Poligon: "Wy nam węgiel, my wam banana", czyli sprowadzeni do barteru

''Powiedz mi z kim współpracujesz, a powiem... twojemu współpracownikowi, że mógłby być rozsądniejszy i współpracować ze mną'' - mawiali starożytni Fenicjanie, którzy jak wiadomo mieli nosa do interesów.

Czasem współpraca przynosi zyski doraźne, bezpośrednio przekładające się na brzęk monet i szelest spadających papierków, a czasem jest elementem szerszej polityki pi-arowej i ma za zadanie polepszyć wizerunek współpracownika, przydać mu powagi, znaczenia, wiarygodności i kilu innych rzeczowników. Co także przekłada się na brzęk i szelest, tylko w trochę dłuższej perspektywie.

- Karol, ty się nie śmiej - wtrącił Moryc Welt, widząc drwiący uśmieszek na twarzy przyjaciela - ja ci powiem, iż twoją przyjaźń mógłbym obliczyć na ruble, bo ja przez nią, przez to, że razem mieszkamy, mam więcej kredytu o jakie dwadzieścia tysięcy rubli.

Jak to się ma do piłki nożnej? Bardzo prosto. Klub nawiązuje współpracę z bogatą firmą, firma dostaje miejsce na klatach zawodników i bandach okalających boisko, klub dostaje brzęczące i szeleszczące, za które kupuje sobie zawodników, zawodnicy osiągają sukces, przychodzą kolejne firmy z kolejnymi pieniędzmi, kolejni zawodnicy, kolejne sukcesy... i tak się to kręci aż do rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów i wtedy zostają już tylko duże kontrakty, dziura w budżecie i miejscowa masarnia w roli sponsora. Tyle w temacie współpracy bezpośrednio przekładalnej.

W Ekstraklasie mamy także przypadki współpracy przekładalnej niebezpośrednio, czyli pi-arowej. Oto na przykład Lech Poznań zmuszony okolicznościami do rezygnacji z dotychczasowego sponsora i słono opłacanego przezeń napisu na zawodniczej klacie, umieścił tam inny, łechcący mile dumę kibiców. Dzięki czemu może mieć nadzieję na przyciągniecie większej ilości widzów na stadion (zysk) i na to, że wyróżnieni napisem kibice, poczują się na tyle związani/zobowiązani, iż nie rozniosą stadionu w przypadku przegapienia przez Lecha kolejnego tytułu mistrzowskiego (brak strat czyli także zysk).

Ruch Chorzów od jakiegoś czasu gra w strojach z serduszkiem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Oczywiście, WOŚP za taką reklamę nie płaci, albowiem w grę wchodzą wyższe, szczytne cele, piękne uczucia, wrażliwość klubu i jego działaczy, a poza tym miejsce na koszulce i tak się marnowało. Klub reklamował piękną akcję, a serduszko przy okazji wołało wielkim głosem: ''To jest fajny klub, wrażliwy, zaangażowany - warto mu pomóc, zwłaszcza że twoja reklama, szanowny sponsorze nieźle będzie wyglądać obok logo WOŚP''. Jak wiemy - zadziałało i przełożyło się na brzęk i szelest .

Parę dni temu Ruch Chorzów wykonał kolejny ruch pi-arowy - w ramach trwającej już od jakiegoś czasu współpracy z Teatrem Rozrywki w Chorzowie kibicom-teatromanom została stworzona możliwość korzystania ze wspólnego biletu . Bilet ma być imienny, ma uprawniać i umożliwiać obejrzenie meczu piłkarskiego oraz przedstawienia teatralnego, a w dodatku pozwali oszczędzić konkretne pieniądze. Dyskusję o tym, czy kibic teatralny będzie się potrafił kulturalnie zachować na stadionie i jak aktorzy będą reagować, gdy z loży popłynie chóralne: ''Mistrzem Szkocji jest Makbet! Makbet najlepszy jest!'' przełożymy sobie na inny termin. Dziś możemy tylko podziwiać operatywność chorzowskiego działu public relations, odwagę Teatru Rozrywki i obstawiać jaka firma zgłosi się niedługo do Ruchu z gratulacjami i konkretną ofertą reklamową.

Możemy też zastanowić się, czy podobną drogą nie powinny podążać inne kluby. Ba! możemy nawet wyręczyć klubowych pi-arowców i sami możemy znaleźć klubom atrakcyjnych partnerów. I to nawet bez zwyczajowej prowizji - w ramach budowania wizerunku, oczywiście.

Oczywistym partnerem dla Arki Gdynia wydaje się być Teatr Muzyczny - rozwiązania techniczne w kwestii wspólnego biletu można skopiować z Chorzowa, a repertuar już obie instytucje mają zbieżny, więc w scenach zbiorowych ze ''Skrzypka na dachu'' można by wykorzystać pierwszą drużynę i zarząd klubu. Gwarantuję, że piosenkę ''Gdybym był bogaty'' wykonają z niespotykanym dotychczas na polskich scenach zaangażowaniem. W granych obecnie w Teatrze Muzycznym ''Szalonych nożyczkach'' mógłby wystąpić księgowy Arki, a przesunięcie spektaklu na okolice piętnastego i trzydziestego pierwszego każdego miesiąca dodałoby jego grze pasji i wiarygodności. Decyzję o tym, czy czarną komedię ''Straszne dzieci'' wystawić w teatrze czy może przenieść na trybuny pozostawiam zainteresowanym stronom, ale sugerowałbym to drugie rozwiązanie, zwłaszcza w przypadku porażki Arki.

Grająca niedaleko Lechia Gdańsk mogłaby nawiązać współpracę ze Stocznią Gdańską. Przemysł stoczniowy jest obecnie w dołku, więc może w ramach budowania wizerunku to piłkarze mogliby zasponsorować stoczniowców, zamawiając jakiś gustowny jachcik, trałowiec czy inną biało-zieloną łódź podwodną. Klub mógłby także wynegocjować zniżki dla nabywców karnetów: ''przy zakupie czterech karnetów VIP - obniżka na drobnicowiec i koło ratunkowe w prezencie''. Nagrodą dla stoczniowych przodowników pracy byłyby darmowe bilety na mecze z Lechem Poznań, a bumelantów zmuszałoby się do oglądania zmagań Lechii w pierwszych rundach Pucharu Polski. Można by także wykorzystać fizjonomiczny potencjał trenera Kafarskiego, troszkę go przeczesać, przebrać, dokleić wąsy i wykorzystywać w charakterze sobowtóra wiadomej osoby - parę zwycięstw Lechii i zdjęcie z tak ucharakteryzowanym trenerem Kafarskim mogłoby zagwarantować miejsce co najmniej w Radzie Dzielnicy.

Konkurencją dla Lechii mogłaby być Odra Wodzisław. Niby ''bliższa kamizelka ratunkowa ciału'', a Lechia przecież po sąsiedzku, ale Odra Wodzisław mogłaby wnieść do spółki zweryfikowaną wielokrotnie ''niezatapialność'', będącą poważnym atutem w przypadku przemysłu okrętowego. Być może w zamian za lekki sponsoring zarządowi Odry udałoby się wynegocjować drobną zmianę w znanym tekście ''chrzestnym'', który odtąd mógłby brzmieć: ''płyń po morzach i oceanach, sław imię polskiego stoczniowca i szukaj piłkarzy, którzy nie maja wysokich wymagań finansowych''.

Drużyną mającą potężne możliwości pi-arowo-marketingowe jest Cracovia. Biało-czerwone pasy widzi przy drodze każdy kierowca - a to sygnalizują zakręt, a to przejazd kolejowy, a to wreszcie są ozdobą szlabanów. Wystarczy tylko dorobić jakież zgrabne hasełko w stylu: ''Podążaj za pasami'', ''Pasy cię poprowadzą'', ''Pasy to twoje bezpieczeństwo'', ''kto ma w głowie olej ten idzie na kolej i na mecz Cracovii''. Pomysł, by do biletów na mecze Cracovii dołączać przepustkę pozwalającą na omijanie szlabanu zostaje zdyskwalifikowany w przedbiegach ze względu na podejrzaną złośliwość. Pierwsze doświadczenia z wykorzystaniem pasiastego wizerunku nie wypadły jednak najlepiej - spadek boiskowej formy Cracovii dziwnym zbiegiem okoliczności splótł się z kompletną plajtą pewniej partii politycznej, dość mocno eksploatującej biało-czerwone pasy. Trwają badania, mające wyjaśnić czy zachodzi tu jakiś związek przyczynowo skutkowy, jak wiele dzieli krawat od szalika i co było pierwsze: ''He, he, he...'' czy ''0:2''.

Lech Poznań nie śpi - już na oficjalnej prezentacji zespołu przed rundą wiosenną próbowano przedstawić indukcyjną płytę kuchenkową z herbem Lecha (próbowano, bo płyta miała tremę i z nerwów rozpękła się efektownie). Ale pierwsze płyty - robaczywki, jak mówią koty zza płotu, następne na pewno będą trwalsze i wytrzymalsze i w ramach akcji ''Amicus Plato sed magis Amica Wronki'' mogą być sprzedawane posiadaczom karnetów ze stosowną zniżką i książką kucharską: ''Gwiazdy Lecha gotują czyli zamiast Glika mamy gzika''.

Skojarzenie drużyny z Gliwic z fabryką produkującą płyn dopingujący w kolorze bursztynu jest zbyt oczywiste i niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw. Bilet z dołączonymi butelkami byłby ciężki i nieporęczny (albo co gorsza - byłby bardzo poręczny), występowałyby tradycyjne w tej części Europy trudności ze skupem surowców wtórnych, a moralna dwuznaczność zestawu ''młodzież-piwo'' budziłaby kontrowersje w środowiskach rodzicielskich i pedagogicznych. Sugerowałbym raczej bliższą współpracę z Ministerstwem Edukacji Narodowej i muzeum w Biskupinie. W ramach rekompensaty za kolejną rundę rozgrywaną w Wodzisławiu, posiadaczom karnetów organizowano by ''weekend z Piastem'', w czasie którego mogliby obejrzeć mecz ukochanej drużyny, a potem we wczesnośredniowiecznym ''ąturażu'' obejrzeć trenera Fornalaka w roli Piasta Kołodzieja i w lnianym giezełku, pierwszą jedenastkę odgrywającą książęcą drużynę i prezesa Krzyżanowskiego w roli dwóch aniołów. Członkowie klubu kibica mogliby przejść ceremonię postrzyżyn, a całość wieńczyłoby chóralne odśpiewanie ''Tanga Rzepicha'' . Całą operację zapewne chętnie sfinansowałoby Muzeum Historii Polski, a brakujące kwoty zyskałoby z łatwością z unijnych perfektów edukacyjnych.

Szeroki paletaż możliwości rysuje się także przed Wisła Kraków. Co prawda mistrzowi Polski idzie ostatnio jak po grudzie, wiatr wieje w oczy, wszędzie ma pod górę i za co się nie weźmie - okazuje się, że jest to kolejna odpowiedź na nieśmiertelne pytanie Edwarda Dziewońskiego ''Co by tu jeszcze?'', ale przecież nie ma sytuacji bez wyjścia. Bardzo owocna mogłaby się okazać współpraca z Telewizją Czechosłowacką - do karnetu na trybunę północną dołączany byłby komplet odcinków ''Szpitala na peryferiach'', do karnetu na trybunę południową: komplet ''Szpitala na peryferiach dwadzieścia lat później'', a do karnetu VIP najnowsze wydanie ''Ortopedii i traumatologii'' Tadeusza Szymona Gaździka. Kibice mogliby uczestniczyć w tradycyjnych konkursach medycznych, w których na przykładzie dowolnego zawodnika ''Białej Gwiazdy'' demonstrowaliby swoją wiedzę o urazach, złamaniach i naciągnięciach, a zwycięzca Wielkiego Finału otrzymywałby indeks Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego i zaliczenie kolokwiów z kończyny dolnej.

Sport jest atrakcyjną dziedziną życia społecznego i nie powinien zamykać się na pozostałe dziedziny. Sztuka, nauka i biznes mogą dać sportowi wiele, mogą także wiele od niego wziąć, hasło ''Bawiąc - uczyć'' łatwiej wcielić w życie niż zasadę ''fair-play'', a biorąc pod uwagę poziom rozgrywek ligowych w ostatnich latach, kto wie... może taka współpraca jest jedynym sposobem na przetrwanie do czasu wybudowania nowych stadionów?

PS. Z ostatniej chwili: Jak donosi Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna od przyszłego sezonu ma zostać uruchomiony nowa specjalizacja: ''wiedza o teatrze sportowym''. Absolwenci w czasie trzyletnich kursów zapoznają się z podstawowymi zagadnieniami i technikami piłkarskich, a w ramach zajęć z ''włoskich padów'', ''nurkowania'' i ''emisji boiskowego jęku'' zdobędą szeroką wiedzę oraz licencję umożliwiającą zatrudnienie przez centralne i okręgowe Kolegia Sędziów a także telewizyjne ''Kontrowersje ligowe''.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.