Najlepszy turniej hokejowy w historii na wyciągnięcie kija

Zimowe igrzyska powstały po to, żeby ludzkość wreszcie pojęła, co to jest skeleton i short track. Nie, wróć. Zimowe igrzyska powstały po to, żeby ludzkość mogła obejrzeć najlepszy możliwy turniej hokejowy. A ten w Vancouver, który zacznie się dzisiaj, jest najlepszym z najlepszych. W najlepszym z możliwych światów.

O hokeistach, którzy zmierzą się w Kanadzie napisano już wszystko - że będzie epicko, że będzie bardzo epicko czy nawet że będzie ultramegahipersuperepicko. I to wszystko prawda. Takiego natężenia emocji i gwiazd hokeja na jeden centymetr kwadratowy lodu nie było i może już nie będzie, bo NHL znudziły się przerwy w rozgrywkach i nie zamierza pozwalać swoim najlepszym graczom na wyjazd do Soczi w 2014. Także łapmy chwilę i delektujmy się tym, co nas czeka. A co nas czeka?

Przede wszystkim zobaczymy Kanadę tak zdeterminowaną jak chyba nigdy. Bo hokej to w tym kraju coś ważniejszego niż sport, to styl życia. Nie, to jeszcze więcej - hokej jest w kraju Klonowego Liścia... jak hokej. Nie ma porównania do czegokolwiek innego. Po drugie podopieczni Mike`a Babcocka grają u siebie, a kanadyjski lód znają jak własną kieszeń. Do tego w razie jakiegokolwiek innego wyniku niż złoto, szaleni fani ganiania za krążkiem z ich własnego kraju nie dadzą im żyć. I to niewykluczone, że całkiem dosłownie. Po trzecie - w Turynie tegoroczni gospodarze zajęli żenujące siódme miejsce. Chociaż w ich przypadku (i w opinii ich kibiców) żenująca jest już nawet pozycja numer dwa. Po czwarte wreszcie - patrząc na skład Kanady, wydaje się, że z gwiazd brakuje w nim tylko Alfa Centauri.

Bo... Na bramce Martin Brodeur, być może najlepszy, na pewno zaś jeden z najlepszych w historii goaltenderów in the game . Na jego miejsce czyhają znakomici Roberto Luongo i Marc-Andre Fleury. W defensywie Shea Weber, który na ubiegłorocznych MŚ jako jedyny obrońca znalazł się w szóstce najlepiej punktujących graczy turnieju (cztery bramki i osiem asyst w dziewięciu spotkaniach), a także utytułowani weterani Chris Pronger i Scott Niedermayer. Bogactwem naturalnym Kanady są znakomici napastnicy, których wydobywa się odkrywkowo w Quebecu - zestawem atakujących wysłanych do znajdujących się w Vancouver dałoby się obdzielić kilka reprezentacji, z tymi curlingowymi włącznie. Jeśli ktoś nie zatrzymał się na śledzeniu NHL w roku 1981, zdecydowanie wie, kim są Sidney Crosby, Dany Heatley, Jarome Iginla, Rick Nash, Joe Thornton i Jonathan Toews.

Kto może stanąć na drodze Armii Klonów ? Oczywiście Rosjanie , tak jak zresztą czynili to już wcześniej. Wcześniej miało miejsce na dwóch ostatnich turniejach o Mistrzostwo Świata. W 2008 w Kanadzie (!) gospodarze prowadzili po dwóch tercjach 4:2, żeby w ostatniej zaliczyć dwa strzały do bramki. Celne. I nie do swojej. Ostatnie trafienie w regulaminowym czasie gry było autorstwa Ilji Kowalczuka, który okazał Kanadyjczykom łaskę i dobił ich w dogrywce. Rok temu w Szwajcarii również lepsi jedną bramką okazali się hokeiści ''Sbornej'' - wygrali 2:1.

W Vancouver Kowalczuk zagra, a na dźwięk jego nazwiska tamtejszym kibicom latają zęby. Tak samo jak wtedy, gdy próbują je wymówić. W ataku Rosjan rywali straszyć będą także świetni Afinogenow, Małkin, Dacjuk oraz Aleksander Owieczkin - najlepszy obecnie hokeista świata. Można się z tym kłócić, ale... Ale jest najlepszym hokeistą świata. Jeśli dodamy do tego Siergieja Gonczara i Andrieja Markowa w obronie oraz bramkarzy - Nabokowa, Bryzgałowa i rewelację ubiegłorocznych playoffs - młodziutkiego Siemiona Warłamowa z Washington Capitals, mamy drużynę, która, tak jak Kaplica Sykstyńska, jest dziełem skończonym.

Jeśli nie Kanada lub Rosja to kto? Broniąca złota Szwecja z weteranami Peterem Forsbergiem, Danielem Alfredssonem i Nicklasem Lidstromem, mająca oprócz tego świetnych Ksero Sedinów , Henrika Zetterberga i Henrika Lundqvista między słupkami? Czy może wkraczająca między faworytów klasycznie z drugiej linii z niebieskiej Finlandia z Kiprusoffem na bramce? Goaltendera Calgary może przy tym zastąpić Antero Nittymaki, który w Turynie był MVP całego turnieju olimpijskiego.

Do Vanvouver zawitali także legendarni weterani Saku Koivu i Teemu Selanne, którzy cztery lata temu byli najlepiej punktującymi igrzysk. Jeśli dodamy do tego fakt, że w 2006 aż do porażki ze Szwedami 2:3 w finale, Suomi wygrali siedem kolejnych spotkań z bilansem bramkowych 27:5, w drużynie gwiazd zajęli cztery z sześciu miejsc i że w tegorocznym składzie obok wspomnianych już graczy znajdują się także Olli Jokkinen, Kimmo Timonen, Toni Lydman, Valtteri Filppula, Ville Peltonen i Antti Miettinen, wiadomo już, że może być groźnie. Dla innych zespołów oczywiście.

Tradycyjnie mocni będą też Amerykanie . I równie tradycyjnie raczej niczego nie ugrają - od złota w 1980 tylko raz (srebro u siebie w Salt Lake City) kończyli igrzyska na wyższym niż 4. miejscu. I tylko raz z resztą na 4. (1992), oprócz tego dwukrotnie zajmowali lokaty numer siedem, dwa razy numer osiem i raz numer sześć. Kiedyś może i skład z Chrisem Drurym, Patrickiem Kanem, Timem Thomasem, Zachem Parisem i Brianem Rafalskim by mnie wzruszył jak muzyka Meatloafa, jednak nie w tym roku. Zresztą muzyka Meatloafa nie wzrusza mnie w żadnym roku, nawet przestępnym.

Ciężko powiedzieć jak wypadną Czesi - teoretycznie mają superweterana Jaromira Jagra. Znaczy mają go całkiem nawet praktycznie, nie wiadomo natomiast jak najsłynniejsza prawoskrzydłowa plereza świata sobie poradzi. Nasi południowi sąsiedzi model 1 do składu wciągnęli także Martina Havlata, Patrika Eliasa i Tomasa Vokouna, co na papierze wygląda nieźle, na lodowisku zapewne (o tym się przekonamy) jeszcze lepiej, ale przy naszpikowanych sławami składach rywali, Czesi prezentują się trochę jak ubodzy kuzyni z praskich przedmieść.

Niewiele się mówi o szansach Słowaków , drużyny, która na początku tysiąclecia była mocniejsza niż ''Biały Rusek'' - srebro w 2000, złoto w 2002 i brąz w 2003 na Mistrzostwach Świata. W ubiegłym roku jednak Słowacy nie zakwalifikowali się nawet do mundialowych ćwierćfinałów, a w rankingu reprezentacji, pomijając Wielką Szóstkę, wyprzedzają ją także Szwajcaria i Białoruś. Jednak na papierze skład naszych południowych sąsiadów model 2 imponuje jeszcze bardziej niż południowych sąsiadów model 1. W obronie mają skałę przebraną za hokeistę nazwiskiem Zdeno Chara (206 centymetrów wzrostu, 120 kilogramów) oraz Lubomira Visnovskiego, w ataku znakomitego Mariana Gaborika z New York Rangers, niezłego Michala Handzusa, robiącego różnicę Mariana Hossę, znanego weterana Miroslava Satana i nieco mniej znanego weterana Pavola Demitrę oraz pamiętających stare, dobre, medalowe czasy emerytowanych już z NHL supersnajpera Ziggy`ego Palffy`ego i solidnego Jozefa Stumpela. Słowacy mogą zamieszać na tych igrzyskach bardziej niż niejaki Pascal, który po prostu gotuje.

Aha, w turnieju olimpijskim zagrają także Szwajcaria, Norwegia, Łotwa, Białoruś i Niemcy.

Łukasz Miszewski

Copyright © Agora SA