Ruberns Barrichello - Adaś Miauczyński Formuły 1

Jeśli nie zdarzy się nic niesamowitego, Jenson Button zostanie w tym sezonie mistrzem świata Formuły 1. Na drugie miejsce spore szanse ma Rubens Barrichello, który w tej chwili wyprzedza o 12 punktów Sebastiana Vettela. Bardzo możliwe, że Barrichello się wcale z tego nie cieszy.

Rubens Barrichello przejawia jakieś naturalne ciążenie ku drugiemu miejscu, jakby wszechświat chciał widzieć go na środkowym stopniu podium i starał się mu w tym pomóc. W tym sezonie widać to szczególnie wyraźnie.

W Grand Prix Australii startował z drugiego miejsca, ale po kolizji na starcie spadł na siódme. Udało mu się awansować na czwarte, ale o wyprzedzeniu jadących przed nim Vettela i Kubicy nawet nie miał co marzyć. Jednak kolizja kierowców Red Bulla i BMW Sauber dała mu drugie miejsce.

W Grand Prix Hiszpanii startował z trzeciego miejsca. Tuż po starcie wyprzedził Sebastiana Vettela i startującego z pole position Buttona. Obaj kierowcy Brawna mieli jechać na trzy pit stopy, jednak Buttonowi w trakcie wyścigu zmieniono strategię. Barrichello po ostatniej zmianie opon zwolnił i stracił prowadzenie na rzecz swojego kolegi z teamu. W Monaco w końcówce kwalifikacji z pierwszego miejsca zepchnęli go Jenson Button i Kimi Raikkonen. Barrichello udało się wyprzedzić Raikkonena, jednak na dogonienie Buttona nie miał szans. Skończył drugi.

''Ciągle we wszystkim byłem drugi. Na 1500 drugi, z polskiego drugi, w nogę drugi''.

Te słowa Adasia Mauczyńskiego spokojnie mógłby powtórzyć Barrichello - niekwestionowany król drugich miejsc, który w ciągu trwającej 17 lat kariery w Formule 1 był na podium 65 razy. Z tego wygrał dziewięć wyścigów, 27 razy był trzeci i 29 razy drugi.

Statystyki to jedno, ale nie liczby świadczą najlepiej o jego ''drugości''. Barrichello drugi bywa widowiskowo, a co najmniej jedno jego drugie miejsce okazało się rewolucyjne. W Grand Prix Austrii w sezonie 2002 Barrichello startując z pole position i prowadząc od startu na wyraźne polecenie zespołu przepuścił na ostatnim okrążeniu Michaela Schumachera. To po tym wydarzeniu w F1 zakazano team orders. a za szopkę podczas dekoracji (Schumacher wepchnął Barrichello na najwyższy stopień podium) ukarano obu kierowców oraz Ferrari.

''Nawet jak gdzieś pierwszy byłem, czułem się jak drugi, k...''.

Te z kolei słowa idealnie pasują do Grand Prix USA z tego samego sezonu, kiedy Schumacher postanowił się odwdzięczyć (który miał już zapewniony tytuł mistrza świata) i przepuścił tuż przed metą jadącego za nim Brazylijczyka. Wybuchła afera, po której obaj kierowcy gęsto tłumaczyli się, że chcieli przekroczyć metę równocześnie, ale im się nie udało i że dopiero w garażu dowiedzieli się kto wygrał.

Wydawało się, że przenosiny do Hondy skończą okres ''drugości'' Barrichello. Japoński samochód nie dawał wielkich szans na podium i w ciągu trzech sezonów Barrichello udało się uskładać tylko jedno trzecie miejsce. Drugi nie był ani razu. Jednak złe mocne nie usnęły i zaatakowały ze zdwojoną siłą, kiedy Honda wycofała się z F1, a zespół wykupił Ross Brawn. W tym sezonie w sześciu wyścigach Barrichello drugi był już trzykrotnie i biorąc pod uwagę przewagę bolidu nad resztą stawki oraz regularność z jaką Jenson Button zwycięża nie jest to jego ostatnie słowo.

''Drugość'' Barrichello ma szansę przejść do historii Formuły 1. Brazylijczyk jest jednym z trzech kierowców (obok Jackie'ego Ickxa i Ronnie'ego Petersona), którzy dwukrotnie zajmowali drugie miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców i nie zdobyli tytułu. Barrichello stoi przed wielką szansą ich wyprzedzenia. Wtedy już tylko jednego drugiego miejsca brakowałoby mu do legendarnego Stirlinga Mossa - ''najlepszego kierowcy, który nigdy nie był mistrzem świata''.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.