Historie alternatywne Z czuba: Andrzej Gołota pokonuje Riddicka Bowe`a (część 2)

W poprzednim odcinku: Bożenka znów wróciła później ze szkoły. Michał odnalazł się, ale ze zmienioną twarzą. Knorr romansuje na boku, a ta pani od ''Podaj cegłę'' wciąż nie potrafi grać. Przepraszamy za usterki. W poprzednim odcinku: sędziowie oszukali Andrew. Świat czeka na rewanż i drugą część ''Toy Story''.

Druga część ''Toy Story'' do kin wejdzie w lutym 2000 roku. Rewanżowy pojedynek Gołota - Holyfield zaplanowano trzy miesiące wcześniej. Atmosfera  jest gorąca - bokserzy nie szczędzą sobie ostrych słów. Andrew mówi ''piołun'', Evander kontruje ''gorczycą'', po czym dodaje, że gdyby nie jego naród, to w Polsce nigdy nie byłoby demokracji, bo jego ojciec w Wietnamie walczył też za naszą wolność. Gołota chce zrobi rywalowi krótki wykład geograficzno-historyczny, ale stwierdza, że to nie zadziała i zniża się do jego poziomu - kładzie się na podłodze. Stamtąd atakuje rywala rymowanym stosem wyzwisk, nie przejmując się tym, że Artur Andrus miał ułożyć go dopiero za kilka lat

Evander zgubił się już przy ''gnijącej warstwie torfowiska'', ale czuje, że chyba ktoś go obraża. Obraża się więc i on - bierze pod pachę foremkę, grabki i menadżera i wychodzi z konferencji. - Więcej się nie zobaczymy - mówi. Wszyscy wiedzą, że naoglądał się ''Słodko Gorzkiego'' i pomyliły mu się kwestie

Zobaczą się bowiem już za dwa dni - 13 listopada w Thomas & Mack Center w Las Vegas, gdzie na ringu leżą pasy WBC, WBA, IBF, IBO, WBO i HBO. Atmosfera jest napięta, wszyscy czekają na pierwszy gong. W końcu Michael Buffer krzyczy: ''Let's get ready to..... nie no, czy mógłby ktoś zabrać to żelastwo z ringu''. Po tym, jak pasy zostają posprzątane konferansjer dopowiada ''rumble'' i rumbel zaczyna się.

Walka jest zacięta i zażarta. Obaj zawodnicy nie boją się ostrych wymian - Andrew wymienia punkty BP na komplet laserowo ostrzonych noży. The Real Deal handluje pokemonami z lokalnymi dziećmi. W przerwach między przerwami między rundami wymieniają też ciosy. Gołota konsekwentnie przed do przodu i spycha Amerykanina do obrony. Ten groźnie kontruje. W końcu nadchodzi 12 runda - obaj są zmęczeni. Więcej sił zachowuje 6 lat młodszy od rywala Polak, który spokojnie kontroluje walkę do końca. Rozbrzmiewa ostatni gong i ostatnia syrena, ginie ostatni smok, ostatni drakkar odpływa, a ostatni samuraj okazuje się Amerykaninem wierzącym, że za wszystkim stoją Obcy. Tym razem sędziowie nie mają wątpliwości, który bokser jest który. Trochę pomaga w tym fakt, że Andrew ma na spodenkach wypisane ''Ja jestem Gołota! Holyfield to ten drugi'' w 46 językach i brajlem. Decyzja jest jednogłośna - wszyscy arbitrzy punktują dla Polaka, który zostaje niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej.

Do Polski wraca jak bohater - ma w końcu więcej pasów niż dresy firmy Adidos . Nad Wisłą mistrz zajmuje się swoimi ulubionymi zajęciami - pieleniem ogródka, graniem w Wormsy i studiowaniem prac ordoliberałów. Jego spokój nie trwa jednak długo, bo już w kwietniu ma zmierzyć się z niepokonanym Michaelem Grantem, o którym mówi się, że jest niepokonany i nazywa się Michael Grant.

Gołota już w pierwszej rundzie ma rywala dwa razy na deskach. Nie potrafi go jednak wykończyć i pozwala by doszedł do siebie, a Andrzej Kostyra powiedział, że Grant, był już jedną nogą w grobie, a drugą na skórce od banana, ale nie dał się znokautować. W końcu nadchodzi 10 runda. Amerykanin wie, że jeśli chce wygrać, to musi posłać mistrza na deski. Udaje mu się to i teraz to Andrew pokazuje publiczności podeszwy

Polak wstaje. - Kurcze boli, ale przecież prowadzę na punkty. Musiałbym być idiotą, żeby się teraz poddać - myśli. Kontynuuje więc walkę skutecznie opierając się szaleńczym atakom rywala, który musi się odsłonić. Wykorzystuje to Gołota i potężnym prawym sierpem w 11. rundzie posyła pretendenta na deski. Tym razem Kostyra mówi, że gdyby się podniósł, byłoby to największym cudem od wskrzeszenia Łazarza. Łazarz się nie podnosi i leży nadal, tam gdzie był, czyli

między Jeżycami a Wildą

. Podobnie jak Grant, z tym, że on leży między linami. Gołota znów jest bohaterem, Gołota znów jest wielki. Sejm rozważa dodanie

Kucyka Gołoty

do godła państwowego, a na Polaków pada blady strach - Dariusz Szpakowski zapowiada, że będzie komentować boks. I rzeczywiście komentuje, ale tylko w domu przed telewizorem, bo TVP nie kupuje praw do walk Andrew. Ten tymczasem stacza dwa kolejne pojedynki.

W lipcu pokonuje Francois Bothę w ramach zemsty za apartheid, a w listopadzie Davida Tuę w ramach zemsty za zbyt krótkie nazwisko. Obaj rozumieją swoje błędy. Pięściarz w RPA zaczyna walczyć w MMA i w obronie praw Murzynów. Zażarcie zwalcza oznaki dyskryminacji rasowej w swej ojczyźnie dobrym słowem i jeszcze lepszym prawym środkowym. Z kolei bokser z Samoa wydłuża sobie nazwisko i nazywa się

TuaTua

.

Przychodzi rok 2001. Gołota nie zdaje sobie sprawy, że ''Duke Nukem Forever'', którego zapowiedź tak mu się spodobała na E3 nie wyjdzie w te święta

Ani że gdzieś tam między ringami w Polsce i na Wyspach kursuje niejaki Tomasz Adamek, sukcesywnie wyrąbujący sobie przez szczęki rywali drogę do wielkiego boksu. Wyrębuje sobie na tyle skutecznie, że uznaje, iż zasłużył na jakiś ringowy przydomek - najlepiej związany z wyrębem właśnie. Tomasz Drwal jest już jednak zajęte tak samo jak Bob Budowniczy, Listonosz Pat oraz I Kot, a także Rospuda. W końcu polski pięściarz wybiera sobie pseudonim Tomasz Adamek - uznaje, że dobrze się z nim czuje i pasuje on do jego osobowości. Bokser Tomasz Adamek znany wcześniej jako Tomasz Adamek dalej zatem dzielnie boksuje, marząc o tym, żeby kiedyś być jak Gołota (najlepiej pokonując mistrza) lub być jak John Malkovich (najlepiej goląc się na łyso). Andrew zdaje sobie sprawę z tego, że gdzieś tam pod nosem rośnie mu groźny rywal, jednak niespecjalnie się tym przejmuje. Ringowe doświadczenie nauczyło go tego, że w każdej niemal chwili w każdym niemal zakątku globu rośnie komuś pod nosem Tomasz Adamek - o tym się po prostu nie mówi.

Tymczasem Gołota pławi się w honorach, zaszczytach, dolarach i szampanie w jacuzzi. Magazyn ''The Ring'' uznaje go najlepszym białym pięściarzem z polskim znakiem diakrytycznym w nazwisku w historii boksu, miesięcznik ''Burda'' nadaje mu tytuł Przezadymiarza i  Prawego Prostego Roku, a rocznik ''Prawy Prosty Roku'' Polaka Tysiąclecia. To, kiedy zostanie kawalerem Orderu Uśmiechu pozostaje tylko kwestią czasu. Do śmiechu nie jest za to Johnowi Ruizowi, który wie, że bez starcia z Polskim Młotem na zawsze pozostanie na kartach pięściarskiej historii zaledwie jako ''ten gruby mały zarośnięty koleś, który wygląda jakby walczył w golfie'' tudzież ''grałeś w amerykańskiej ekranizacji 'Ediego'?''.  

Zdesperowany bokser rzuca więc Gołocie wyzwanie. - Założę się, że nie dostaniesz się do albańskiego parlamentu - mówi Ruiz. - Ne kuptoj - odpowiada bez cienia zażenowania Gołota i po roku wchodzi jak burza do ciała ustawodawczego bałkańskiego kraju. Po kolejnych 12 miesiącach jest już prezydentem, prezesem federacji piłkarskiej i szkoleniowcem kadry tamtejszych kopaczy. Niestety po porażce 0:3 z samymi sobą Albania nie dostaje się do eliminacji do Euro 2004, Andrzej zostaje zwolniony z wszystkich funkcji, a Albańczycy nie wychodzą z ''drewnianych domków'' głównie dlatego, że jeszcze się ich nie dorobili. W tak zwanym międzyczasie chytry Ruiz ukradkiem trenuje do walki z Gołotą, wzorując się na najlepszych. Czyli, jakby ktoś nie wiedział, oglądając sceny treningu z Rocky`ego IV.

Wreszcie w grudniu 2003 dochodzi do starcia. Ruiz znakomicie odgrywa śnieg, a potem pada zanim Gołota zdążył zadać pierwszy cios. Znaczy pada na deski. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że jest właśnie napisami końcowymi z ''Rocky`ego IV''. Nie zdobywa wprawdzie zatem żadnego z mistrzowskich pasów, ale zdobywa za to Złotą Palmę w Cannes.

Ciąg dalszy niestety nastąpi.

bazyl&miszeffsky

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.