Nawet twój ukochany klub cię okłamie

Już dawno (z jakieś dobre kilka miesięcy temu) przestaliśmy wierzyć w świętego Mikołaja, a jeszcze dawniej w to, że Eric Cantona powróci z piłkarskiej emerytury, by jakąś polską drużynę doprowadzić do finału Ligi Mistrzów. Nie wierzymy też akwizytorom, hydraulikom, Maciejowi Kurzajewskiemu oraz wszystkim, którzy nie są nami, a i samym sobie średnio już dowierzamy. Dożyliśmy bowiem takich parszywych czasów, że nie można ufać nawet ukochanej drużynie. Właśnie przekonali się o tym fani Detroit Red Wings, których komórkowy oficjalny newsletter klubu próbował przekonać, że na lód powróci żywa legenda Skrzydeł - Steve Yzerman.

Według rozsyłanych informacji pełniący obecnie funkcje wiceprezydenta klubu Stevie Y miałby wrócić do śmigania po lodowiskach w połowie listopada. W części kibicowskich domów strzelały korki od szampana, reszta sprawdzała w kalendarzu czy to aby nie 1 kwietnia albo modliła się, by jeden z najlepszych hokeistów w historii nie zapracował na miejsce na tej liście .

Wśród tych, którzy wierzyli w happy end piękniejszy niż w ''Królewnie Śnieżce'' na pewno nie było władz klubu, ani samego Yzermana, który bardzo zdziwił się, że ma zamiar wrócić do gry. Rzecznik zespołu, John Hahn stwierdził, że nic mu do zawartości komórkowych doniesień, ale emeryt, który trzy razy doprowadził Red Wings do Pucharu Stanleya a przez 21 lat pełnił funkcję kapitana zespołu, nagłego wskoczenia w łyżwy z pewnością nie planuje. 43-letni zawodnik i tak nie byłby najstarszym okazem hokeisty w NHL, ani nawet w Detroit, bo jak już pisaliśmy, wciąż gra tam wielu zawodników , którzy jako dzieci rzucali kamieniami w dinozaury.