Poligon: Umowa-trawa czyli gadał dziad do PZPN-u

Niedawno, niedawno temu, kiedy zima nie zaskakiwała jeszcze drogowców, a hasło "norweski sędzia" nie wywoływało chęci sięgnięcia po coś ciężkiego/mocniejszego, w Warszawie zebrało się sporo osób, żeby sobie pogadać o piłce. Osoby były w różnym wieku, ich garnitury i fryzury też były w różnym wieku, różny był ich stopień zaangażowania w piłkę. Ich - osób, a nie ich - garniturów, oczywiście.

Celem zebrania miało być znalezienie sposobu na wyjście. Tu zaczynały się podziały. Dla jednych celem było wyjście z kryzysu, w jakim znalazła się polska piłka, dla drugich - wyjście z twarzą z widowiska, które nie rokowało za dużych nadziei, dla innych wreszcie - wyjście do bufetu, bo gości dużo, kanapek mało i - jak to mówią piłkarze - kto pierwszy, ten lepszy.

Obrady trwały długo i toczyły się w atmosferze wzajemnego niezrozumienia. Dziennikarze powtarzali to, co pisali i mówili przez cały 2009 rok, działacze klubowi pilnowali niejakiego Partykularnego, niejaki Partykularny w kuluarach coś tam sobie załatwiał, a delegaci PZPN każdą obcą wypowiedź traktowali jak atak na związek, a każdą własną - jako okazję do podzielenia się po raz sześćset czterdziesty siódmy refleksją o wyższości Polskiej Myśli Trenerskiej nad Myślą Zagraniczną. Wyjątek stanowił Jerzy Engel, który na każde pytanie odpowiadał, że nie za to odpowiada i wobec tego trudno mu odpowiedzieć.

Oficjalnie obrady okrągłego stołu zakończyły się sukcesem: dwanaście godzin, około dwieście osób, pięćset czternaście wypowiedzi po - średnio - sto trzydzieści dziewięć słów każda, czterdzieści trzy tysiące sześćset sześćdziesiąt sześć zjedzonych paluszków. Ponad 314 paluszków na słowo i prawie siedemnaście osób na godzinę. I to nie wszystko! Zgromadzeni zobowiązali się do wzmożenia wysiłków, dołożenia starań, zwarcia szeregów, a niektórzy posunęli się nawet do deklaracji wszczęcia procedur, ale szybko zostali spacyfikowani przez sąsiadów przy pomocy Wirującego Kuksańca Konferencyjnego.

Konkrety były dwa... Wrrróć! Wydawało się, że konkrety były dwa. Pierwszym konkretem była deklaracja delagatów PZPN, że związek uruchomi nową stronę internetową na nowym serwerze. Oficjalnie było to związane z niewydolnością starego serwera i nieaktualnością starej strony. Nieoficjalnie - z przenosinami do nowej siedziby ("Mamy, wicie, nowy budynek, nowe biurka, nowe kalendarze i nowego trenera kadry, a wy chcecie, żeby serwer był stary? To by było, rozumicie, nie komilfo!") i wolnymi środkami płatniczymi na koniec roku. Drugim konkretem była deklaracja podjęcia rozmów o przeniesieniu procesu licencyjnego z PZPN do spółki Ekstraklasa S.A. Wnikliwa i uważna jak zwykle Szanowna Wycieczka zwróciła, oczywiście, uwagę na sformułowanie "podjęcie rozmów". PZPN wykazał się subtelnością godną korporacyjnego prawnika i załatwił sprawę na perłowo. Podjąć rozmowy zawsze można. To ludzka rzecz - pogadać, a już Pan Majster twierdził, że "wszystkie co i raz lubiejom się pośmiać".

Muszę ze wstydem przyznać, że dalszy rozwój wypadków zaskoczył mnie całkowicie. Stawiałem na trzyletni proces uruchamiania nowego serwera związkowego i paromiesięczne rozmowy w sprawie komisji licencyjnej, po których nastąpiłoby jednak przeniesienie procesu licencyjnego do Ekstraklasy S.A., bo po jakie licho ryzykować coroczne awantury, pretensje jednych klubów, niewdzięczność drugich, konieczność zwiedzania zapuszczonych obiektów i trud wymyślania coraz to bardziej kosmicznych uzasadnień? Czy nie prościej podrzucić to corocznie nieświeże jajo konkuren... przepraszam... współpracującej spółce, a następnie tylko rozkładać ręce i powtarzać: "Co ja mogę kochany? Tu kolega podaje". Otóż nie prościej.

Nowy serwer związkowy pracuje już pełną parą (mam nadzieję, że nie dosłownie, że PZPN korzysta jednak z dobrodziejstwa elektryczności), za to sprawa licencji utknęła. Związek nie tylko nie chce oddać procesu licencyjnego, ale nawet rozmów nie podjął. Bo... hmm... W sumie "bo nie". Część obserwatorów twierdzi, że to klasyczny opór biurokracji przed oddaniem choćby jednej pieczątki, część - że nie wie, o co chodzi, a jak nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że wiadomo, o co chodzi. Pojawił się co prawda obywatel, który użył sformułowania "merytoryczne argumenty", ale został zabity śmiechem. Cześć jego pamięci!

Związek powołuje się na wykładnię UEFA: licencji nie może przyznawać instytucja, która zrzesza kluby, o ową licencję się ubiegające. Nikt nie powinien być sędzią we własnej sprawie, jak mawiał kapitan Nemo, kiedy kibice Wisły wyzywali go od iudexów. Ekstraklasa S.A. wyjaśniała, że do przeprowadzenia i nadzorowania procesu licencyjnego chciała wynająć specjalną firmę audytową, że zasady i procedury byłyby jasne i niezmienne, że dzięki i temu wszystkiemu procedurę licencyjną udałoby się skrócić do miesiąca i jednego pozwu, zamiast dotychczasowych sześciu miesięcy i czterech procesów, w tym dwóch cywilnych. Nie pomogło - związek się zaparł: Ekstraklasa S.A. zrzesza kluby, więc nie może klubom przyznawać licencji. To jest oczywista oczywistość, a kto by twierdził inaczej tego wyzywamy na walkę konną lub pieszą, na miecze lub na zszywacze. Ostatecznie na dziurkacz czterodziurkowy z pojemnikiem.

- A, przepraszam, PZPN to kogo zrzesza? - zgłosili wątpliwość działacze Ekstraklasy S.A. - Hodowców kanarków czy Koła Gospodyń Wiejskich?
- Proszę nas nie obrażać! - obruszyli się działacze PZPN - PZPN to przewodnia siła polskiej piłki i zrzesza najbardziej wartościowe podmioty ją tworzące!
- Czyli między innymi kluby? - drążyła Ekstraklasa S.A.
- A bo wy to byście chcieli wszystko spłycić! - PZPN był zwolennikiem głębi.
- Czyli PZPN przyznaje licencje klubom, które wchodzą w jego skład? - tryumfowała Ekstraklasa S.A.
- PZPN niczego nie przyznaje, bo od tego jest Komisja Licencyjna. Wstyd, że taka duża spółka tego nie wie! A co do składu, to za skład odpowiada trener i związek nie zamierza ingerować w jego prego... rogatywko... pregacio... w jego uprawnienia.
- A Komisję Licencyjną powołuje PZPN czy może bierze się ona ze słomy zgniłej i liściów mokrych?
- Pana prezesa nie ma i nie wiem, kiedy będzie - odpowiedziała sekretarka - Czy może coś przekazać?

Spór trwa i potrwa. PZPN swoje, Ekstraklasa S.A. swoje. Nemo iudex po jednej stronie, Ordnung muss sein po drugiej, Ordem po jednej y Progresso po drugiej, pieczątki i procedury, znajomości i konfitury...

Na wypadek gdyby jakiś dowcipniś chciał zorganizować kolejny okrągły stół piłkarski, niżej podpisany zgłasza wniosek racjonalizatorski. Zamiast zapraszać fefdziesięciu delegatów, ściągać znane nazwiska i nieznanych sprawców, ustawiać ramówkę pod relacje itd. - proponuję oddelegować na obrady przewodniczącego Komisji Nadzoru Widowisk i Rozrywek Lżejszego Gatunku Prochora Piotrowicza. Sens dyskusji będzie mniej więcej taki sam, ale nazwa instytucji bardziej odpowiednia dla bojów ekstraklasowo-licencyjnych, a fakt, że Prochor Piotrowicz wystąpi wyłącznie w postaci garnituru, przyczyni się do poważnych oszczędności na odcinku słonych paluszków.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.