Dobry pomysł, zły pomysł: Puchar Króla w Atomicach

Rok 2010 kadra rozpoczyna groteskowym meczem w ramach groteskowego wyjazdu na groteskowy turniej z groteskowymi przeciwnikami. To źle, ale to też dobra wiadomość, bo oznacza, że potem może być tylko lepiej.

Dobry pomysł: Zastanawiać się. Komu i do czego ma ten wyjazd służyć? Wbrew pozorom nie będę twierdził dogmatycznie, że mecze reprezentacji ligowej nie mają kompletnie żadnego sensu i nie służą nigdy niczemu. Bo bywa i tak, że nawet dalsze szeregi warto czasem przejrzeć i lepiej zrobić to w takim meczu, niż po sześciu kontuzjach podczas zgrupowania przed meczem o punkty. Sęk w tym jednak, że reprezentacja Polski o jakieś punkty zagra najwcześniej w czerwcu 2012 r. Sęk w tym, że sprawdzanie ligowców akurat w styczniu, kiedy co najwyżej mogą mieć nadwagę po świąteczno-noworocznym lenistwie, ale na pewno nie formę, bo od miesiąca nie kopali na poważnie piłki wydaje się, delikatnie mówiąc, robieniem im krzywdy. Sęk w tym, że Tajlandia i Singapur to nie Włochy i Argentyna, których domagał się selekcjoner i wiele się od nich nasi ligowcy nie nauczą (i chwała Bogu). Od duńskich ligowców pewnie już by mogli, ale akurat duńscy ligowcy są w niewiele lepszej formie od polskich, bo również rozpoczynają dopiero przygotowania. Ba, żeby chociaż armia działaczy pojechała na wycieczkę, to przynajmniej byłoby wiadomo komu i do czego to potrzebne. Ale podobno nawet delegacja działaczy pojechała skromna. W takiej sytuacji naprawdę nie sposób się nie zadumać, po co to wszystko.

Zły pomysł: Zastanawiać się. Jak bowiem powiedział filozof: -''Ten, który z działaczami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w motywy działaczy PZPN, one również patrzą na ciebie''.

Dobry pomysł: Humor. Jakoś trzeba tę kuriozalną eskapadę przeżyć i chyba polscy piłkarze znaleźli w niedzielę rozwiązanie dylematu, jak - z humorem. Jeśli nie może być ciekawie, z sensem, z pożytkiem, niech przynajmniej będzie śmiesznie. Mariusz Pawełek zrobił swój popisowy numer i podarował rywalom bramkę. Potem jeszcze Maciej Iwański, skądinąd grający naprawdę porządny mecz, z dwóch metrów trafił w poprzeczkę, a z kolei debiutujący w tej reprezentacji Jacek Kiełb mało nie kopnął się w głowę. Intencje swoich zawodników bezbłędnie rozszyfrował Franciszek Smuda, który część ich zagrań również kwitował rubasznym śmiechem. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, czy powinien się martwić - dostał wskazówkę ostateczną. Skoro nawet selekcjoner nie traktuje tego wyjazdu poważnie, to dlaczego miałby to robić zwykły kibic?

Zły pomysł: Powaga. Chwała Bogu, że to tylko żarty, bo gdyby potraktować mecz z Danią poważnie, to naprawdę nie byłoby się z czego cieszyć. Przy równie niewytrenowanych rywalach Polacy wyglądali smutno - o ile pod bramką rywala jeszcze jakoś to wszystko wyglądało, o tyle pod własną - strach było patrzeć. Pal sześć Pawełka, który po prostu robił to, do czego wszystkich przez wiele lat zdążył przyzwyczaić. Obrona nie broniła niczego przed niczym i możemy tylko dziękować niebiosom, że skończyło się na trzech bramkach, bo pięć też mogłoby się zdarzyć. Szczególnie lewa strona zadała kłam twierdzeniu, że Polacy nie potrafią budować autostrad, bo autostradę dla Duńczyków pod bramkę Pawełka postawili w zaledwie kilkanaście minut. I to na tyle dobrą, że Duńczycy przez większość meczu niemal nie korzystali już z innych dróg, bo po co. Pomoc starała się pomagać, ale nie miała komu, bo Robert Lewandowski snuł się w okolicach pola karnego rywali, starał się nawet wymieniać z kolegami jakieś podania, ale na ogół kończyło się to kółeczkiem w prawo, kółeczkiem w lewo, zagubionym wzrokiem i błyskawiczną stratą.

Dobry pomysł: Dostrzec pozytywy. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie wszystko wyglądało beznadziejnie. Pomocnicy rzeczywiście potrafili chwilami przytrzymać piłkę, wymienić kilka podań z klepki - tak zresztą padła jedyna dla Polaków bramka. Ok, działo się to wszystko na ogół w tempie spacerowym, ale to już akurat nie piłkarzy wina, że fizycznie niedomagają. Maciej Iwański, chyba po raz pierwszy w reprezentacji, grał jak prawdziwy rozgrywający - widział dużo, podawał celnie, na ogół nawet mądrze, niekiedy bardzo mądrze. Rybus i Peszko nie tylko szarpali, ale też z ich szarpaniny brały się niekiedy składne akcje - po jednej z nich padła bramka, po drugiej Iwański trafił z dwóch metrów w poprzeczkę. Może to wszystko mało, ale może o tej porze roku na więcej liczyć nie należy?

Zły pomysł: Nie szukać myśli przewodniej. We dwóch wcześniejszych meczach reprezentacja Smudy dała jeden powód do zadowolenia - grę pressingiem na połowie rywala. Nawet jeśli wiele z tego nie wynikło, to i tak krok był słuszny i dawał nadzieję na jakąś poprawę. W meczu z Danią nie było po nim śladu - po stracie piłki zawodnicy karnie wracali na swoją połowę w żaden sposób nie utrudniając przeciwnikom rozgrywania. Piłkarzom nie starczyło sił? Oby. Selekcjoner testował coś innego? Akurat w tym wypadku - po co? Pressing wypadł z łask? Hm...

Dobry pomysł: Przeczekać. Puchar Króla Tajlandii trwa dłużej, niż przeciętne zgrupowanie, bo niemal cały tydzień, ale kiedyś się jednak skończy. Po nim może być już tylko lepiej - nadejdą w końcu jakieś terminy FIFA, więc będą mogli przyjechać na zgrupowanie prawdziwi reprezentanci. Finaliści mundialu będą szukać sparingpartnerów i kto wie, może nawet reprezentacja Polski się na jakiegoś załapie, więc i przeciwnicy powinni być lepsi. Jest na co czekać, naprawdę, nie będzie tak źle. No, w każdym razie nie tak źle, jak jest teraz.

Zły pomysł: Czekać z utęsknieniem. Jak by nie patrzeć, najlepsze co może naszą reprezentację w tym roku czekać, to sparing z jakimś sensownym rywalem. Jeśli przed mundialem, to wyjątkowo bezkontaktowy, bo nikt nie będzie ryzykował kośćmi. Emocje? Och, to już niedługo, na Euro.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.