Rezerwowi piłkarze Erytrei są już pierwszą reprezentacją Erytrei

Sportowcy z rządzonych przez reżim krajów uciekający do innych państw podczas międzynarodowych zawodów to rzecz zdarzająca się od czasu do czasu. Nie tak często jednak znika cała (lub niemal cała) drużyna narodowa, tak jak niedawno w przypadku piłkarskiej reprezentacji Erytrei.

Erytrejscy zawodnicy brali udział w rozgrywanym w Kenii najstarszym afrykańskim turnieju - CECAFA Cup. Nikogo tam nie olśnili, ale można też powiedzieć, że bez większego problemu byli w stanie wrócić do ojczyzny z podniesioną przyłbicą oraz podciągniętymi getrami - w grupie zremisowali 0:0 z Zimbabwe, przegrali 1:2 z Rwandą, pokonali 3:1 Somalię i odpadli po 0:4 z Tanzanią w ćwierćfinale. Jako jednak, że nigdzie w Kenii nie mogli znaleźć podniesionych przyłbic, postanowili do Erytrei nie wracać. Znaczy ściślej rzecz biorąc postanowiło tak 12 z nich.

Ich przewodnik nie doczekał się ich na lotnisku, kiedy mieli lecieć do domu - twierdzi Nicholas Musonye, sekretarz generalny turnieju.

Żeby było jeszcze śmieszniej - tu zaczynają się rozbieżności, władze Erytrei twierdzą bowiem, że piłkarze do kraju... wrócili. Nie zgadza się z nimi zaś tamtejsza federacja piłkarska, nie dająca się przekonać, że stojące w szatni drużyny narodowej krzesła to piłkarze i obstaje przy swoim - 12 zawodników brakuje. Na szczęście EZPN wie co się z nimi dzieje, czemu dał wyraz w oświadczeniu będącym wyrazem błyskotliwej dedukcji w stylu ''Kiedy Sherlock Holmes spotyka detektywa Monka''.

Uważamy, że gdzieś się ukrywają. Prawdopodobnie z zamiarem udania się w jakieś inne miejsce.

Co tak naprawdę się z piłkarzami dzieje, tego nie wie nikt. Na pewno szczęśliwi są jednak rezerwowi reprezentanci Erytrei, którzy z dnia na dzień stali się pierwszym składem.

Swoją drogą po osławionym już meczu ze Słowenią, mieliśmy nadzieję, że nasza reprezentacja też ucieknie. Najlepiej na Atlantydę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.