Co może dać bojkot? Czy od tego, że związek nie zarobi na meczu prezes Lato będzie musiał zmniejszyć sobie pensję? Antoni Piechniczek nie dostanie kolejnych pieniędzy za ''pilotowanie i kontrolowanie szkolenia trenerów, wizytowanie okręgów, uczestniczenie w kursokonferencjach szkoleniowych czy branie udziału w obradach wydziału szkolenia''? Oczywiście, że nie - jest tyle innych rzeczy, na których można oszczędzić. Pierwsza reprezentacja nie musi lecieć na mecz klasą biznes, można ją zakwaterować w gorszym hotelu, można oszczędzić na zgrupowaniu reprezentacji młodzieżowych, można zlikwidować - nikomu już do niczego niepotrzebną - reprezentację U-23. Dlatego nie wierzę w skuteczność bojkotu i dlatego się nim przesadnie nie emocjonuję.
Wzbudzają we mnie natomiast emocje oburzone wypowiedzi działaczy, trenerów, także piłkarzy. Że jakże to tak?! Reprezentacji nie kibicować?! Jak tak można?! Prawdziwy kibic jest z drużyną na dobre i na złe! Musi! Jak nie będzie kibicował, to znaczy, że nie jest prawdziwym kibicem! Sztucznym jest! Nam się należy! Od kibiców! Prawdziwych! Na dobre i na złe! Precz z bojkotem! Precz z niekibicowaniem! Precz z preczem!
Przykłady? Proszę uprzejmie. Cała seria, żeby nie było, że nieuczciwie uogólniam.
Stefan Majewski:
Wojciech Kowalewski:
Sławomir Peszko:
Piotr Polczak:
Jerzy Dudek:
Janusz Atlas (rzecznik PZPN):
Krótko mówiąc, kadra potrzebuje, więc kibice powinni, wręcz muszą. Bojkotować nie mają prawa. Piłkarze mają prawo grać piach, mają prawo okazywać elementarne braki w wyszkoleniu, brak zaangażowania i generalne olewactwo. Trenerzy mogą być niedouczeni, mogą sobie brać wolne w czasie mundialu. Działacze mogą w ogóle wszystko. Tylko kibic nie może. Kibic za to musi. Ma zapłacić, wcale niemałe pieniądze za bilet i dopingować. End of story.
A właściwie dlaczego? Otóż, piękni panowie, wcale nie musi. Może. To raczej wy musicie, a na pewno powinniście. Już choćby dlatego, że kibic pieniądze płaci, a wy je zarabiacie. Co tymczasem robi piłkarz po porażce w żenującym stylu? Z miną ''nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi'' informuje kibica, że ''szybko stracona bramka ustawiła mecz'', a ''rywal postawił twarde warunki''. Ilu polskich piłkarzy po klęskach na mundialu i Euro miało w sobie dość przyzwoitości, żeby przynajmniej wyjść do ludzi i uczciwie postawić sprawę - wstyd nam, zawiedliśmy, przepraszamy wszystkich, którzy w nas wierzyli? Artur Boruc, czyli jedyny człowiek, który po obu imprezach nie może mieć do siebie żadnych pretensji. Ktoś jeszcze? Bo ja jakoś nie pamiętam.
Kibic może wybaczyć wiele - porażkę, złą grę, brak umiejętności. Na ogół to robi, szczególnie jeśli widzi przynajmniej zaangażowanie. Jeśli widzi, że zawodnik dał z siebie 100 procent. Wtedy kibic raczej będzie wspierał, pocieszał, dziękował choćby za emocje i zaangażowanie. Ci, którzy oglądali choćby dwa ostatnie mecze reprezentacji wiedzą jednak, że to nie ten przypadek.
Trudno się więc dziwić, że niektórzy kibice mają dość. Każdy ma jakąś granicę odporności, szczególnie, jeśli od lat ogląda to samo, widzi te same miny i słyszy te same wyjaśnienia. O tym, że może nie mieć ochoty wspierać żerujących na reprezentacji pasożytów, poem panu uczciwie, wszystko jest zgodne z prawem, więc nie zamierzam się tłumaczyć, nie chce mi się nawet mówić, bo już samo elementarne poczucie estetyki może do kibicowania reprezentacji zniechęcić. I wcale się nie dziwię, że niektórzy się zniechęcają. Gdyby oburzeni ewentualnym bojkotem zechcieli wreszcie dostrzec rzeczywistość, również by się nie dziwili, a na pewno by się nie oburzali.
Bo kibic, który musi, a nie ewentualnie może, wcale nie nazywa się kibic. Nazywa się zakładnik. I nie każdy może mieć ochotę na odgrywanie tej roli.
Piotr Mikołajczyk