Kryzys dopadł i sport

Jeśli coś robi większą karierę niż Jeleń we Francji, to jest to kryzys. Ludzie wylatują przez niego z pracy, Chińczycy nie mogą obejrzeć Oasis, a nawet mili ludzie, którzy co jakiś czas wpadają do nas pogadać o końcu świata, tym razem zaczęli mówić o kryzysie... i końcu świata. Uznaliśmy więc, że jeśli światowy kryzys jest... no światowy, to warto sprawdzić jak wpływa na sport, oto co udało nam się znaleźć.

Jedną z największych ofiar kryzysu stał się nasz rodzimy Dariusz Dudka . Piłkarz żalił się w styczniu, że w Auxerre grzeje ławę, a z powodu kryzysu żaden potencjalnie zainteresowany (czyt. nie najlepszy) klub nie ma pieniędzy, żeby go kupić. Najwyraźniej Francuzom zrobiło się głupio, przez to, że Dudkę nęka światowa gospodarka, a oni jeszcze go gnębią i od jakiegoś czasu Polak ma stałe miejsce w wyjściowym składzie.

Włodarze polskich lig twierdzili, że o ich sponsorów obawiać się nie trzeba, a ludzie zajmujący się sportowym biznesem, że trzeba i to bardzo. Podejrzewamy, że problemu w ogóle nie dostrzegają piłkarze ŁKS-u, którzy tak samo jak przed kryzysem, tak i teraz nie dostają pensji. Można to chyba nazwać ''stabilną sytuacją''.

Podobno prezesi żużlowych klubów spodziewali się, że ich wpływy od mniejszych sponsorów spadną o jakieś 30 procent. Zdaniem speców to raczej pobożne życzenia osób cierpiących na zaawansowany huraoptymizm. Wiedzą coś o tym sami zawodnicy, bo wielu z nich sponsorzy zmniejszyli wpływy nawet o połowę.

David Stern - komisarz NBA stwierdził w lutym, że liga jest kryzysoodporna. Ciekawe co na to 80 osób, które ze względu na kryzys zwolnił pod koniec zeszłego roku oraz kluby, z których 15 ma na tyle poważne problemy finansowe, że na ich potrzeby zaciągnięto pożyczkę w wysokości 175 milionów dolarów. Chyba wiemy, gdzie NBA mogłaby znaleźć spore oszczędności , ale nie chcielibyśmy być na miejscu tego, kto musiałby poinformować wielkich napakowanych kolesi, że stracą połowę ze swoich milionów dolarów i nici z trzeciego Maybacha.

Blisko 2 miliardy dolarów przez kryzys stracił Aubrey McClendon. Miliarder jest jednym ze współwłaścicieli Oklahoma City Thunder i autorem stwierdzenia, że z kumplami kupował Supersonics, po to, żeby ich przenieść (znaczy Sonicsów, nie kumpli). Dzień w którym okazało się, że stracił kwotę, za którą mógłby kupić Ponaddźwiękowców ponad pięć razy był w Seattle najszczęśliwszym od dnia, gdy wynaleziono grunge.

Gdyby ktoś chciał zastąpić słowo ''kryzys'' dwoma słowami brzmiałyby one ''Phoenix Coyotes''. Wprawdzie wiele ekip z NHL ma problemy finansowe, ale zespół z Arizony udało się pod tym względem osiągnąć pewną formę artyzmu. Artykuły mu poświęcone są optymistyczne niczym emo po 15 próbach podcięcia sobie żył przypalonym bigosem i przeważnie zawierają takie sformułowania jak ''nadchodząca katastrofa'' i ''nieuchronne bankructwo''. Żeby przyciągnąć kibiców do znajdującego się 25 min. drogi od Phoenix Glendale bilety sprzedaje się niewiele powyżej ceny ich druku, a hala i tak świeci pustkami. Według pesymistycznych szacunków zespół w tym sezonie straci 35 milionów dolarów, według optymistycznych 25 mln. Łącznie od 2001 roku Kojotom udało się przynieść straty przekraczające 200 mln, czyli grubo ponad dwa razy więcej niż za drużynę zapłacono. Coyotes by mieć problemy nie potrzebowali nawet kryzysu, ale to dzięki niemu stanęli przed wyborem: przeprowadzka lub bankructwo. A najzabawniejsze jest to, że pierwsze drugiego wcale nie wyklucza.

Do pogłębienia kryzysu przyczyniają się fani koszykówki. Amerykański biznes straci przez nich 3,8 miliarda dolarów. Wszystko przez Marcowe Szaleństwo , czyli decydującą fazę rozgrywek NCAA, którymi podobno 58 milionów osób będzie się podniecać, zamiast uczciwie pracować. Tak przynajmniej twierdzi pewne firma zajmująca się biznesowymi analizami. Nas ciekawi jakie spustoszenie w światowej gospodarce czyni oglądanie Ekstraklasy. Podejrzewamy, że mniejsze niż to, które podziwianie niektórych wyczynów z rodzimych boisk powoduje w naszych psychikach.

Rosyjski minister rozwoju regionalnego - Dmitrij Kozak - stwierdził, że kryzys może negatywnie wpłynąć na przygotowania Igrzysk w Soczi w 2014. Zdecydowanie większym kozakiem okazuje się jednak premier Władimir Putin, który sprawia wrażenie, jakby prędzej miał przyznać się do tego, że słucha US5 niż że z igrzyskami coś może pójść nie tak. Naszym zdaniem Putin wierzy, że koniec świata faktycznie nastąpi w 2012 i olimpijskie problemy rozwiążą się same.

Od kryzysu potężnie oberwało się Gazpromowi, więc sprytni Rosjanie uznali, że należy obniżyć o 10 proc. wydatki na Zenit St. Petersburg, którego koncern jest właścicielem. Możliwe, że właśnie dlatego Andriej Arszawin przyzwyczaja się do ryby z frytkami, tysięcy Polaków i innych uroków Londynu, a Zenit do 17 milionów funtów, które trafiły na jego konto.

Ofiarą kryzysu padł też czeski golf. Podobno w Pepiklandzie udawanie Tigera Woodsa jest bardzo popularne, ale nagle zniknęli inwestorzy i przestały powstawać nowe pola, przez co wszyscy Czesi mają strasznego doła. Istniejące kluby z kolei opustoszały, co sprawiło, że ceny ich wynajęcia spadły jak Larinto w Planicy , co chyba jest całkiem niezłą informacją dla potencjalnych klientów.

Z czeskimi golfistami w bólu łączą się zambijscy piłkarze. Kopalnie, które tradycyjnie łożyły sporo miejscowej waluty na drużyny w ramach cięcia kosztów zaczęły rezygnować ze sponsorowania. Z kolei kompania Konkola Copper Mines wycofała się z pomysłu, by wziąć na siebie płacenie pensji trenerowi zambijskiej kadry - Francuzowi Herve'owi Renardowi. To dziwne, bo wycofywanie się było zawsze raczej specjalnością Francuzów (chyba, że nie mogli się wycofać, bo byli akurat zajęci poddawaniem się).

Nie najlepiej jest też z norweskimi panczenistami i hokeistami, którym zabrano planowane zagraniczne obozy przygotowawcze. Zamiast szlajać się po świecie będą musieli zostać w domu i trenować na rolkach. Chcieliśmy to skomentować jakimś niewybrednym dowcipem o łosiach, black metalu i zwyczajach godowych turkucia podjadka, ale uznaliśmy że sytuacja sama w sobie jest wystarczająco absurdalna.

Jeśli Norwedzy zainspirują ludzi z Formuły 1, to nie zdziwimy się, jeśli w przyszłym sezonie w ramach oszczędzania na benzynie okrążenia treningowe kierowcy wykręcać będą na rowerach. F1 dostała bowiem od kryzysu dość potężnego kopa. Z jego powodu z rywalizacji wycofał się zespół Hondy, Williamsowi odpadł jeden z największych sponsorów - Royal Bank of Scotland łożący na team 11 milionów euro rocznie, a Kimi Raikkonen nie może sprzedać domu. Podejrzewamy, że dnia, w którym wpadło mu pod kask za 14,5 mln euro kupić najdroższą willę w Finlandii nie wspomina najlepiej.

Kryzysu nie ma według trenera Wolverhampton Micka McCarthy'ego. Stwierdził on niedawno: ''Gdyby żona ode mnie odeszła - to byłby KRYZYS''. Niestety, z tego co zauważyliśmy światowa ekonomia działa niezależnie od życia rodzinnego szkoleniowca Wilków. Podobnie jak wątpimy, by świat zareagował w razie gdybyśmy musieli sprawdzić prawdziwość stwierdzenia ''Jeśli Clippers zdobyliby mistrzostwo - to byłby KONIEC ŚWIATA''. Swoją drogą, chociaż małżeństwu McCarthy'ego życzymy jak najlepiej, to nie mamy wątpliwości, które z tych dwóch zdarzeń jest bardziej prawdopodobne.

bazyl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.