Czy jest sędzia na sali?

Dwa tygodnie temu, podczas meczu czwartej ligi angielskiej między Notts County i Wycombe Wanderers pechowej kontuzji łydki doznał jeden z sędziów liniowych. W obliczu groźby przerwania meczu z powodu niedoboru arbitrów gospodarze z Notts County zwrócili się apelem do kibiców przybyłych na stadion. Nie zadali jednak pytania ''czy jest doktor na sali?''. Szukali sędziego. I znaleźli. A przynajmniej tak myśleli.

Kiedy liniowy zaczął utykać i stało się jasne, że nie jest w stanie kontynuować pracy, jego chorągiewkę przejął dotychczasowy sędzia techniczny. Niestety nie było komu zaopiekować się niespodziewanie bezpańską tablicą świetlną. Spiker na stadionie Notts County ogłosił wtedy, że mecz będzie musiał być przerwany, chyba, że jest na trybunach ktoś, kto posiada sędziowską licencją. Zgłosił się 23-letni Jarred McKnight, który przedstawił się jako sędzia piłkarski, który przyjechał na spotkanie z aż z Wycombe i nie chciał aby je odwoływano. Natychmiast wręczono mu arbitrowski trykot i mecz wznowiono. Po spotkaniu ze specjalnymi podziękowaniami dla McKnighta zgłosił się prezes Notts County, a później zaproszono go na drinka razem z piłkarzami i działaczami. Gdyby ktoś jednak zadał sobie trud sprawdzenia McKnighta dowiedziałby się, że ten student Loughborough University ma z sędziowaniem tyle wspólnego co statystyczny kibic piłkarski - czyli wie, że potrafiłby lepiej, ale żadnych papierów na to nie ma.

Mecz miał być odwołany, więc kiedy usłyszałem apel spikera, pomyślałem ''czemu by nie spróbować?''.

Faktycznie, okazało się, że tryb szukania zastępcy dla technicznego okazał się na tyle alarmowy, że nikomu nie przyszło do głowy potwierdzać wersji McKnighta. Na jej korzyść świadczył również fakt, że mężczyzna był jednym z nielicznych trzeźwych kibiców. Jak się okazało, pomogło to także na murawie:

Moi znajomi próbowali mnie rozśmieszać. Dzięki Bogu nie byłem tego dnia w pubie, bo nie potrafiłbym utrzymać powagi. W pewnym momencie nawet kazałem menadżerowi Wycombe, Peterowi Taylorowi wrócić na ławkę.

Nigdy nie uważaliśmy zawodu sędziego za wyjątkowo wdzięcznego, jak się jednak okazuje, może się podobać:

Spróbowałem sędziowania i chciałby to kiedyś jeszcze powtórzyć.

- kończy swą opowieść McKnight, z której morał jest chyba taki, że powinniśmy pamiętać, że sędzia nie tylko ma prawo popełniać błędy jak zwykły cżłowiek - czasem sędzia po prostu jest zwykłym człowiekiem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.