Polska kawaleria w Kavali, czyli dobre prognozy dla Smolarka

Euzebiusz Smolarek podpisał kontrakt z grecką Kavalą. Fakt, że Były Najlepszy Polski Piłkarz w końcu znalazł zespół jest sam w sobie optymistyczny. I choć początkowo trochę skrzywiła nam się mina na myśl o greckim średniaku, to po przejrzeniu historii rodaków wcześniej występujących w Kavali, wyszło nam, że były to związki na ogół udane. Wyłączając jednego trenera, który wtedy jednak zrobił dla polskiej piłki chyba więcej niż robi teraz.

Pierwszym Polakiem, który zjawił się w Kavali by kopać piłkę był Leszek Pisz. To nazwisko przywołuje skojarzenia jednoznaczne: Legia, Legia, rzuty wolne, Liga Mistrzów, rzuty wolne, Legia, Legia, wąsy , Legia. A nad kavalijskim okresem kariery Pisza naprawdę warto się pochylić, tym bardziej, że stanowi on jednocześnie pierwszy promień optymizmu dla losów Smolarka. Pisz trafił na północ Grecji zimą 1997 roku, po pół roku gry dla PAOK Saloniki - czasie nieudanym, bo zakończonym zerowym dorobkiem bramkowym (a podkreślić trzeba, że ten filigranowy pomocnik, w każdym ze swoich dziesięciu sezonów w polskiej lidze gole zdobywał). I w Kavali, która wtedy była beniaminkiem (tak jak teraz!), problem zniknął. Premierowego gola Polak strzelił już pod koniec lutego:

Były piłkarz Legii uzyskał gola z rzutu wolnego z 30 metrów. Grecka prasa napisała, że była to jedna z ładniejszych bramek w tym sezonie. - Nawet nie zobaczyłem piłki. Tak szybko leciała - stwierdził bramkarz OFI Kostas Chaniotakis.

A dalej to już z górki. W pierwszym sezonie (rundzie) w sumie cztery gole, kolejny rok to jedno trafienie mniej, ale chyba po to, by odbić sobie w sezonie 1998/99. Wtedy ''Piszczyk'' pokonał bramkarzy rywali aż czternastokrotnie! Sezon czwarty i ostatni w Kavali skończył z sześcioma golami, co po zsumowaniu daje nam 27 goli w ciągu 3,5 sezonu. Godnie. A jak do tego dodamy wizję, to dopiero hoho... (gole z PAOK i z Panathinaikosem).

Pisz przechodził do Kavali w wieku 31 lat i o awans sportowy było już ciężko. Smolarek ma obecnie 28 wiosen (prawie 29) i jednak po cichu liczymy jeszcze na ''efekt trampoliny''. Taki np. jak w przypadku Igora Sypniewskiego . Bo Sypniewski, nim z wysoka spadł, najpierw na górę błyskawicznie się dostał. A pomógł w tym właśnie zaledwie półroczny pobyt w Kavali i siedem goli w 19 meczach (jesień 1997). Tyle wystarczyło, by napastnik dopiero co strzelający gole dla drugoligowej Ceramiki Opoczno

zaczął występować w Lidze Mistrzów z Panathinaikosem Ateny.

Tego też Ebiemu serdecznie życzymy. Tak jak hattricków, a tę drogę przetarł już Bartosz Tarachulski , z tym, że on swoje trzy gole wbił dla Kavali drugoligowej . Do awansu do greckiej Superligi przyczynił się w ubiegłym sezonie Patryk Aleksandrowicz (17 meczów, 2 gole; obecnie na wypożyczeniu w Thrassyvoulos Fylis - nie pytajcie), o którym dzięki Facebookowi wiemy, że jest fanem osób o imieniu na ''A'' (Adam Sandler, Al Pacino, Alessandro Del Piero). Z kolei w trzeciej lidze Kavalę reprezentował przez jeden sezon Paweł Mielniczek , znany szerzej jako wychowanek Dynovii Dynów i gracz Elektrociepłowni Rzeszów.

Bardzo pozytywne jest to, że Kavala wspiera osoby z polskich rodzin piłkarskich , a przecież wszyscy doskonale wiemy, że Euzebiusz jest z tych ''do narożników w stylów Włodków Smolarków''. Adam Fedoruk jesienią 1997 roku zagrał w Kavali tylko raz, ale Grecy uczyli piłkarskiego abecadła też jego syna Adriana (obecnie LKS Nieciecza). Poza tym, młodszy z braci Najewskich Tomasz (rocznik 1979) przekonał szefostwo klubu, że warto zainwestować też w starszego z rodzeństwa - Piotra (rocznik 1977). A ten odpłacił się 11 golami w 35 meczach. Czyli, na cześć polskich rodzin piłkarskich w Kavali: ''czołem!''.

Być może ktoś spostrzegł, że jesienią 1997 roku w Kavali było aż trzech polskich piłkarzy (Pisz, Sypniewski, Fedoruk). To nie przypadek. Trenerem zespołu był bowiem wówczas... (werble) Grzegorz Lato (tak właśnie było, nawet jeśli Wikipedia tego nie podaje). I to właśnie obecnemu prezesowi PZPN, Igor Sypniewski zawdzięczał transfer do Grecji (cytat z ''Faktu''):

Nie wiem skąd, ale usłyszał o mnie Grzegorz Lato, który akurat był trenerem greckiej Kavali. Szybko spakowałem walizki. Wiedziałem, że w Kavali będę mógł liczyć na podania na nos od Leszka Pisza. No i nie zawiodłem się.

A Lato? Cóż, został zwolniony po dwóch miesiącach na skutek dwóch kolejnych porażek: z Veirą 2:4 i Ethnikosem Pireus 0:2. I potem był już tylko trenerem jednego zespołu - Widzewa (na zdjęciu: obecny prezes PZPN i obecny selekcjoner).

Bartosz Nosal

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.