Fair play jednak żyje, pozdrawia z Włoch

Podczas sobotniego meczu Serie B między Ascoli i Regginą gospodarze zdobyli bramkę. Zgodnie z przepisami, ale niezgodnie z duchem sportu. Co zrobili? Nie, Thierry, nie przepraszali po meczu. Pozwolili rywalom wyrównać.

W 14. minucie Ascoli objęło prowadzenie po golu Mirko Antenucciego. Po golu, dodajmy, zdobytym w niezbyt uczciwy sposób - obrońca RegginyCarlos Valdez wybijał piłkę poza boisko sygnalizując uraz. Gest wydawał się dość czytelny, nie dość jednak czytelny dla Vincenzo Sommese, który przejął piłkę pod linią boczną, minął głośno protestującego Andreę Costę po czym wyłożył piłkę Antenucciemu. Ten wiele się nie zastanawiając wbił ją z bliska do bramki.

Wybuchła dzika awantura - wściekły Costa uderzył jednego z cieszących się piłkarzy Ascoli za co został wyrzucony z boiska, o krok od pójścia w jego ślady był bramkarz Regginy Mario Cassano.

Kiedy jednak opadł bitewny kurz, do akcji wkroczył Giuseppe Pillon - trener Ascoli, który w zeszłym sezonie prowadził przez chwilę Regginę. Szkoleniowiec nakazał swoim zawodnikom oddanie gola. Wyrównującą bramkę zdobył Biagio Pagano. Wyglądało tak:

Przydałaby się jakaś krzepiąca puenta, z której wynikałoby, że fair play popłaca. Na przykład taka, że Ascoli ostatecznie mecz wygrało (wcześniej również tracąc zawodnika, żeby siły były wyrównane). Jeśli jednak bodaj zerknęliście na filmik powyżej wiecie doskonale, że nic takiego się nie stało - choć Reggina grała w dziesiątkę i na wyjeździe, ostatecznie wygrała 3:1, dzięki czemu wygramoliła się ze strefy spadkowej. W której, dodajmy, na trzecim miejscu od końca wygodnie usadowili się ich sobotni rywale. Miejmy jednak nadzieję, że happy end nierychliwy, ale sprawiedliwy. Cokolwiek by to w przypadku Ascoli nie miało oznaczać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.