Z cyklu "Nieznani, a szkoda": Ryszard Szaro

Właśnie co rozpoczął się za oceanem kolejny sezon futbolu amerykańskiego. Jednak w przeciwieństwie do tego, co mogą sądzić nasi koledzy z PoBandzie, ten sport to nie tylko cheerleaderki (oraz stado opancerzonych osiłków). To także renoma polskich kopaczy czyli tak zwanych kickerów. Wbrew temu, co mogłoby się bowiem wydawać, Sebastian Janikowski nie jest pierwszym z naszych rodaków, którzy za Wielką Wodą poświęcili się kopaniu jajowatej piłki. Pionierem był Ryszard Szaro. Dla przyjaciół i kibiców z amerykańskim paszportem - Rich.

Szaro przyszedł na świat 7 marca 1948 w Rzeszowie. Dzień ten do dziś jest obchodzony jako święto nauczycieli w Albanii. W której to zresztą, tak samo jak i na wschodnich kresach Polski, sformułowanie ''futbol amerykański'' kojarzy się większości ludzi raczej z Landonem Donovanem i spółką niż z czymkolwiek innym, a NFL bardziej z nazwą zakaźnej choroby wenerycznej niż ligi. Zamiast jednak poświęcić się kopaniu piłki na rzeszowskich podwórkach, Szaro wyemigrował za Wielką Wodę.

W Stanach, już jako Rich, uczęszczał do St. Franklin's Prep High School na nowojorskim Brooklynie. Jak każdy normalnie rozwinięty chłopak po tamtej stronie Atlantyku pogrywał sobie w szkolnej drużynie futbolu amerykańskiego, przy czym ''pogrywał sobie'' to taki sam eufemizm jak ''Polska zagrała słabo ze Słowenią''. Szaro był zawodnikiem wszystkich trzech formacji - defensywnej, ofensywnej i specjalnej i przypuszczamy, że gdyby istniała taka możliwość, grałby też w formacjach specjalnych US Marines i kierował cheerleaderkami. Występował bowiem na pozycjach running backa, kickera, puntera i cornerbacka, co czyniło z niego futbolową alfę i omegę, Leonarda da Vinci i Ludwika Pasteura w jednym. Reszta drużyny istniała prawdopodobnie tylko po to, bo wymagały tego przepisy i rodzice, którzy chcieli, aby także ich pociechy miały szansę pooglądać z bliska wyczyny futbolowego omnibusa.

Richowi udało się pobić rekord stanu Nowy Jork pod względem liczby zdobytych w sezonie oczek, a jego 164 punkty (21 przyłożeń, 25 podwyższeń za jeden punkt, 2 podwyższenia za 2 punkty, trzy kopnięcia z pola za 3 punkty) robią wrażenie nawet na nas. Nadludzkie osiągnięcia Polaka sprawiły, że jego koledzy z boiska pewnie nie mieli nawet okazji się spocić, a o utalentowanego zawodnika zabijały się wszystkie amerykańskie uniwersytety, które w swych murach pewnie wolałyby widzieć rewelacyjnego futbolistę niż potencjalnego zdobywcę Nagrody Nobla.

Spośród ponad 80 ofert, Ryszard wybrał przypuszczalnie najbardziej prestiżową i wstąpił w progi Harvardu. W starania o jego ściągniecie włączył się podobno sam Robert ''Zamordowany Brat Zamordowanego Prezydenta'' Kennedy, który swego czasu także grał w futbol na tej uczelni. Podczas studiów Szaro wciągnęło jednak pozasportowe życie i wszyscy kibice oraz polska kolonia na Greenpoincie, która chciała zobaczyć go w NFL jęknęła głośno z żalu, kiedy okazało się, że nasz rodak nie zagra w ich ukochanej lidze. Podobno jęk ten było słychać aż na Sri Lance i jest on odpowiedzialny za setki przedwczesnych porodów w Azji Południowo-Wschodniej.

Dwa lata bez futbolu i wsłuchiwania się w owy jęk, to było dla Polaka zbyt wiele. W 1975 roku wstąpił więc w progi NFL i dołączył do New Orleans Saints, gdzie już w pierwszym roku wystąpił w 11 z 14 spotkań. Nie wiemy czy kibicom wrył się w pamięć jako debiutant, tym bardziej, że kicker na boisku pojawia się tylko na kilkanaście sekund, żeby wykonać kopnięcie (albo kilka), a do tego 10 udanych zagrań na 16 prób Richa nie było wynikiem specjalnie oszałamiającym. Zresztą jak całą gra Saints, którzy odnieśli w całym sezonie całe dwa zwycięstwa. Rok później było już jednak zdecydowanie lepiej - New Orleans wygrali dwa razy więcej spotkań, a Szaro trafił 18 z 23 strzałów występując we wszystkich 14 spotkaniach i nie tylko miał najwyższą skuteczność w lidze, ale i został uznany za najlepszego kickera NFL. W kolejnym sezonie wciąż był starterem, jednak wykonał tylko 12 kopnięć (zaledwie pięć udanych), by w 1978 zostać rezerwowym, który pojawił się na boisku w barwach Świętych zaledwie cztery razy. Co znamienne, w tym samym roku urodził się kickerowy następca Richarda - Sebastian Janikowski.

W barwach Saints Szaro grywał z pewnym nieustępliwym rozgrywającym - Archie Manningiem. Zawodnikiem, który swój największy sportowy sukces odniósł poza boiskiem - spłodził bowiem dwóch synów, którzy także zostali quarterbackami. W dodatku obaj poprowadzili swoje drużyny do zwycięstwa w Super Bowl (Peyton Indianapolis Colts w 2007, a Eli rok później New York Giants). Papa Manning musiał pękać z dumy. W 1978 w Saints podobnych powodów raczej nikt nie miał, bo chociaż wygrali 7 z 16 meczów, to playoffy znów oglądali tylko w telewizji. W dodatku zespół, który według Richa potrzebował wzmocnień w obronie (według nas w ataku, na trybunach i klubowym sklepie z gadżetami też - od 1975 Saints wygrali tylko 15 z 62 spotkań w pierwszej rundzie draftu wybrał nowego speca od kopnięć - Russella Erxlebena. Krytykujący tę decyzję Szaro przeniósł się do New York Jets, gdzie jednak zagrał tylko w jednym spotkaniu i nie trafił żadnego z dwóch wykonywanych przez siebie field goali. Odnawiająca się co chwila kontuzja stopy i rozpoczęta kariera pozafutbolowa skończyły przygodę pierwszego Polaka w NFL po zaledwie pięciu sezonach.

Od futbolu jednak się nie odwrócił, między innymi próbował w 1991 zorganizować w Warszawie spotkanie NFL, jednak wymóg stadionu na 50 000 tysięcy skutecznie storpedował tę ideę. Szansę na sukces podobnego przedsięwzięcia Szaro widzi po Euro 2012. Pytanie tylko czy po uczcie prawdziwego futbolu ktoś nad Wisłą będzie miał ochotę oglądać kolesi uganiających się za zdeformowaną piłką. Niemniej przedsięwzięciu życzymy wszystkiego najlepszego, podobnie jak 60-letniemu dziś Ryszardowi - właścicielowi pierwszej polskiej nogi, która kopała w NFL.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.