Największe comebacki w historii piłki nożnej

Kto wyłączył weekendowy mecz otwarcia PNA Angola-Mali przed 79. minutą, ten prawdopodobnie zawsze musi wejść także na jedyną porzuconą na ziemi skórkę od banana w promieniu 10 kilometrów i przechodzić akurat pod spadającym kowadłem, takiego ma pecha. 15-minutowy powrót gości z ''dalekiej podróży'' i z 0:4 na 4:4 był piękny, jednak nie unikatowy. Bo piłka nożna to taka gra, gdzie cudowne comebacki happen.

Portugalia - Korea Północna, ćwierćfinał Mistrzostw Świata 1966, 5:3

W tym starciu większe szanse dawano oczywiście piłkarzom Benfiki dla niepoznaki przebranym za reprezentację Portugalii. Jednak Azjaci zdołali trafić do siatki już w pierwszej minucie (Park Seung-Zin), a zanim kadra z końca Europy zdążyła się otrząsnąć było już 0:3 (Lee Dong-Won w 22. i Yang Sung-Kook w 25.). I kiedy Portugalczycy przed telewizorami klęli na czym świat stoi (czyli Wielkiego A`Tuina ), Eusebio znalazł najbliższą budkę telefoniczną, w której zmienił się w coś, co Jules Winfield nazwałby ''srogą pomstą w zapalczywym gniewie''. W ciągu najbliższych 34 minut ''Czarna perła'' zdobyła cztery bramki (z czego dwie z rzutów karnych). Jeszcze jedną w 80. minucie dołożył Jose Augusto i skończyło się tak, jak się skończyło.

Bayer Uerdingen - Dynamo Drezno, Puchar Zdobywców Pucharu 1985/1986, 0:2 i 7:3

Niesamowita historia choć w roli głównej z drużynami, których nazwy przywodzą nam na myśl nic innego jak plerezy i wąsy. Dużo plerez i wąsów. Kiedy drezdeńskie Dynamo wylosowało w Pucharze Niemiec drużynę z Uerdingen, wszyscy zdecydowanie stawiali na pierwszą z tych ekip. Pierwszy mecz DD wygrało spokojnie 2:0, a w rewanżu prowadziło do 57. minuty 3:1. W tym momencie drezdeńczycy mogli sobie pozwolić na stratę czterech bramek, a i tak by awansowali, Uerdingen musiał z kolei strzelić goli pięć. I strzeliło... sześć w 30 minut (w tym dwa karne i jeden samobój). Po trafieniu Wolfganga Schafera na 7:3, trybuny Grotenburg-Stadion oszalały. Choć nie znaczy to, że zaczęły zbiorowo podawać się za Napoleona.

Milan - Liverpool, finał Ligi Mistrzów 2004/2005, 3:3 karne 2:3

Wszyscy pamiętamy tę historię - zapowiadało się na najnudniejszy finał Ligi Mistrzów w historii, skończyło się na jednym z najbardziej emocjonujących spotkań Układu Słonecznego. No i były polskie akcenty - dwie bramki dla rossonerich zdobył niedoszły reprezentant naszego kraju Hernan ''El Polaco'' Crespo , a w dogrywce Jerzy Dudek zatańczył z gwiazdami. Teraz zresztą też z nimi tańczy, ale wyłącznie na treningach Realu.

Werder Brema - Anderlecht Bruksela, Liga Mistrzów 1993/1994, 5:3

Powrót równie ligomistrzowy i nawet większy, choć nie o takim znaczeniu i nie na takim poziomie. W fazie grupowej Werder Otto ''Zabójcy Futbolu'' Rehhagela przegrywał z Belgami do przerwy 0:3. Po przerwie najpierw nic się nie zmieniało, oprócz tego, że ''Fiołki'' przestały strzelać. Aż nastąpiła 66. minuta i bramkę, zdawałoby się honorową, zdobył Rufer. Potem nastąpiły także minuty 72., 80., 83. i 89. a do siatki trafiali kolejno Bratseth, Hobsch, Bode i ponownie Rufer. Podobno wszyscy zawodnicy Anderlechtu po tym, jak stracili pięć bramek w 23 minuty pojechali na wycieczkę do pobliskiej Holandii, żeby zobaczyć ludzi mających jeszcze większego doła .

Real Madryt - Anderlecht Bruksela, trzecia runda Pucharu UEFA 1984, 0:3 i 6:1

W pierwszym meczu Belgowie o dziwo roznieśli ''Królewskich'', rozstrzeliwując ich trzema bramkami. Nie był to może imponujący wynik, ale Real zdobył dokładnie o trzy bramki mniej i niewielu dawało mu szansę na awans do kolejnej rundy. Obecny działacz drużyny z Santiago Bernabeu - Emilio ''Sęp'' Butragueno w rewanżu osobiście udowodnił jednak, że ''ile Anderlecht Realowi w pierwszym meczu, tyle Emilio Anderlechtowi w drugim''. Koledzy z drużyny dołożyli kolejne trzy trafienia, ekipa z Brukseli odpowiedziała tylko jednym. Podobno to właśnie od nieszczęsnego Anderlechtu wziął się ruch emo.

Austria - Szwajcaria, ćwierćfinał Mistrzostw Świata 1954, 7:5

Nie zawsze Austriacy i Szwajcarzy byli tak zgodni jak podczas organizowania Euro 2008, czasem z tej wojny (przynajmniej futbolowej) rodziły się jednak piękne dzieci. Takie jak jeden z najlepszych mundialowych meczów wszech czasów. Gospodarze (czyli Helweci) prowadzili po 19 minutach już 3:0 (bramki w 16., 17. i 19. minucie). Austriacy obśmiali ich jednak tym samym, trafiając kolejno w minutach numer 25, 26 i 27, a potem także zawstydzili, zdobywając gole w 32. i 34. minucie. Szwajcarzy jeszcze przed przerwą strzelili kolejną bramkę, ale druga połowa należała już do gości, którzy dwoma celnymi ciosami dobili (przy jednym ciosie oddanym) Zegarmistrze Team.

Portugalia - Kamerun, faza grupowa Mistrzostw Świata do lat 17 2003, 5:5

Rozgrywany w depresyjnej Finlandii turniej ciężkiego doła sprawił przede wszystkim Portugalczykom. Już w fazie grupowej oberwali oni 0:5 od swojej byłej kolonii Brazylii, by w kolejnym meczu z Kamerunem prowadząc do 70. minuty 5:0 zremisować ostatecznie 5:5. Nie ma się co dziwić, że po takim wstrząsie nigdy, poza Football Managerem, nie usłyszeliśmy o Manuelu Curto czy Vierinhi. Portugalczycy wprawdzie wyczołgali się jeszcze z grupy, ale w ćwierćfinale czekali już na nich ich sąsiedzi Hiszpanie, którzy łatwo wygrali 5:2. Dwie bramki strzelił w tym meczu niejaki Cesc Fabregas. Swoją drogą dla zielono-czerwono-złotych zbiorowa nagroda Złotego Jopa - cztery mecze i 18 bramek w plecy.

Lewski Sofia - Antwerpia, 1/32 Pucharu UEFA 1989/1990, 0:0 i 3:4

Świętej pamięci Puchar UEFA był rozgrywkami urzekającymi, właśnie między innymi dzięki takim dziwnym meczom pomiędzy nie mniej dziwnymi drużynami. W pierwszym spotkaniu Bułgarów z Belgami padł bezbramkowy remis, w drugim sofiści pewnie prowadzili na wyjeździe 3:1 i do awansu wystarczał im remis. Ta wizja nie spodobała się piłkarzom Antwerpii, którzy powiedzieli (z ciężkim akcentem) ''Hola, hola, gagatki, szelmy, huncwoty i urwipołcie, nie podoba nam się to''. Po czym od 84. do 90. minuty wpakowali gościom trzy bramki i po paru kolejny bojach doszli nawet do ćwierćfinału całych rozgrywek. A potem żyli długo i szczęśliwie.

Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.