Wypuścili go z aresztu, żeby zobaczył mecz

Po zapoznaniu się z historią Randy`ego Aarona Barkera musimy przyznać jedno - amerykańskie areszty to miejsca, w których ''wychodzenie na mecze happens''. A amerykańscy sędziowie to kibice.

Pan Barker to mieszkaniec Keosauqua w stanie Iowa, który oprócz łamiącego język miejsca stałego pobytu jest też (przynajmniej jeszcze przez chwilę) posiadaczem dziesięciodniowego wyroku aresztu za naruszenie zakazu zbliżania się. Do czego zbliżać się miał Barker, nie mamy pojęcia. Wiemy natomiast, że odsiadka, choć krótkotrwała, krzyżowała mu szyki - mężczyzna od dawna już bowiem planował wyjazd do Kansas City na mecz baseballowy swoich ukochanych Boston Red Sox z lokalnymi Kansas City Royals.

Zamiast jednak pogodzić się z tym, co zdawało się nieuniknione, Barker złożył wniosek o... zawieszenie kary na czas wyjazdu na mecz. - Baseball to jedna z niewielu przyjemności, jakie ma w życiu mój klient. Bardzo czekał na to spotkanie - argumentował jego obrońca. Sędzia Benny Waggoner zamiast jednak tylko wzruszyć ramionami bądź zacząć udawać lampę w obliczu tak dziwnej prośby, uznał, że jest ona ''całkiem racjonalna pod pewnymi warunkami''. Warunkami tymi okazało się być to, że aresztant opuści celę we wtorek i wróci z meczu do środy do ósmej rano, co też zresztą uczynił.

Niestety jest to historia bez happy endu - nie wiemy, czy jej bohater tak naprawdę był szczęśliwy ze swojego wyboru. ''Czerwone skarpety'' zagrały beznadziejnie i poległy aż 9:12. Swoją drogą ciekawe co by było, gdyby nagle wrocławski areszt zaczął wypuszczać ekstraklasowych sędziów i działaczy ''na mecz''.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.