatni odcinek ''Złotopolskich''. Przy lotach wyjątkowo długich między ''Schlierenzauer belka mode on'' a ''Schlierenzauer telemark mode on'' można na przykład jeszcze zdążyć zagrać partyjkę w ''Starcrafta'' przez sieć.

5. Bo lubię kino drogi. A nic nie jest mu w sporcie bliższe niż krótka opowieść o przyjaźni chłopca z jego nartami, gdzie jeden i drugie razem lecą, lecą i lecą, a wszystko kończy się happy endem w postaci udanego telemarku i trzech ''dziewiętnastek'' .

*niepotrzebne skreślić

**patrz punkt powyżej

***tak samo

****identycznie

ŁM

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.