Miejsce akcji:
Mała speluna na małym osiedlu dużych bloków w dużym mieście. Speluna o wdzięcznej nazwie Pingwin, wdzięcznym personelu i wdzięcznej załodze stałych bywalców.
Występują:
Janusz - właściciel i barman Pingwina, emerytowany wuefista, niespełniony chodziarz. Potrafi godzinami o sporcie, ale potrafi też wiele innych ciekawych rzeczy - na przykład świetnie wykonuje moonwalk.
Muczi - do Pingwina zagląda dość często, ale to nie tylko kwestia piwa. Muczi poi się obecnością przyjaciół, którzy pomagają mu w pokonywaniu zakrętów życiowych, często związanych ze złym wyjściem z progu.
Ejsi - niezależnie od rozwoju sytuacji, nie złapiesz go na spalonym. Nie ogląda sportowych transmisji do końca, bo zawsze zasypia. Jest to jednak ignorancja pozorna - Ejsi ma teczki na wszystko, co go otacza.
Paweł - słyszał o Adamie Małyszu, Jerzym Dudku, Otylii Jędrzejczak i Olisadebe. Innych sportowców wciąż poznaje dzięki swojej dziewczynie, Wiki, którą kocha wielce.
Niewyraźny Robert
Odcinek 1 - Być jak Leo
Jesteście! Dość punktualnie - przejawiacie ochotę do gry. To dobrze, bo mam zamiar podać wam dzisiaj tyle browarków, by zostać królem asyst.
Jak Garguła.
Raczej jak Mateja... A gdzie Muczi?
Zaraz będzie. On jest dzisiaj inny. Wrócił z uczelni i zmierzył ciśnienie. No i opieprzył mnie, że częściej smażę, niż gotuję.
Typowe oznaki hipochondrii. Może mu ktoś umarł?
Jest wasza zguba. Siema Muczi.
Yo. Ej, sorry, ja dzisiaj herbatę. Jestem skacowany i w ogóle źle mi.
To jest knajpa, nie kawiarnia.
Ale naprawdę nie mogę. Śniło mi się, że jestem Beenhakkerem.
Tym trenerem?
Tym w moim wieku?
Wygląda na to, że nie wiecie, kim jest Beenhakker. To znaczy Janusz i Wiki byli najbliżej. Nie śniło mi się, że jestem trenerem reprezentacji. Śniło mi się, że jestem hmm... Że jestem organizmem Beenhakkera. Że jestem jego chudą sylwetką, jego rychłą 70-tką na karku. Że muszę w nocy wstawać do toalety. Że psychicznie siadam za każdym razem, gdy muszę spojrzeć na komórkę i znaleźć w niej numer taksówki.
Dobry Boże...
Ale co robiłeś będąc organizmem Beenhakkera? Oprócz bycia dziadkiem?
No niby byłem selekcjonerem Polski, ale to mnie specjalnie nie obchodziło. Stawy mnie bolały. Miałem się martwić meczem z Irlandią Północną? Cierpiałem.
To było wziąć na Euro jakąś maść zamiast Pazdana.
Albo wiecie, konkretniej powiem. Zgrupowanie we Wronkach. Siedzę sam w swoim pokoju, jak ten pomarszczony palec, no i nagle mi się załącza faza na sałatkę śledziową z buraczkami. Taką... wiecie no, ze sklepu, żadne tam sheratonowe żarcie. Ale jak ja mam iść do tego sklepu, skoro ja nie wiem jak jest po polsku "sałatka", albo "śledziowa", o "buraczkach" już nie wspominając. Wiecie no, ja po naszemu to tylko "little by little" i "pierdolony Jeleń". Przecież ja w tym sklepie to bym się ze wstydu spalił, jak te buraczki czerwony zrobił. Kasjerka by na mnie spojrzała i pomyślała - dziad głupi, pijak pewnie i morfinista. No i siedzę na łóżku, jak ten borsuk i przeklinam życie, że akurat mnie ochota na sałatkę śledziową z buraczkami naszła, w tym obcym kraju i we Wronkach na dodatek. I mam dość. Naprawdę. Nie chodzi o piłkę nożną, nie o pory roku - chodzi o te śledzie z buraczkami i o to, że jestem stary, i nikt się nie zdziwi, jak jutro umrę, a ja nie chcę umrzeć głodny i we Wronkach na dodatek.
A nie mogłeś zadzwonić do Marty Alf? Albo Pazdana wysłać do sklepu?
No nie będę do Marty Alf o trzeciej rano dzwonił, zgłupiałeś?
No wstałem w nocy, rozumiecie, do toalety, i potem już spać nie mogłem, no i ta sałatka nagle. Włączyłem telewizor - ciekawe, co odbiera we Wronkach - trafiam na tę kimającą rybkę - buraczków tylko brakuje - myślę, wzdycham i zaczynam się jej żalić.
A to ja wiem już, co ci podam. Grzane wino. W hipermarkecie nakupiłem jak głupi, myślałem, że zimą będą pili. A piją zimne piwo. Młodzi... Ty dostaniesz grzane wino. Na korzonki dobre, bo to korzenne wino jest. Za pół darmo oddam. Tanio, tanio.
Buraczków nie masz?
Właśnie nie wiem, czy ona taka fajna.
Beenhakker by nie wybrzydzał. To też było w tym śnie. Stoję w tym trenerskim boksie, nie mogę wyjść poza swój kojec, bo halabardnicy UEFA zaraz mnie shaltują. Na dodatek czuję się ograniczony fizjologicznie. To już nie te lata, wiecie. A co jest na zewnątrz? Tysiące rozemocjonowanych kibiców...
I kibicek!
Właśnie. Niektóre piszą wiersze na moją cześć. A ja nie mogę nawet do nich podejść. One krzyczą "Leeeeeo!", a ja nie mogę im odpowiedzieć "eeeeelo", bo już na mnie czyhają. Sędziowie, prasa, układ krwionośny, prostata i Piechniczek. Nosi mnie. Chcę buraczków. Chcę polskich warkoczy. W halkach, jak tej Zosi z Pana Tadeusza - tej aktorki nazwiska też nie potrafię wymówić poprawnie. Załamka.
Rzeczywistość transferowa. Żadnych sentymentów. W pewnym momencie po prostu układ się wyczerpuje. Trzeba szukać nowego strzelca, albo zacząć trafiać do innego kosza.
Albo bar otworzyć. Twoje wino Muczi.
Dzięki. No widzisz Janusz, ty miałeś o tyle dobrze, że przy twoim rozstaju dróg stała knajpa - wszedłeś do niej, ogłosiłeś się właścicielem i nie musiałeś podejmować żadnych życiowych wyborów, oprócz nazwy lokalu. A taki Leo wybrał jedną z dróg. Ciekawe czy przeczytał wtedy zwalony do rowu drogowskaz z napisem "Wronki 900 km"...
Będę się upierał, że wybór nazwy knajpy też miał swoją wagę. Przesiadywalibyście tu tak chętnie, gdyby to nie był "Pingwin" tylko... dajmy na to... "Perełka"?
No jasne. "Pingwin" jest prawdziwą perełką.
Oczywiście Januszu, zepsułbyś przeznaczenie nazywając go inaczej. No ale przyjmijmy, że jednak nazywasz to miejsce "Perełka", albo "U Janusza". No i pewnego dnia sobie uświadamiasz, że nie zostało ci nic oprócz beznadziejnej nazwy i hipotonii ortostatycznej.
Czego?
Wypraszam sobie.
Spokojnie. To też ze snu. Siedzę na ławce, nasi właśnie tracą głupio piłkę, zrywam się, żeby, no, reprymendy im udzielić i nagle potężny zawrót głowy, znosi mnie na bok, muszę się czegoś złapać, żeby nie upaść, tutaj, teraz, przed wszystkimi - Piechniczek zaraz powie, że on na Mundialu 1982 nigdy tak nie wyrżnął - no i traf chciał, że łapię się Pazdana...
Już rozumiem...
Trzeba wiedzieć kieeeedy - z ławki rezerwowych wstać.
Niepokonanym.
Hmm. Ja po prostu nigdy nie siedzę, dlatego może nie mam tej hipocośtam.
To może masz Zespół Niespokojnych Nóg.
Zresztą trenerzy piłkarscy jak papieże, rzadko abdykują z powodów zdrowotnych. Ten twój sen to jest science fiction, Muczi.
I to jest problem. Gdyby Łobanowski mierzył regularnie ciśnienie, do dziś trenowałby Dynamo Kijów.
Nie chcę ich słać na emeryturę. Chcę, by się zdrowo odżywiali, nie pili alkoholu...
Nie jestem trenerem. Nie spoczywa na mnie taka odpowiedzialność. Ale już wiem, że tacy ludzie powinni bardziej o siebie dbać. Moja misja jest skończona. Ten sen był po to, żebym wam powiedział to, co powiedziałem.
Lato na pewno poprosi cię o raport z tego, co tutaj rzekłeś. Tylko nie sknoć tego tak, jak sprawozdania z Euro. Piechniczek by ci tego nie darował.
Jakiego z Euro? Co ja niby sknociłem?
To nawet ja pamiętam, co sknociłeś. Ejsi mówi o raporcie z Mistrzostw, za który dostała ci się bura od trenera Piechniczka. Podobno za ogólny był. Mało szczegółów. Nawet Robert coś wie na ten temat. Robert?
Jeeeest. Siedzi przy stoliku w kącie.
Ej ludzie. Nie mam pojęcia o żadnym raporcie. Może wam się wydawało, że taki powstał? Przecież bym pamiętał. A pamiętam tylko, że byłem cholernie zmęczony. Że stawy i że buraczki. Przecież bym pamiętał...
No to wszystko jasne.
Marta Alf i Pazdan pisali ten raport.
Koniec
Autorzy Pingwina , Spiro&Kostrzu, piszą również blogi, na które serdecznie zapraszają tych, którym jeszcze mało.