1. Jedzenie sobie z dzióbków
Kiedy Jacek Wszoła zaczął krytykować w studiu TVP Justynę Kowalczyk Maciej Kurzajewski zbladł. Przez chwilę wyglądał, jakby zupełnie poważnie rozważał udawanie omdlenia, byle tylko przerwać wywód swojego gościa. Chociaż może wcale nie udawał - wypowiedź Wszoły tak bardzo nie pasowała do formuły olimpijskiego studia według TVP, że Kurzajewski mógł przeżyć jak najbardziej realny wstrząs anafilaktyczny. Formuła studia zakłada bowiem, że wszyscy są dla siebie mili, wszyscy kochają naszych sportowców i są nimi zachwyceni, podobnie zresztą jak są zachwyceni sobą nawzajem i radośnie szczebioczą o tym i o owym. Najczęściej o tym, jakie strasznie mądre rzeczy mówią, czasem o tym, jak to cudownie, że siedzą tam sobie wszyscy razem, rzadko o igrzyskach. No, ale na igrzyskach nie zawsze jest słodko, a studiu TVP słodko być musi.
2. Dobór ekspertów
Ale czemu się dziwić, że studio TVP wygląda tak, jak wygląda, skoro zaprasza się do niego gości nie mających o sportach zimowych pojęcia. Naprawdę, nie jest winą Cezarego Żaka, że w ramach zapowiedzi i podsumowania biegu Justyny Kowalczyk opowiada o premierach w teatrze - tym się zajmuje, na tym się zna i o tym z pewnością może mnóstwo ciekawych rzeczy opowiedzieć. Tak, jak Magdalena Schejbal o graniu z serialach telewizyjnych, Karol Strasburger o prowadzeniu teleturniejów, a Maja Włoszczowska o kolarstwie górskim. Problem polega na tym, że zimowe igrzyska olimpijskie związane są ze sportem, konkretnie ze sportami zimowymi i przydałoby się poszukać ekspertów raczej w tych dziedzinach. TVP jednak nawet po takim zawężeniu poszukiwań potrafi spudłować. Paweł Zygmunt niewątpliwie zna się na łyżwiarstwie szybkim. Dlaczego więc został zaproszony w dzień, kiedy najważniejszymi wydarzeniami były biatlonowe biegi masowe? Chyba dlatego, żeby nie mógł zawstydzić gości obnażając ich ignorancję, tylko żeby razem z nimi musiał opowiadać dyrdymały.
3. Przaśność
Naprawdę, nie mam nic przeciwko Wiśle i Kasinie Wielkiej. To z pewnością piękne miejscowości zamieszkane przez przemiłych ludzi i mające solidny wkład w historię Polski ze szczególnym uwzględnieniem historii polskiego narciarstwa. Kasina Wielka dała nam Justynę Kowalczyk i braci Ziemianinów, Wisła dała nam Adama Małysza, Apoloniusza Tajnera i Jerzego Pilcha, a Antoniemu Piechniczkowi dała spokojną przystań i kominek. Wszystkie te postacie dały nam mnóstwo szczęścia, medali, felietonów, książek, parę niezłych płyt i jeden kicz. Mimo wszystko mam jednak wrażenie, że oglądanie krzyczących, ubranych na biało-czerwono mieszkańców Wisły i Kasiny Wielkiej nie jest doświadczeniem wystarczająco wzbogacającym, żeby serwować je widzowi codziennie. Z powtórkami.
4. Wprowadzanie widza w błąd
Na igrzyskach dzieje się dużo, wydarzenia na siebie nachodzą i nie wszystko da się pokazać na żywo - to wiadoma rzecz i nikt nie będzie miał do telewizji pretensji, jeśli coś nada z odtworzenia. Pod dwoma warunkami. Po pierwsze - telewizja musi się do tego otwarcie przyznać. W czasach telewizji satelitarnej i transmisji internetowych (pisanych i telewizyjnych) każdy może samemu znaleźć i obejrzeć interesujące go wydarzenie, a przynajmniej dowiedzieć się jak się skończyło i sprawdzić jego wynik. TVP jednak próbuje swoich widzów nabierać i to nabierać głupio. Naprawdę, nikt nie nabierze się na znaczek ''na żywo'' i mówienie ''a teraz przenieśmy się do hali, gdzie za chwilę pobiegnie nasza zawodniczka'' jeśli oficjalna strona igrzysk podała wynik, a konkurencyjna stacja już ten bieg pokazała 15 minut wcześniej.
5. Niepokazywanie igrzysk
I po drugie - skoro stacja nie pokazuje jakiegoś wydarzenia, choć teoretycznie w ramówce ma zapisaną właśnie transmisję z igrzysk przydałoby się, żeby miała jakieś dobre uzasadnienie. Na przykład takie, że gdzieś indziej akurat dzieje się coś ważniejszego. Nikt nie miałby pretensji do TVP, że nie pokazuje na przykład snowboardowego crossu (nawet jeśli bardzo ciekawego), bo akurat w tym samym czasie skacze Małysz czy strzela Sikora. Gorzej, że TVP potrafi czegoś nie pokazać, bo jest zajęta paplaniną w studiu i przenoszeniem się do Wisły czy Kasiny Wielkiej. A potem blok reklam, znaczek ''na żywo'' na maszt i ''przenosimy się do hali gdzie za chwilę pobiegnie nasza zawodniczka''.
6. Zabawa w podchody
TVP pokazuje igrzyska na trzech kanałach - TVP 1, TVP 2 i TVP Sport. I baw się dobrze, widzu, zgadując co i kiedy zechce pokazać na którym kanale. Idealnym przykładem był tu niedzielny bieg masowy biatlonistek. Rozpoczęty na TVP Sport (i wypychający z anteny mecz hokejowy Rosja - Czechy), ale pokazywany także na TVP 1. Tyle, że w TVP 1 wieczorne studio rozpoczęło się o 22.10, wcześniej bowiem trzeba było dokończyć niezwykle ważny odcinek ''Rancza''. A potem niezwykle ważny odcinek reklam, w związku z czym transmisja z biegu rozpoczęła się w jego 16 minucie. TVP Sport wróciła potem jak gdyby nigdy nic do hokeja nie przejmując się tym, że wcześniej amputowała mu solidny kawałek drugiej tercji. A żeby amputacji uniknąć wystarczyła dziesięciominutowa korekta w ramówce.
7. Pytanie o śniadanie
Nie twierdzę, że każdy wywiad ze sportowcem musi ograniczać się do tajników jego sportu i być robiony na serio. Mam świadomość, że nie każdy dziennikarz jest ekspertem we wszystkim. Wiem, że rzadko który będzie w stanie dyskutować jak równorzędny partner z serwismenem o tajnikach smarowania nart (choć mógłby po prostu zapytać i wysłuchać odpowiedzi, zapewne bardzo ciekawej) czy ze skoczkiem narciarskim o rozkładzie sił nośnych w poszczególnych fazach lotu. Ale czy naprawdę stając przed multimedalistką olimpijską nie da się wymyślić ciekawszego pytania niż o to, co jadła na śniadanie? Czy naprawdę trzeba pytać najbardziej utytułowanego skoczka narciarskiego w historii zimowych igrzysk o to, dlaczego prześladuje Adama Małysza i z nim wygrywa? Takie (i głupsze) pytania mógłby zadać specjalny korespondent Z Czuba.pl. Ale w naszym wypadku byłoby przynajmniej wiadomo, że żartujemy i że nie należy nas traktować poważnie.
Piotr Mikołajczyk