Henry i jego ręka raz jeszcze, czyli tak mści się prawdziwy Irlandczyk

Zanim przejdziemy do meritum - ostrzeżenie. Jeśli kogoś nie bawi koszarowy humor, niech przestanie czytać w tym momencie. Bo za moment dowie się o tym, że zemstą za rękę Henry'ego może być mocz. Przecież ostrzegałem.

Wydawało się, że o ręce Henry'ego cały świat zdążył już zapomnieć, Irlandczycy przeboleć, a działacze FIFA odwzruszać sobie ramiona. Ale nie - kilka dni temu swojego finału doczekał się najoryginalniejszy i najbardziej koszarowy protest, jaki miał miejsce.

Frances ''Smokie'' Larkin, bezrobotny tynkarz został uznany winnym zakłócenia porządku w lokalnym markecie. Konkretnie w jego sekcji z pieczywem. Konkretnie - z bagietkami. Larkin został przyłapany, kiedy w stanie wskazującym skakał po nich oraz oddawał na nie mocz pokrzykując:

To was nauczy, wy oszukańcze francuskie dranie!

Opowiada lokalny policjant, który zatrzymał Larkina:

Kiedy mnie zobaczył - próbował uciekać, ale dopadłem go i złapałem za ramię. Wtedy stwierdził: ''to za Henry'ego, panie władzo. Jeśli jest pan patriotą - puści mnie pan''.

Podczas rozprawy Larkin i jego prawnik tłumaczyli, że na co dzień oskarżony jest spokojnym człowiekiem i dopiero zmieszanie alkoholu z zamiłowaniem do sportu wpędza go w takie sytuacje.

Faktycznie - to nie pierwszy przypadek, kiedy zamiłowanie do sportu wpędziło Larkina w kłopoty. Swojego przezwiska - ''Smokie'' - dorobił się, kiedy jako nastolatek podpalił szopę w lokalnym klubie tenisowym.

Dla podkreślenia wagi jej słów sam Larkin przeprosił właściciela sklepu tłumacząc, że nic do niego nie ma. Jak stwierdził - właściciel padł jedynie ofiarą ''przyjacielskiego ognia''. Dodał też, że chciał pokazać światu, że Irlandczycy nie przyjmą decyzji piłkarskich władz na kolanach:

Bagietka jest symbolem Francji, więc robiąc to, co zrobiłem - stanąłem w obronie naszej dumy narodowej.

Sędzia nie uznał jednak tych wyjaśnień i skazał Larkina na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok, 500 euro grzywny oraz 1000 euro odszkodowania dla właściciela sklepu.

Cóż, chwała Bogu, że nie każdy naród ma takim temperament. W przeciwnym bowiem razie nie chciałbym być na początku lat 90. polską kiełbasą w sklepie w San Marino.

PM

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.