Dobry pomysł: Zauważyć fakty. Polska wygrała z Tajlandią 3:1, a Franciszek Smuda w czwartym meczu jako selekcjoner odniósł drugie zwycięstwo. Zwycięstwa w Pucharze Króla Tajlandii raczej nam to jednak nie da, bo Duńczycy wcześniej wygrali z Singapurem 5:1 i do zwycięstwa w turnieju potrzebują już tylko remisu z Tajlandią. Blablablablabla...
Zły pomysł: Przywiązywać do nich wagę. Jaki był Wasz ulubiony moment meczu z Tajlandią? Ten, kiedy w pierwszej połowie przez jakieś 20 minut rywale okrutnie nas gnietli, a Polacy wyglądali na przestraszonych? Ten, w którym Sławomir Peszko dostał kompletnie idiotyczną czerwoną kartkę? Ten, w którym sędzia doliczył w pierwszej połowie blisko sześć minut? Ten, w którym Patryk Małecki wykorzystał podanie udem Iwańskiego i przepuszczenie nieporadną próbą strzału Rybusa? A może ten, w którym sędzia kazał powtarzać karnego i przez chwilę wyglądało, że może kazać go powtarzać aż do skutku? Taki mniej więcej był mecz z Tajlandią - zdecydowanie więcej było w nim z braci Marx czy Flipa i Flapa niż z Zidane'a czy Messiego. A skoro tak, to jedyną rozsądną reakcją jest...
Dobry pomysł: Śmiać się. Rzadko zdarza się, że oglądając mecz reprezentacji Polski mamy okazję do śmiechu. Nie rozpaczliwego, mściwego śmiechu przez łzy. Nie uśmiechu politowania. Nie uśmiechu niedowierzania po szczególnie niespodziewanym i spektakularnym zwycięstwie. Zdrowego, szczerego, głośnego śmiechu. Tymczasem wyjazd na Puchar Króla Tajlandii wywołuje śmiech co chwilę. Śmieszy ranga turnieju. Śmieszą powołania. Śmieszy forma, w jakiej zawodnicy przyjechali. Ponieważ wszystkiego tego można się było spodziewać od samego początku - śmieszy termin, w jakim zgrupowanie się odbywa. Śmieszą przeciwnicy, na tle których selekcjoner ma oceniać przydatność piłkarzy i śmieszy postawa, jaką na ich tle piłkarze prezentują. A najbardziej śmieszą zbiorowe wysiłki, żeby przekonać świat, że cały ten cyrk rzeczywiście jest komukolwiek do czegokolwiek potrzebny. Że ma jakiś szkoleniowy sens, że będzie z niego jakiś pożytek dla reprezentacji Polski lub jej trenera. Że nie jest tylko bezsensowną eskapadą, w najlepszym wypadku zorganizowaną ''bo tak''.
Zły pomysł: Dziwić się. Hubert Wagner mówił, że nie ma sportowców słabych psychicznie, są tylko źle wytrenowani. To tłumaczy, dlaczego polscy piłkarze, nawet ci, o których wiadomo, że mają także prawą nogę, grają w tym turnieju tak, jak grają. Po prostu w samym środku nieprzyzwoicie długiej przerwy zimowej, na dobrą sprawę jeszcze przed rozpoczęciem treningów, polscy ligowcy będą tak wyglądać. Kropka. I dlatego z punktu widzenia przyszłości reprezentacji Polski ten wyjazd nie ma żadnego znaczenia. Daje co najwyżej okazję do konstatacji, że polscy ligowcy są słabi, a bez treningów są jeszcze słabsi niż zazwyczaj, ale to konstatacja nie nowa i niespecjalnie oryginalna.
Dobry pomysł: Zabrać żonę. A jeśli ktoś ma poczucie, że nie wypada, że jakże to tak - niech porzuci konwenanse. Franciszek Smuda cały czas pokazuje, jak należy ten wyjazd traktować. Najpierw setnie się ubawił oglądając wyczyny swoich piłkarzy w pierwszym meczu, potem przyznał się, że zabrał do Tajlandii żonę. I słusznie - na wakacyjne wycieczki wypada jeździć z małżonką. W odróżnieniu od Pawła Czado , nie będę krytykować. Moim zdaniem o oddaniu i zaangażowaniu trenera świadczy już to, że w ogóle zechciał ją na chwilę zostawić i wpaść na taki mecz jak dzisiejszy. Wymaganie większego zaangażowania przy takim wypadzie byłoby już żądaniem heroizmu. A może wręcz masochizmu.
Zły pomysł: Zabrać żonę. Nie, nie spodziewajcie się tu grubych żartów o wożeniu drewna do lasu. Mimo wszystko rozmawiamy cały czas o piłce nożnej i trenowaniu reprezentacji Polski. A refleksja szkoleniowa jest taka, że jeśli zgrupowanie ma taką wagę, że chce się na nie zabrać żonę, to może warto potraktować to jako podpowiedź. I zamiast zabierać - po prostu na nie nie jechać.
Dobry pomysł: Oglądać. Reprezentacje ligowców mają to do siebie, że nigdy nie przyjeżdżają na kolejne zgrupowania w tym samym składzie. Ba, nigdy nie przyjeżdżają na kolejne zgrupowania nawet w przybliżonym składzie. I dlatego mimo wszystko warto oglądać ostatni mecz z Singapurem i generalnie warto oglądać ten turniej. Kto nie lubi obcować z czymś absolutnie niepowtarzalnym? Carpe kadrę.
Zły pomysł: Interesować się. Załóżmy, że reprezentacja wygra w środę z Singapurem i zajmie drugie miejsce w Pucharze Króla Tajlandii. Jak sądzicie - ile czasu będziecie o tym pamiętać? A gdyby zremisowała? Kadra musiałaby ten mecz przegrać i to pewnie wysoko, żeby został zapamiętany na dłużej. W przeciwnym razie, już za kilka dni wszyscy zapomnimy o tym, no, jak mu było?
Piotr Mikołajczyk