Piłkarzy powroty sentymentalne

Ledwie Cristiano Ronaldo zadebiutował w Realu, a już mówi się o jego powrocie do Manchesteru. Konkretnie mówi o tym sir Alex Ferguson, który zaznaczył, że Portugalczyk kocha United i pewnie kiedyś powróci na Old Trafford. Fani Czerwonych Diabłów, którzy ledwie zdołali się przyzwyczaić do tego, że znajomi nie witają ich symulując faule zaczęli się bać, my zaś zaczęliśmy pisać o efektownych powrotach do starych klubów - oto 10 come backów, które są według nas najciekawsze... albo akurat się nam przypomniały.

Robbie Keane - jak stracić dużo na wadze - kupić wagę za 100 zł i sprzedać za 50. Jak stracić dużo na Keane'ie - kupić Keane'a z Tottenhamu za 20 mln funtów i po pół roku sprzedać temu samemu klubowi za 15 mln. Taki manewr zastosował Liverpool, który Irlandczykiem znudził się szybciej niż nastolatek nowym FPS-em. Spurs w ogóle mają jakąś słabość do odkupywania swoich byłych graczy - po zaledwie sezonie w Portsmouth na White Hart Lane wrócił Jermain Defoe. Także po roku stęskniono się za Pascalem Chimbondą, którego z ściągnięto z Sunderlandu.

Marcin Mięciel - jeden z ostatnich efektownych powrotów i to w dodatku powrót patriotyczny. Mięciel w koszulce wojskowych śmigał w latach 1994-2001(z małą przerwą na wypożyczenie do ŁKS), po czym ruszył podbijać Niemcy. Mięcielowy blitzkrieg okazał się bardziej blitz niż ktokolwiek mógł przypuszczać, bo przygoda z Bundesligą trwała zaledwie do 2002 roku. Po nieudanej karierze w Niemczech Miętowy zaczął bawić na greckich salonach, a raczej Salonikach, bo występował w Iraklisie, a następnie PAOKu. Tam pokazał, że cały czas umie strzelać gole, co otworzyło mu furtkę do powrotu do Niemiec. Po dwóch niezłych sezonach w VFL Bochum wraca do Legii. Krążą plotki, że sprowadzono go, by przekazał młodszym tajniki nakładania żelu. Chinyama musi być wniebowzięty.

Piotr Reiss - wychowanek Lecha na początku lat '90 nie był w stanie przebić się do składu, więc pogrywał w innych wielkopolskich klubach - Kotwicy Kórnik i Amice Wronki aż w 1994 wrócił do Kolejorza, by tym razem zakotwiczyć w nim na dobre. Do 1998 zagrał w niebiesko-białych barwach 146 meczów i zdobył 50 bramek, po czym postanowił sprawdzić jak piłkarski chleb smakuje za granicą. Trafił do Herthy Berlin i już w debiucie zdobył gola po czym się zaciął. Zacięty był na tyle, że wysłano go do Duisburga. Tam się strzelecko odblokował, ale po powrocie do Berlina znów dostał awersji do strzelania bramek. Ostatnim przystankiem Reksia podczas niemieckiej przygody był Greuther Furth, skąd w 2002 roku wrócił do Lecha. W Poznaniu zanotował kolejne 173 mecze, 58 goli, epizod jako Piotr R. i został żywą legendą klubu. W 2009 przeszedł do lokalnego rywala - Warty, no o ile można powiedzieć, że czterech zielonych kibiców stanowi konkurencję dla reszty żyjącego Lechem Poznania.

Shaun Maloney - o ile polskie gwiazdy by przekonać się, że na zagranicznych boiskach sobie nie poradzą zazwyczaj śmigają do Niemiec, o tyle Szkoci do tego celu używają Anglii. W 2007 gwiazdor Celtiku uznał, że rodzima liga jest dla niego za mała i odmówił przedłużenia kontraktu z The Bhoys. W konsekwencji ostatniego dnia okienka transferowego sprzedano go do Aston Villi. Tam Shaun nie mógł odnaleźć formy, której szukał głównie na ławce rezerwowych. Podobno na nie najlepszą grę wpływ miała tęsknota za domem, która po niespełna dwóch sezonach wygrała ze sportowymi ambicjami i od sierpnia 2008 Maloney znów jest graczem Celtiku.

Kenny Miller - kolejna szkocka gwiazda, która próbowała niczym jakobici wbić się w głąb angielskich ziem. Pierwsza próba zakończyła się sukcesem, bo były gracz Rangers, który w 2001 dołączył do Wolverhampton był wyróżniającym się graczem Wilków. Niestety, sami Wolves się niezbyt wyróżniali i Miller tylko przez jeden sezon mógł zaznać gry w Premiership. W 2006 spakował manatki i wrócił do Glasgow, jednak nie do swego poprzedniego klubu, a do jego największego rywala - Celtiku, czym zaskarbił sobie nienawiść protestanckiej części miasta. Po udanym sezonie na Celtic Park Miller postanowił jeszcze raz zdobyć Anglię. Tym razem jednak najwyraźniej pomylił adresy, bo trafił do piekła, którym w sezonie 2007/08 było Derby County - drużyna w 38 meczach zdobyła zawrotną liczbę 20 goli i odniosła oszałamiające jedno zwycięstwo z Pucharem Ligi i Anglii żegnając się w potyczkach z zespołami znanymi głównie wiernym fanom ''Football Managera''. Nie mający ochoty na kolejną przygodę z League Championship Miller znów się spakował i jeszcze raz wrócił do Glasgow - tym razem dla odmiany do Rangers, więc teraz ma przerąbane w katolickiej części miasta.

Serhij Rebrow - rewelacyjna gra Dynama Kijów w drugiej połowie lat '90 zaowocowała ofertami dla największych gwizd klubu. Szewczenko w 1999 przeszedł więc do Milanu i zrobił karierę, a Rebrow w 2000 do Tottenhamu i kariery nie zrobił. W 2003 Spurs wypożyczyli go do Fenerbahce, gdzie też nie zrobił kariery, a rok później przeszedł do West Hamu i wiecie co? Nie zrobił kariery. W 2005 wrócił więc do Dynama i znów pokazał jak się strzela gole. Szło mu tak dobrze, że znowu postanowił spróbować sił za granicą. Dał się więc wytransferować do Rubina Kazań, któremu pomógł wywalczyć mistrzostwo Rosji i zakończył zawodniczą karierę. Po ciepnięciu korków w kąt jeszcze raz skierował swe kroki w stronę Dynama, gdzie został trenerem drużyny rezerw.

Carlos Roa - argentyński bramkarz na naszej liście reprezentuje frakcję wyjątków i ciekawostek, wrócił bowiem nie z innego klubu, a z emerytury i to nie spowodowanej wiekiem czy kontuzjami, a religią. Golkiper hiszpańskiego RCD Mallorca w 1999 odwiesił rękawice na kołku, gdyż wstąpił do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego i religia zabraniała mu pracować wieczorami i w soboty, a UEFA i La Liga jakoś nie chciały z tego powodu zmieniać swoich terminarzy. W 2001 postanowił jednak wrócić i znów stanął między słupkami bramki ekipy z Majorki. Nie grał jednak tak dobrze, jak wcześniej i już w 2002 trafił do drugoligowego Albacete, gdzie także nie było mu dane szczególnie dużo pograć, gdyż wykryto u niego raka jąder. Bramkarz zdołał wygrać z nowotworem i wrócił jeszcze na boisko w barwach argentyńskiego Olimpo de Bahia Blanca, w którym w 2006 definitywnie zakończył karierę.

Bogusław Wyparło - drugim bramkarzem na naszej liście miał być Fabien Barthez, jednak uznaliśmy, że lepiej zakomunikować światu, że wbrew temu, co wielu myśli Bodzio W. nie urodził się w bluzie Łódzkiego Klubu Sportowego, ani nawet nie spędził w niej całej bramkarskiej kariery. Wyparło do ŁKS trafił w 1997 z Sokoła Tychy i już w drugim sezonie pomógł klubowi w wywalczeniu mistrzostwa Polski. Kolejny rok nie był już tak udany, bo klub skończył rozgrywki na 11. miejscu. W sezonie 1999/00 było jeszcze gorzej i Bodzio wykorzystał okno transferowe, by z pędzącego ku spadkowi ŁKS-u śmignąć do Legii. Nie przebił się jednak do składu wojskowych i zaczął tułaczkę po klubach, w których nie zagościł dłużej niż przez rok - kolejno odwiedzał Ceramikę Opoczno, RKS Radomsko, Pogoń Leżajsk, Piotrcovię Piotrków Trybunalski i Pogoń Szczecin. W końcu w 2004 wielka powieść drogi się skończyła, wrócił bowiem do ŁKS-u, którego bramka jest najwyraźniej naturalnym środowiskiem występowania Bodzia W.

Romario - polscy zawodnicy do starych klubów czy w ogóle rodzimej ligi wracają głównie dlatego, że nie radzą sobie za granicą. Południowoamerykańscy zaś dlatego, że mają ochotę na wakacje czy piwo (tu pozdrowienia dla Adriano) albo są już starzy. Klasycznym przypadkiem jest Romario, który co jakiś czas musiał skoczyć pokopać chwilę w rodzimej Brazylii. Występował w trzech drużynach z Kraju Kawy i co ciekawe do każdej zdarzało mu się wracać. Łącznie naliczyliśmy mu pięć powrotów - trzy razy wracał do Vasco da Gama, gdzie grał w latach 1985-88, 1999-2002, 2005-2006 i 2007-2008, a po razie do Flamengo (1995-96 i 1998-99) i Fluminense (2002 i 2003-2004).

Fabrizio Ravanelli - na naszej liście nie mogło zabraknąć kogoś, kto wielką karierę skończył tam, gdzie ją zaczynał (i nie jest Romario). Tak się złożyło, że do tego miejsca aspirowali głównie gracze, którzy przewinęli się przez Juventus - Edgar Davids i jego gogle zaczęły i skończyły karierę w Ajaxie, Paolo Montero, który na delle Alpi spędził dekadę na koniec wrócił do urugwajskiego Penarolu, którego był wychowankiem, a podobny manewr z Hajdukiem Split wykonał Igor ''Bramka Samobójcza'' Tudor. Do nas najbardziej przemawia jednak Srebrny Lis, który w 1986 jako siwiejący 18-latek zaczął kopać w Perugii. W ciągu trzech lat dokopał się 41 goli i transferu do w Avellino (nie pytajcie, też nie wiemy co to jest). Potem wylądował w Casertanie i znów w Avellino, po czym przeszedł do Reggiany, skąd w 1992 oddano go do Juve, gdzie zaczął pracować na status gwiazdy. W 1996 Ravanelli opuścił Starą Damę i zaczął zwiedzać piłkarski świat - jego siwizna odwiedziła Middlesbrough, Olympique Marsylia, Lazio, Derby County i Dundee. W końcu w 2004 Fabrizio przypomniał sobie, gdzie zaczynał i po 15 latach wrócił do Perugii, gdzie mimo, że miał za sobą 36 lat życia (w tym 22 siwienia) zdołał zagrać w 39 meczach i strzelić 9 goli.

Copyright © Agora SA