Tytuł Miss i Mrs był stałym przedrostkiem rozróżniającym zamężne tenisistki od tych pozostających w panieńskim stanie cywilnym. Jednym się to podobało, innym mniej (głupio było mieć tytuł Miss po 30-tce), ale wszyscy to akceptowali w ramach szacunku dla wimbledonowej tradycji.
Tegoroczna rewolucja (tak, w kontekście tego turnieju można nazwać to rewolucją) jest tym bardziej zaskakująca, bo nie została opatrzona żadnym komentarzem organizatorów - po prostu wprowadzono zmiany, bez jakichkolwiek introdukcji. Zamiast stanu cywilnego, w tym roku tablica wyników udziela wyczerpujących informacji o imieniu tenisistki. Zwyczaj jednak przetrwał w pewnym stopniu - sędziowie orzekający o zdobytych punktach wciąż rozróżniają tenisowe panny i panie. Sądzimy jednak, że to tylko kwestia czasu - konserwatywni Brytyjczycy nie chcieli wprowadzać aż taaak diametralnych poprawek.
Rzeczniczka Wimbledonu sytuację komentuje następująco:
Przyznajemy - nazywanie 35-letniej Martiny Navratilovej, na dodatek lesbijki, panną Navratilową było grubym przegięciem. Z drugiej strony, nie sposób odmówić uroku tej całej tradycyjnej otoczce Wimbledomu. Nie potrafimy jednoznacznie się określić. Może wy pomożecie?