Surowa Lekcja Dyscypliny: Odcinek 14 - Łyżwiarstwo Szybkie

Jeśli ktoś lubi śmigać na łyżwach, a jest bardzo przywiązany do swojego uzębienia lub czuje niechęć do obcisłych fatałaszków z cekinami, to wciąż może wywalczyć olimpijskie medale. Ludzkość potrafi bowiem na łyżwach nie tylko grać w hokeja i skakać potrójne patalaineny, ale także ścigać się. Dowodem na to są opisany już short track i jego tata, czyli dzisiejszy bohater - łyżwiarstwo szybkie.

Lekcja Historii

Większość sportów wymyślono w krajach, gdzie dzieci już rodzą się z nartami. Łyżwiarstwo szybkie pochodzi jednak z miejsca, które łatwiej nazwać centrum wszechświata niż centrum sportów zimowych, gdyż nigdy nie organizowało zimowych igrzysk, ani nawet nie było tego bliskie. Wywodzi się bowiem z Holandii, która gór ma tyle, co Włocławek dostępu do morza. To jednak tam już w XIII wieku ślizganie się po zamarzniętych jeziorach i kanałach było jednym z głównych sposobów przemieszania się zimą, co ludzie skrzętnie wykorzystywali, by docierać w różne miejsca szybciej niż inni. Na podobny pomysł wpadli też podobno Skandynawowie, a ślizganie szczególnie prężnie rozwijało się w Norwegii (to tak a propos krajów, gdzie dzieci rodzą się z nartami).

Łyżwiarstwo szybkie nie zostało jednak zrewolucjonizowane ani przez Holendrów ani przez Norwegów, a przez Szkotów. Ludzie w kiltach bowiem nie przez całą historię byli zajęci biciem się z Anglikami. W wolnych chwilach wymyślali różne rzeczy, dzięki czemu w 1592 zmontowali pierwsze łyżwy z metalowym ostrzem. Chociaż swoją drogą nie zdziwiłbym się, gdyby okazało, się że pierwotnym ich przeznaczaniem nie miało było ślizganie się po lodzie, tylko podrzynanie angielskich gardeł. Także w Szkocji, a dokładnie w Edynburgu w 1642 powstał pierwszy klub łyżwiarski. Aby zobaczyć pierwsze zawody musimy jednak wrócić tam, gdzie zaczęliśmy, czyli do Holandii, gdzie mnie więcej od 1676 urządzano wyścigi. Na Wyspach by ścigać się oficjalnie wpadnięto niemal 100 lat później, ale i tak można znaleźć źródła twierdzące, że pierwszy wyścig miał miejsce w 1763 w angielskim Fens.

Gdzieś w XIX wieku łyżwiarstwem szybkim zaczęły zarażać się inne narody, które zamiast kłócić się o to, kto co wynalazł pierwszy, wolały sobie beztrosko pośmigać. Pod koniec stulecia zaczęto zaś organizować zawody pretendujące do miana mistrzostw świata. Dzięki temu sport ten stał się na tyle popularny, że jako dyscyplina olimpijska zadebiutował już w Chamonix. Rywalizowali wtedy wyłącznie mężczyźni, którzy ścigali się na 500, 1500, 5000 i 10000 metrów oraz w wieloboju. Już po czterech latach z tego ostatniego zrezygnowano. W 1960 do rywalizacji włączyły się także panie. Potem w samej konkurencji zmieniało się niewiele - w 1976 facetom dorzucono 1000-metrowy wyścig, a od 1988 kobiety ściągają się na 5000 m. Od igrzysk w Turynie rozgrywane są także zawody drużynowe.

Lekcja ZPT

Póki gra w wojnę nie zostanie włączona do programu zimowych igrzysk olimpijskich, to trudno będzie na nich znaleźć coś prostszego od łyżwiarstwa szybkiego. Przynajmniej w jego wersji indywidualnej. Ciekawiej jest bowiem w wyścigach drużynowych, czyli biegach na dochodzenie (pościgowych). Ta wprowadzona w Turynie konkurencja polega na tym, że w każdym biegu walczą ze sobą dwie 3-osobowe drużyny. W przeciwieństwie do sztafet w biegach na dochodzenie wszyscy zawodnicy jadą jednocześnie i zmienia się tylko zawodnik przewodzący, drużyna notuje zaś taki czas, z jakim na metę wjechał jej ostatni członek. Ekipa, która wygra bieg walczy dalej, a przegrana może iść na piwo.

W zawodach indywidualnych takich komplikacji nie ma i chodzi tylko o to, żeby jak najszybciej przejechać określony dystans na owalnym torze mającym 400 metrów. Zawodnicy jeżdżą dwójkami, dzięki czemu jest im raźniej, weselej, mogą lepiej ocenić tempo, no i zawody trwają dwa razy krócej. To zaś czy ktoś swoją parę wygra czy nie nie ma żadnego znaczenia. W zasadzie jedyną trudnością jest to, że raz na okrążenie jadący zamieniają się torami.

Wystarczy to jednak, żeby sporo namieszać, co w Vancouver udowodnił Sven Kramer . Holender był faworytem do złota na 10000 metrów i w biegu finałowym nie tylko był najszybszy, ale poprawił rekord igrzysk. Ze zwycięstwa i rekordu cieszył się tylko przez moment, gdyż chwilę po finiszu został zdyskwalifikowany właśnie za nadprogramową zmianę toru, do której nakłonił go trener.

I tu pojawia się odpowiedź na to jak oglądać łyżwiarstwo szybkie. Oglądać należy w nadziei na niespodziewane wydarzenia. A tych w Vancouver nie brakuje. Prócz efektownych upadków i potknięć są bowiem takie przypadki jak ten Kramera czy Dmitrija Łobkowa, który startując w biegu na 1000 metrów zdołał przejechać połowę dystansu zanim zorientował się, że bieg będzie powtórzony. Do tego dochodzą problemy z zegarem, awarie maszyny startowej, roztapiający się lód i seria innych dziwnych wydarzeń, które powinny zaowocować wezwaniem do Richmond Olympic Oval Pogromców Duchów, albo przekazaniem na cele charytatywne premii przeznaczonych dla organizatorów.

Lekcja Geografii

Najwięcej w łyżwiarstwie szybkim na igrzyskach ugrały czy może raczej wyjeździły te kraje, w których uprawiane jest ono najdłużej, czyli Holandia i Norwegia, które przed Vancouver miały odpowiednio 75 i 79 krążków, a pod koniec igrzysk powiększyły swój dorobek do 81 i 80. Spore osiągnięcia mają również Niemcy. W dużej mierze dzięki legendarnym już enerdowskim panczenistkom, które chodząc po ulicach wyglądały jak kolumna T-34 i ludność myślała, że to sowiecka inwazja. Jednak nawet gdyby osiągnięcia RFN i NRD dodać, to i tak nie byłby one w stanie przebić Amerykanów, którzy mają najwięcej złotych medali, bo aż 29 razy stawali na najwyższym stopniu podium. Pięć razy i to na jednych igrzyskach czynił to Eric Heiden, który w 1980 w Lake Placid tryumfował na wszystkich dystansach. Nikt inny na jednych zimowych igrzyskach nie zgarnął pięciu złotych medali i w łyżwiarstwie szybkim raczej już tego nie dokona, gdyż od czasów Heidena sport ten zmienił się (między innymi zaczęto jeździć w panczenach z klapami) i obecnie zawodnicy specjalizują się w krótszych lub dłuższych dystansach i jeśli nie są Robocopami, to nie ma mowy, żeby wygrywali na wszystkich jak leci.

W Vancouver wprawdzie takich łyżwiarskich wymiataczy jak Heiden nie ma, ale jest za to kilka innych ciekawych postaci. Na przykład Shani Davis, który dzięki tryumfowi na 1000 metrów (na 1500 miał srebro) w Turynie został pierwszym w historii zimowych igrzysk czarnoskórym mistrzem olimpijskim. W tym roku powtórzył swoje osiągnięcia także zaliczając złoto na 1000 i srebro na 1500 metrów.

Już w Vancouver w olimpijskich annałach zapisał się Haralds Silovs, którego ludzkość zapamięta jako pierwszego zawodnika, który startował zarówno w łyżwiarstwie szybkim, jak i short tracku. W ramach gratisu Łotysz został też pierwszym, który na igrzyskach wystartował jednego dnia w dwóch dyscyplinach.

Warto także wspomnieć o reprezentantce gospodarzy Clarze Hughes, która szczyci się nie tylko tym, że startowała na igrzyskach letnich i zimowych, ale może się pochwalić przywiezionymi z obu medalami. W Vancouver wywalczyła brąz na 5000 m, a wcześniej miała już w kolekcji brąz z Salt Lake City, złoto i srebro z Turynu oraz dwa brązowe krążki zdobyte w Atlancie w kolarstwie.

Co zaś do naszej reprezentacji, to Polacy w łyżwiarstwie szybkim mają dwa medale, czyli srebrny i brązowy, które Elwira Seroczyńska i Helena Pilejczyk przywiozły ze Squaw Valley. Także w Vancouver nasi panczeniści byli widoczni. Niestety, głównie dlatego, że chętnie z bliska zapoznawali się z lodem i bandami. Gdyby jednak odwrócić tabele, to mielibyśmy cztery złota i brąz oraz tyle miejsc w pierwszej dziesiątce, że z Vancouver trzeba by je wywozić ciężarówkami.

Andrzej Bazylczuk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.