"Bo nam się należy!", czyli o realiach słów kilka

Skandal! Zbrodnia! Oszustwo! Dranie! Przekręt! Jak tak można? Ohyda! Niemożliwe! Tanio, okazja, skarpety polecam! Precz z FIFA! Pssst, z UEFA... Tak! Z UEFA też precz! Ze wszystkim precz! ''Za ból, za krew, za lata łez''! Zobaczycie, jeszcze będziecie chcieli, jeszcze będziecie nas prosić, zobaczycie! I gdzie ja teraz nowe garnki dostanę?...

Jeszcze ciągle słychać śpiew i rżenie koni po środowej decyzji UEFA, przyznającej organizację Euro 2012 Warszawie, Wrocławiowi, Poznaniowi i Gdańskowi. Wygrane miasta reagują ciszej i łagodniej, ale ''dziwnym nie jest'' - po wczorajszej radości w głowie jeszcze ciut się kręci i huczy, w gardle ściana Matterhornu, a pragnienie pokonało Sprite'a i za zdrewniały ze szczęścia język ciągnie człowieka do zlewozmywaka, nad którym zbawiennie fruwają oba krany...

Miasta przegrane reagują różnie - Chorzów zastygł w osłupieniu, toczy wokół w bezradnym wzrokiem i powtarza jak mantrę ''Co to... jest?... Ja chcę... do biura...'', a Kraków zasiadł w dostojnym fotelu, nadął się i ma za złe. W obu miastach panuje poczucie wielkiej tragedii, jeszcze większej niesprawiedliwości i kto wie, czy w najbliższych wyborach Ruch Autonomii Śląska nie zyska sobie sporego poparcia, a w Krakowie nie odżyją K.u.K.-sentymenty i nie pojawią się głosy postulujące oderwanie od wiarołomnej Kongresówki.

Oba przegrane miasta łączy jedno - ''przecież nam się należy''. Nasze swojsko-nizinne podejście do rzeczywistości, dzięki któremu nic nie musimy, no, ewentualnie połowę, ale tylko jeśli będziemy mieć dobry humor, możemy sobie wygodnie siąść w końcu stoła, podeprzeć pod boki jak basza i czekać na mannę z nieba. A, nie... mannę to dostawał kto inny. Nam się należy coś lepszego, bośmy Turków pod Wiedniem pokonali, więc, droga Zosiu, proszę mię tu coś alamezą i żeby tłuste było!

Po pierwsze - stadiony. Hotele, autostrady, zabytki, kebabownie i inne takie - to dodatek. W piłkę gra się na stadionach, na stadionach jest publiczność, trzeba do stadionów dojechać, posiedzieć na nich, wyjechać z nich i w ogóle. Stadion. Podstawa. No to teraz szanowna wycieczka wbije sobie w Google ''stadiony Euro 2012'', odwiedzi dowolnie wybraną stronę i przyjrzy się uważnie...

I cóż widzimy, proszę szanownej wycieczki? Imponujące wizualizacje stadionów w Gdańsku i Warszawie, ciekawą konstrukcję wrocławską... Dobra, Poznań rzeczywiście pięknością nie grzeszy, ale przynajmniej jest duży. A teraz stadion Wisły... Mały, kanciasty, przeciętny i ziejący przypadkowością rozwiązań technicznych - ot, takie ''zbudujemy cztery trybuny a w narożnikach postawimy coś. Albo nie postawimy''. I Stadion Śląski czyli bogatszy krewny stadionu Polonii Bytom: trochę odczyścimy, trochę przemeblujemy, a nad resztą rozwiesi się na patykach wielkie prześcieradło i będziemy udawać, że wzorowaliśmy się na ''wieżach wiatru'' w Dubaju i że to takie ''pendent'' do...

- Tak, tak, ja, wie pan, pracuję w telewizji, to ja pana rozumię - powiedziała Lusia.

W obu odrzuconych miastach ''w temacie'' stadionów postawiono na doraźną taniochę, starano się ograniczyć koszta do minimum i myślano na rok-dwa do przodu. Bo po co dalej? Przecież nam się należy! Stadion Narodowy, rozumiecie. Tu Cieślik Ruskim bramki strzelał, Królak finiszował, ledwie żywa historia, tradycja, i dożynki! Należy nam się! A stadion Wisły ma już dwie trybuny! Dwie! Po lewej i po prawej. Za to konkurencja ma tylko plany. Cóż, problem w tym, że nie tylko plany, a poza tym i chorzowski i krakowski stadion też jeszcze gotowe nie są. A kiedy/jeśli będą - wypadną przy Arenie Bałtyckiej czy warszawskim Narodowym jak Kamil Durczok przy Juliette Binoche. UEFA przyznaje prawa do Euro 2012 a nie Euro 2009, więc nie ma co marudzić, że teraz Kraków i Chorzów są stadionowo do przodu. Za rok już nie będą. A za dwa lata wstyd będzie porównywać.

O Stadionie Śląskim dyskutujemy od dwudziestu lat - jedyne, co się z tych rozmów urodziło, to solidniejszy makijaż, tona różu, nowe krzesełka i histeryczne reakcje na hasło: zrównać z ziemią i wybudować coś na miarę XXII wieku. Nigdy! Po naszym trupie! Tradycja! Cóż, Śląski przy Wembley to małe miki i ''Pod Lasem Arena'', a jednak Anglicy potrafili zgolić swoją świątynię równo z trawą i wybudować nowoczesny obiekt. Ale Anglicy są głupi zapewne, a organizację Euro i olimpiady dostali, bo... bo... ten... bo to jest antypolski spisek i woda na młyn odwetowców! Niech żyje Skansen... przepraszam: Stadion Śląski, który i tak na pewno dostanie mecze kadry. Bo mu się, oczywiście, należy.

Kraków podobnie - Wisła od dziesięciu lat gra regularnie w europejskich pucharach, od początku mierzy w Ligę Mistrzów i od dziesięciu lat wiadomo, że stary stadion nie spełnia cywilizowanych norm. Po długich a ciężkich cierpieniach przystąpiono wreszcie do budowy nowego. Na raty, na sztukowanie, na dostawkę i na miarę polskiej ligi, no, ewentualnie na jakieś mecze reprezentacji, ale raczej z Cyprem niż z Niemcami. Rozmach, fantazja, wyobraźnia? E, tam... Powstaje obiekt, który urodą przypomina zachodnie drugoligowce albo galerię handlową przy dworcu, a w dodatku docelowo będzie najmniejszym obiektem spośród wszystkich branych pod uwagę przy organizacji Euro. I kto wie, czy dzięki ''wieloletnio-dostawkowemu'' sposobowi budowy, nie będzie spośród nich najdroższy.

W tym miejscu - ''należy nam się, bo tu Cieślik Ruskim...'' - kończyły się Euro-2012-pejskie argumenty Chorzowa. Turystycznie okolica jest raczej niezachęcająca, baza hotelowa też nie powala na kolana, a argument pt. ''Wielka aglomeracja i miliony kibiców'' UEFA nie przekona, bo skończyły się czasy imprez tubylczych. Na Euro mają zjechać kibice z całej Europy i miejscowi będą tylko na ewentualną dokładkę. Gdzieś gości trzeba hotelowo poupychać i czymś ich zająć.

- Od nas jest blisko do Krakowa! - zakrzyknęli radośnie włodarze Śląskiego. - Aha... No i co? - przedstawiciele UEFA cierpliwie czekali na rozwinięcie tej światłej myśli. - No i że... tego... Kraków... blisko... I Wrocław! Wrocław też! - Aha... - kiwali głowami przedstawiciele UEFA - to po co mamy dawać Euro wam, skoro możemy od razu dać Wrocławiowi lub Krakowowi? - Bo ten... - zaplątali się gospodarze. - Cieślik? - podsunęła usłużnie UEFA. - Egzakli! - wykrzyknął radośnie chorzowski negocjator - Cieślik tu Ruskim dwie bramki!

Kraków miał tutaj więcej argumentów, przynajmniej w dyscyplinie ''hotele''. W dyscyplinie ''atrakcje turystyczne'' też wypadał lepiej niż Chorzów, a nawet lepiej niż wszystkie pozostałe miasta, choć wątpliwie, by kibice Euro 2012 w przerwach między spotkaniami biegali oglądać groby Wincentego Pola czy Kazeemyeesha Yagyee...oh, my God!...tsheeka albo Annę Polony w ''Lekcji'' Ionesco. Z całą sympatią dla pani Anny Polony i całym szacunkiem dla twórczości Ionesco. Ale OK - atrakcje są rozmaite: od wysokiej sztuki po tanie piwo, a zaśniedziały Smok Wawelski zionie ogniem po wysłaniu SMS-a pod podany na tabliczce numer. Pamiętajmy jednak, że Euro to przede wszystkim impreza piłkarska - reszta jest tylko dodatkiem.

Dobra, ale to tylko zwykła, czysta merytoryka: stadiony, ilość miejsc, parkingi, drogi, lotniska, hotele itd. Wartości wymierne, policzalne i... w dzisiejszym świecie niekoniecznie decydujące. Bądźmy realistami - nie wartości merytoryczne zadecydowały od tym, że to właśnie Polska i Ukraina otrzymały prawo organizacji Euro 2012. Przeciwnie - nawet najkrótszy rzut oka na infrastrukturę sportową obu krajów pokazywał, że każdy zachodnioeuropejski kraj jest przygotowany o wiele lepiej, a większość jest w stanie zorganizować Euro ''od kopa'' i a vista. Czy jest na sali ktoś, kto myśli, że dostaliśmy Euro, bo ''nam się należało'', że Polska i Ukraina dostały prawo na piękne oczy i za krzywdy przodków jęczących pod butem, knutem i okowach?

- Welcome to the desert of the real! - zagrzmiał Morpheus w skórzanym płaszczu i wyrzucił naiwnych z ich Matriksa.

Ojcem Euro 2012 jest Hryhorij Surkis, jego umiejętność poruszania się w świecie biznesu i jego znajomość PR (złośliwi mogą dodać ''i gruby portfel'', ale ja tam wolę żyć w naiwności, że ''nasze'' Euro jest jednak czyste). To Surkis zorganizował, sfinansował i poprowadził długą kampanię, która zakończyła się polsko-ukraińskim sukcesem. Bez niego sześć polskich miast kandydackich z PZPN na czubku przypominałoby - Szanowna Wycieczka pamięta ten żałosny obraz? - grupkę górali z oscypkami, która stoi sobie w kąciku i cichutko brzęczy, że chce zrobić olimpiadę w Zakopanem, podczas gdy kilkanaście miast z całego świata prowadzi poważną kampanię, mami komputerowymi wizualizacjami, zaprasza na sześćdziesiąt - finansowanych oczywiście przez miasto - wizji lokalnych, obsypuje gadżetami, opowiada o korzyściach i pokazuje pakiet bankowych kredytów, rządowych gwarancji i oferuje posadę konsultanta na dziesięć procent ogólnej sumy kosztów oraz koniaczek. Podwójny. Pi-ar, wizualizacje, reweranse, kontredanse, prysiudy, lansady, darmowe lancze, lancie i dacze na tydzień. Tak się to robi na Dzikim Zachodzie.

A jak się to robi w Polsce?

 - Przecież nie będę osobiście jeździł do Michela Platiniego przekonywać go do organizacji Euro w Krakowie i udowadniał mu, że jesteśmy pięknym i świetnie przygotowanym miastem - strzelił focha prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.

No pewnie. Po co? Nam się należy, bo ''tu pod tą gruszką drzemał Kościuszko, (...) a pod tą drugą Kołłątaj Hugo załatwiał mały interes''. To jest Kraków - miasto Wita Stwosza, Piotra Skrzyneckiego i Szkieletora przy którym wymięka nawet Sagrada Familia! Niech się UEFA cieszy, że mu Kraków robi tę łachę i godzi się na Euro. Jakieś zabiegi, starania i inne pi-ary są fi donc oraz poniżej naszej godności. Nam się Euro po prostu, kur... izwinitie!.. nam się to, carramba, po prostu należy, jesteśmy piękniejsi niż Paryż, Londyn, Rzym, a oni mają tu po prostu przyjechać, zachwycić się, dać Euro i na dodatek zaproponować najbliższą olimpiadę.

- Wydawało mi się, że właśnie po to przedstawiciele UEFA jeździli do wszystkich 12 miast, by sprawdzić, jak ma się wizja na papierze do rzeczywistości - prezydent Krakowa obrażał się coraz bardziej.

No to przyjechali i zobaczyli. Ludzie z Paryża, Londynu, Berlina, Madrytu przylecieli do Krakowa, popatrzyli, porównali sobie opowieści z rzeczywistością, porównali je także z miejscem swojego zamieszkania, obejrzeli miasto i powstający od wielu lat stadion... Postali trochę w miejskich korkach, zostali pouczeni, że Kraków jest perłą kultury, nauki i prezydenta Majchrowskiego, że Jagiełło, Kopernik i Jan Paweł II, dostali pamiątkowe figurki Smoka (mosiądz) i Lajkonika (drewno), po czym miasto odetchnęło, że kolejna nudna wizyta z głowy i Euro mamy w kieszeni, a delegaci UEFA stwierdzili, że chyba polecą Kraków wnukom na wieczór kawalerski, zwłaszcza jeśli Praga będzie zajęta.

- Sądzę, że przedstawiciele UEFA jeszcze do nas przyjdą. Tyle że wtedy negocjacje będą wolnorynkowe -  pogroził obrażony prezydent Krakowa. Strzelając sobie i miastu w kolano, bo takie dictum nie tylko ośmiesza mówiącego, ale w dodatku grozi kompletną klapą jakichkolwiek planów awaryjnych. Po co bowiem - nawet w przypadku obsuwy w Gdańsku, Wrocławiu czy Poznaniu - rozmawiać z pazernym Krakowem, skoro można pogadać z Chorzowem, Charkowem czy Odessą, które z radości będą całować UEFA po piętach, a może jeszcze dorzucą się do wczasów na Karaibach.

Biznes jest biznes, pi-ar jest pi-ar, kto tu komu łaskę robi i kto u kogo powinien zabiegać? Sorry, Winnetou - jak nie, to nie. Zabójczo proste.

Jak to mawiał Pan Majster: ''Było i koniec''. Klamka zapadła, pieczątki przybite, ''cała Polska widziała'' i oczywiście można teraz czyhać na potknięcie czterech polskich miast i braci Ukraińców, ale po pierwsze - to niesportowe, po drugie - jeśli się nie potkną (a są na to spore szanse), to tylko wzrośnie nam poziom frustracji, a woreczek żółciowy powie, że takich warunkach to on nie może pracować.

Euro nikomu się nie należało. Każdy musiał sobie na nie zapracować, albo przynajmniej porządnie przygotować projekt. Niektórzy rzetelnie odrobili zadanie domowe, a niektórzy postanowili pokombinować, by ponieść jak najmniejsze koszta, bo przecież im się należy. Niestety, okazało się, że się nie. W efekcie kara będzie podwójna - nie tylko Euro nie będzie, ale i późniejsze mecze kadry o wiele częściej będą rozgrywane na nowoczesnych stadionach w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu, a nie w miastach, które uważają, że im ''się należy'', ale rzeczywistość pokazuje, że najwyraźniej im ''nie zależy''.

Najważniejsze, że Euro jest w Polsce, że tym razem to nam będą pomagać ściany, wobec czego szanowna reprezentacjo, bez konia... tfu! bez kota... tfu! bez medalu mi nie wracaj! Medal nam się należy!

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.