Poligon: Puchar Specjalnej Troski

Że niby puchar czego? Ekstraklasy? Znaczy, że co? Jakiś inny niż Puchar Polski czy może to nagroda za zdobycie tytułu mistrza? Panie, a bo ja się tam znam? Grają w środku tygodnia, nie wiadomo po co i o co, wygrany w europejskich pucharach nie gra, takie to rozgrywki za dychę... Tylko kontuzji można nałapać i jak potem derby grać? Eeee, głupota jakaś, panie kochany.

Rzeczywiście, Puchar Ekstraklasy postrzegany jest przez większość kibiców jako twór dziwaczny, doklejony do ekstraklasy na siłę i nie bardzo wiadomo po co. Przez kluby także - to dla nich dodatkowy wysiłek organizacyjny i sportowy. Prestiż w sumie żaden, korzyść iluzoryczna, a stracić można dużo, na przykład zawodnika z podstawowego składu. Do bieżącego roku nawet telewizje miały Puchar Ekstraklasy głęboko w blueboksie i pokazywały go od przypadku do przypadku.

Pomysł na dodatkowy puchar, rozgrywany systemem pucharowym tylko pomiędzy najlepszymi drużynami w kraju nie jest nowy. W 1952 kadra narodowa przygotowywała się igrzysk olimpijskich, więc żeby pozostali zawodnicy nie zardzewieli - powołano do życia Puchar Zlotu Młodych Przodowników Pracy i Nauki. 12 drużyn rywalizowało w dwóch grupach, których zwycięzcy grali w finale, a ostatecznie stolicą polskiej piłki pucharowej został Kraków: pierwsze miejsce zajął WKS Wawel, drugie Cracovia, trzecie Wisła. Reszta kraju obraziła się na zachłannych krakusów i Pucharu Młodych Przodowników Pracy i Nauki więcej nie rozgrywano. Może i dobrze, bo nazwa strasznie obciachowa.

Do idei dodatkowych rozgrywek wrócono w latach 70. z inicjatywy katowickiego ''Sportu''. Udało się rozegrać tylko dwie edycje pucharu nazwanego Pucharem Ligi. W pierwszej w 1977 roku wygrała Odra Opole, w drugiej - Górnik Zabrze (na pocieszenie po spadku z I ligi). Do rozgrywek w 1978 roku zaproszono cztery zespoły z Węgier, ale nie był to przejaw internacjonalistycznej gościnność, tylko skutek braku zainteresowania ze strony polskich klubów, a kimś ubytki w ''drabince'' trzeba było załatać. Piłkarze klęli na dodatkowe mecze po zakończeniu sezonu, trenerzy chcąc uniknąć kontuzji czołowych graczy, na spotkania Pucharu Ligi wystawiali rezerwy, a nieliczni kibice ziewali z nudów , oglądając pojedynek rezerw ligowych średniaków. Brak pomysłu, niechęć piłkarzy i trenerów, słaba frekwencja - w efekcie PZPN zrezygnował z organizacji Pucharu już po roku, a ''Sport'' po dwóch latach.

W 2000 roku podjęto kolejną próbę organizacji rozgrywek dla najlepszych klubów. Tym razem rozszerzono grono uczestników o drużyny drugoligowe, co dodało Pucharowi pieprzu, a kibicom w mniejszych miejscowościach pozwoliło na obejrzenie najlepszych polskich zespołów. Trzy edycje Pucharu kończyły się kolejno zwycięstwami Polonii Warszawa, Wisły Kraków i Legii Warszawa. A potem jak zwykle: piłkarzom się nie chciało, bo to konieczność grania dodatkowych spotkań, a co to my, Anglia, żeby grać co trzy dni? Trenerzy się krzywili, bo nie daj Bóg, emocje kogoś poniosą i gdzie ja potem nowe kolano dla napastnika znajdę? Publiczność oglądając leniwe potyczki rezerwowych składów, postanawiała w przyszłym tygodniu udać się w poszukiwaniu emocji na ryby... Po trzech edycjach Puchar Ligi odesłano do archiwum.

Ale Puchar jest jak Freddie Krueger z ulicy Wiązów - wraca i wraca, jak nie drzwiami - to oknem, jeśli nie jako Puchar Młodych Przodowników Czegoś Tam - to w 2006 roku jako Puchar Ekstraklasy. Od sezonu 2006/2007 rozgrywki Pucharu Ekstraklasy prowadzone są w systemie grupowym: cztery grupy, po cztery drużyny, dwie najlepsze awansują do dalszych gier. Zmian można dokonywać więcej niż w zwykłych meczach ligowych, w spotkaniach PE można testować zawodników jeszcze niezatrudnionych w klubie... Po prostu frontem do klienta, same promocje, ułatwienia i punkty za pochodzenie.

Efekty były niestety mizerne. Kluby nadal traktowały PE po macoszemu, skupiając się na lidze i wystawiając w rozgrywkach pucharowych głównie rezerwy, rekonwalescentów oraz młodzież. Często zespoły grające w PE prowadzone były przez drugiego trenera, bo pierwszy w tym czasie korzystał z chwili wolnego czasu i pracował z pierwszym składem. Ponieważ spotkania rozgrywano w środku tygodnia lub czasie przerw na reprezentację, a rozgrywki PE reklamowane nie były zbyt szeroko (Eufemizm. Nie były reklamowane niemal wcale) - na trybunach zasiadało niewielu widzów i wynik 1000 osób na stadionie uznawany był za ''kurczę-normalnie-niesamowity-tłok''. Oczywiście, im bliżej finału, tym emocje były większe i publiczności przybywało - kilkutysięczną widownię gwarantowała zawsze Wisła Kraków, a półfinał edycji 2007/2008 Wisła - Legia przyciągnął aż 10 tysięcy osób. Dla porównania finał - tylko 2500.

Dwukrotnie Puchar Ekstraklasy zdobywała drużyna Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski , co zaczęło być trochę nudne i - z całą sympatią dla klubu - nie daj Bóg, żeby w tym roku wygrała Polonia Warszawa, bo powstanie teoria spiskowa, przy której ''Kod da Vinci'' będzie zaledwie elementarzem Falskiego.

W tegorocznej edycji organizatorzy poszli na całość - by podnieść atrakcyjność i zapełnić trybuny, rozgrywki grupowe zorganizowano wg klucza regionalnego. Dzięki temu rozwiązaniu Cracovia zagra w jednej grupie z Wisłą Kraków, Polonia Warszawa z Legią Warszawa, Lechia Gdańsk z Arką Gdynia, a w grupie śląskiej znalazły się Polonia Bytom, Ruch Chorzów, Górnik Zabrze i Odra Wodzisław. Permanentne derby po prostu, a derby to zawsze wielkie emocje i dobry interes.

Pierwsza kolejka tegorocznych rozgrywek PE zdawała się sugerować, że na zmiany nie ma co liczyć. Frekwencja w dolnej strefie stanów średnich, Wisła, zajęta poważniejszymi pucharami, wystawiła skład z Młodej Ekstraklasy i dostała baty od Śląska Wrocław, mecze niby w TV obejrzeć można, ale poza tym media bardziej zajęte były alkoholowymi wyczynami reprezentantów czy milionowymi transferami klubów europejskich...

A jednak widać światełko w tunelu. Z meczu na mecz na stadiony zaczyna przychodzić więcej widzów. 5000 widzów na meczu Pucharu Ekstraklasy przestaje być wydarzeniem. Coraz więcej klubów otwarcie mówi o tym, że chce o PE powalczyć poważnie (ostatnio takie deklaracje padły z ust trenera Śląska Wrocław Ryszarda Tarasiewicza), coraz częściej trenerzy widzą w Pucharze Ekstraklasy okazję do ogrywania młodych zawodników, którzy wreszcie zyskują szansę rywalizacji z graczami pierwszych składów w meczach o coś więcej niż pietruszkę. Czasem kończy się to zimnym prysznicem dla młodziaków - jak wtedy, gdy Śląsk Wrocław rozdeptał rezerwowy skład Wisły Kraków 4:0. Czasem zaś zimny prysznic dostaje się gwiazdom Ekstraklasy, jak w przypadku meczu Lechia Gdańsk - Lech Poznań, gdy pierwszy skład Lechii zaledwie zremisował z młodzieżową drużyną Lecha, albo przegranej pierwszego składu Wisły Kraków z Piastem Gliwice.

Puchar Ekstraklasy zawsze będzie tylko młodszym bratem Pucharu Polski. Krótsza tradycja, mniejsze pieniądze, brak profitów w postaci awansu do pucharów międzynarodowych, dziwne terminy rozgrywania spotkań powodują, że trudno się do niego przekonać. Ma jednak swoje ''plusy dodatnie'' - m.in. możliwość ogrywania na poziomie ekstraklasowym młodych graczy bez czekania na kontuzję starszych, dodatkowe mecze dla publiczności, która czasem z różnych powodów na ligowe spotkania chodzić nie może lub nie chce. Nawet konieczność zmiany rytmu treningowego i grania czasem co trzy dni, może wyjść polskim klubom na korzyść. Skoro chcemy liczyć się Europie i walczyć nie tylko z FC Johann Gambolputty of Ulm, ale także z Barceloną i Tottenhamem, jeśli nie chcemy się potem głupio tłumaczyć, że oni to, panie dziejku, co trzy dni grają, Terminatory jedne, a my, biedactwa nizinne, płuca gubimy po kwadransie, bo mecze mamy co tydzień i jakże tu kondycję budować - korzystajmy z okazji, jaką daje Puchar Ekstraklasy. Więcej emocji. Więcej meczów. Więcej jednostek treningowych. Więcej zawodników na poziomie. Więcej światła. A, nie... to ostatnie to akurat Goethe.

Pucharowi Ekstraklasy ''Poligon'' mówi swoje zdecydowane ''tak'' i wnosi o zwiększenie puli nagród, choćby kosztem Superpucharu, który jest wyłącznie jednorazową imprezą medialną, a nie wydarzeniem stricte sportowym. Albo o nagradzanie zwycięstwa w PE miejscem pucharach europejskich. A co - ma się ten gest! Tym bardziej, że ostatnie przygody z Pucharem Intertoto pokazują, że naprawdę nie ma większego znaczenia, kto w tych pucharach będzie grał.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.