Gdy podopieczni Bogusława Baniaka jesienią zremisowali dwa mecze z najsłabszymi zespołami (Odrą Opole i wycofanym już Kmitą Zabierzów), by następnie przegrać pięć kolejnych spotkań, mało kto dawał Warcie szanse na utrzymanie się. Piłkarze mówili, że są już nawet nie w dołku, ale w leju po bombie. O optymizm było tym trudniej, że Warta to najbiedniejszy zespół w pierwszej lidze, więc na rewolucyjne wzmocnienia w zimowej przerwie ciężko było liczyć. Nim jednak nastała zima, w kalendarzu rozgrywek nieoczekiwanie nastała wiosna, bo dwie kolejki rundy rewanżowej rozegrano już jesienią.
I właśnie w pierwszym z meczów rewanżowych - z Widzewem - piłkarze Warty po raz pierwszy ujawnili swój spory potencjał. Bach, bach i jeszcze raz bach gospodarzy, przy zaledwie jednym bach gości oznaczało wynik 3:1 i jedną z trzech porażek łodzian w tym sezonie (jednocześnie najwyższą).
Ruchy transferowe dokonane w przerwie rozgrywek przy Drodze Dębińskiej dość dobrze oddają kondycję finansową klubu. Bartosz Hinc przyszedł do Warty, bo podziękowano mu w Wodzisławiu, kontrakt Serba Gorana Antelja opłaca jego menedżer, a z testowanym Danielem Onyekachim ostatecznie nie podpisano umowy, bo uznano, że nie jest on wart dwóch (kilku?) tysięcy złotych na wyrejestrowanie gracza ze Śląskiego Związku Piłki Nożnej.
Z tej biedy piłkarze Warty nic sobie postanowili nie robić i w pierwszym meczu wiosny (tej faktycznej) odprawili u siebie 2:1 Podbeskidzie Bielsko-Biała. Strzelcy goli? Tomasz Magdziarz oprócz gry w piłkę zajmuje się sprzedażą aut,
a Paweł Iwanicki, często opuszcza treningi, bo... jest zawodowym strażakiem.
Potem warciarzom wiodło się różnie - a to po pięknych golach odprawili 4:1 Tura, a to przegrali dwa kolejne mecze, ale od połowy kwietnia prują już (niemal) wszystkich równo: Wisła Płock (wyjazd) i Odra Opole (dom) przegrały po 1:0, potem był walkower z Kmitą, remis 1:1 w Lublinie i w końcu - tydydydy...
Baty 3:0 zebrała w Poznaniu kielecka Korona
i śmieszne wydają się tłumaczenia, że ''u nas w Kielcach to lepsze mamy boiska treningowe, a zamiast piłki graliśmy kamieniem'', tym bardziej, że swoją formę (klasę?) warciarze udowodnili w środę w Lubinie. Na Dialog Arena nie było monologu Zagłębia, ba w tym dialogu ostatnie słowo należało do poznaniaków. Zagłębie - Warta 1:2 po golach Marcina Klatta (był kiedyś taki młody, zdolny, co to dla Legii hat tricka raz ustrzelił) i pięknym lobie Alaina Ngamayamy.
Z Ngamayamą wiąże się zabawna anegdotka. Ngamayama to rodowity poznaniak, syn Polki i Zairczyka, który przyjechał do nas na studia. Kiedy trener Bogusław Baniak zostawał trenerem Warty i obserwował po raz pierwszy grę nowego zespołu, powiedział: - Bardzo fajnie gra ten Murzynek. Skąd on jest? - Z Jeżyc, trenerze - mówił mu wtedy Zbigniew Śmiglak, dyrektor Warty [Jeżyce - dzielnica Poznania].
Już w sobotę do Poznania przyjeżdża kolejny kandydat do awansu, Flota Świnoujście, więc faworytem do zwycięstwa jest oczywiście... Warta.
Gdyby poznaniacy jesienią zdobyli tyle punktów, ile już zdobyli wiosną (więcej w rundzie rewanżowej ma tylko Widzew), Warta byłaby z 54 pkt na trzecim miejscu w tabeli. I kto wie, może dla biedniejszego (choć starszego) krewnego Lecha, otworzyłyby się drzwi bogactw ekstraklasy?
Ale to już temat na inną opowieść. Aha, kilka naprawdę ładnych, wiosennych goli Warty jest do obejrzenia tutaj .
Bartosz Nosal