Armstrongowi ukradziono rower

W wyjątkowo brodatym dowcipie Radio Erewań donosiło, że w Moskwie rozdają samochody. Potem przyszło sprostowanie - nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie samochody, a rowery i nie rozdają, a kradną. Wygląda na to, że ta wiekowa informacja musi zostać sprostowana po raz kolejny.

Nie w Leningradzie bowiem (już choćby dlatego, że od dość dawna nie ma takiego miasta), a w Kalifornii, konkretnie w Sacramento. Padło zresztą nie na byle jaki rower, a na wart ponad 10 tysięcy dolarów rower Lance'a Armstronga do czasówek, na którym Amerykanin startował w prologu wyścigu Tour of California.

Do kradzieży doszło w nocy z soboty na niedzielę. Rower zniknął z zaparkowanej na tyłach hotelu ciężarówki grupy Astana, w której jeździ Armstrong. Ukradziono także trzy inne rowery należące do jego kolegów z grupy. Kradzież ogłosił sam Armstrong na swoim profilu w serwisie społecznościowym Twitter:

Właśnie się dowiedziałem, że ktoś włamał się do naszej ciężarówki i ukradł mój rower do czasówek! Wtf?!?

Później Armstrong postanowił przestrzec złodziei. W kolejnym poście umieścił zdjęcie roweru i napisał:

Na świecie jest tylko jeden taki rower, więc mogą być kłopoty z jego sprzedażą.

Zguba wygląda tak:

Jeśli ktoś z Was przebywa akurat w Sacramento i zauważy kogoś jadącego na takim rowerze - tematem warto się zainteresować, bo siedmiokrotny zwycięzca Tour de France zapowiedział nagrodę. Swoją drogą, trzeba przyznać, że cel wybrali sobie złodzieje wyjątkowo perfidnie. To trochę tak, jakby Gołocie ukraść rękawice, Kubicy bolid albo polskim piłkarzom z lig zagranicznych ławkę rezerwowych.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.