Każdy komitet ma takiego szefa, na jakiego zasłużył

Piotr Nurowski został wybrany ponownie szefem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Jego największym sukcesem w poprzedniej kadencji było spamiętanie wszystkich innych sukcesów, jakie odniósł.

W dzienniku "Polska" Piotr "Jak Polska zdobędzie mniej medali niż w Atenach, to zrezygnuję" Nurowski chętnie opowiada o swoich sukcesach:

- W poprzednich wyborach wygrałem fuksem. Teraz niemal jednogłośnie.

- Zapewniłem komitetowi przyzwoitą kondycję finansową.

- Myślę, że równie ważne jest zintegrowanie środowiska. Ludzie sportu zaczęli bywać u nas nie dlatego, że musieli, ale dlatego, że chcieli.

- Leśne dziadki - takie jak ja - organizowały kasę, doradzały, tworzyły dobry wizerunek. Młodzi ludzie (...) zajmowali się pracą.

O polskim sporcie olimpijskim i igrzyskach w Pekinie - ani słowa. Mamy nadzieję, że działacze, którzy pojechali do Chin za pieniądze, które zdobył Nurowski, a potem zagłosowli "niemal jednogłośnie", dobrze się bawili. Bo jeśli jeszcze oni zgrzytali zębami na wystepy polskich sportowców (my dość często zgrzytaliśmy) to już naprawdę byłoby źle.

Ale Nurowski też przyznaje się do porażek - ich lista jest skromna, acz - by tak rzec - intensywna.

- Nie miałem szczęścia do kadr. W czasie mojej kadencji, oczywiście nie z mojej winy, do więzienia trafiło czterech członków prezydium, w tym dwóch wiceprezesów. Na pewno mogłem staranniej dobierać współpracowników.

- Raz mnie podkusiło i złożyłem deklarację, że jeśli w Pekinie zdobędziemy mniej medali niż w Atenach, odejdę. To była największa głupota, jaką zrobiłem przez te cztery lata.

- Rola PKOl-u w polskim sporcie wciąż nie jest taka, jak być powinna. Wciąż nie słychać naszego zdania i nie jesteśmy sumieniem sportu.

W sprawie tego ostatniego punktu i w związku z pozostałymi nasuwa się jedna uwaga: I CHWAŁA BOGU.

Copyright © Agora SA