- Kwestia awansu na Igrzyska. Awans taki nie przytrafił się przecież ''właściwym Złotkom'', czyli Złotkom Niemczyka. 9 miejsce w Pekinie jest trzecim, najlepszym wynikiem w historii. Ostatni raz na Igrzyskach polskie zawodniczki reprezentowały tę dyscyplinę 40 lat temu.
- Atmosfera, w jakiej siatkarki przygotowywały się do zawodów , zwiastowała kompletną klapę - kompletną klapą nazwalibyśmy wyjście na boisko i rozegranie trzech równych (równie słabych) setów z każdym z rywali. Za tę atmosferę odpowiada trener Bonitta - takie jest nasze przekonanie. Nie wyrzuca się ze zgrupowania kluczowych zawodniczek za absencję na kolacji.
- Atmosfera, w jakiej siatkarki uczestniczyły w turnieju , zwiastowała kompletną klapę. Trener Bonitta publicznie skarżył na swoją zawodniczkę - Annę Barańską, którą na boisko wpuszczał epizodycznie i nie dał jej szans udowodnienia swojej przydatności. Ta ripostowała dopiero po turnieju, co świadczy o jej klasie. Trenera Bonitty nie da się oglądać. Barańską mamy nadzieję oglądać jeszcze przez wiele lat.
- W przeciwieństwie do siatkarzy (Niemcy i Egipt) i szczypiornistów (Chiny i Brazylia), siatkarki nie miały w swojej grupie dwóch outsiderów, którzy byliby skazani na dwa ostatnie miejsca. Miały tylko kopciuszków z Wenezueli. To okazało się niewystarczające.
- Rywalki, z którymi przegrały siatkarki (Kuba, Chiny, Japonia, USA) nie brały udziału w turniejach, po których nasze zawodniczki zyskały miano Złotek - nie brały, bo nie są to zespoły z Europy (sprawdziliśmy w Wikipedii). W takim razie w Pekinie nasze dziewczęta nie zawaliły czegoś, co wcześniej udawało się ekipie Niemczyka.
- Żaden z meczów naszych siatkarek nie zakończył się porażką 3:0 (taką porażkę mają na koncie nawet nasi siatkarze, którzy oddali mecz z Brazylią bez walki po niepowodzeniu w pierwszym secie). Potrafiły postraszyć faworytki do medalu z Kuby i Chin.
- Mecz z Japonkami, mimo że przegrany, był jednym z najlepszych w ostatnich latach w wykonaniu naszych siatkarek. Niesamowity powrót z dalekiej podróży. Przegrywały 2:0, by doprowadzić do tie-breaku. W czwartym secie było już 23-21 dla Japonek, a skończyło się 25-23 dla nas. Tie-break przegrany, ale wiadomo, jak loteryjny bywa tie-break. Gdyby wtedy szczęście uśmiechnęło się do naszych zawodniczek, dzisiaj pewnie byłyby jeszcze w Pekinie.
Jakie wnioski? Po pierwsze, nie jest powiedziane, że Złotka Niemczyka (te z Mistrzostw Europy 2003 i te z ME 2005), byłyby w stanie osiągnąć więcej, gdyby grały w Pekinie. Po drugie, siatkarki Bonitty mogłyby być lepsze, gdyby nie były Bonitty. Po trzecie, ten turniej namaścił nową liderkę - koniec reprezentacyjnej kariery Małgorzaty Glinki nie zapowiada ery "sierot po Małgorzacie Glince" - Katarzyna Skowrońska (też Złotko pełną gębą) grała na tym turnieju pierwsze skrzypce, grała niemal bez fałszu. Mamy zrezygnować ze "Złotek", bo nie będzie już w tej drużynie Glinki? Bo nie przewodzi tej drużynie Niemczyk? Jeśli chcemy tę drużynę zrównać z ziemią, a poprzednią odlać w brązie, gruba kreska będzie dobrym posunięciem. Będzie to jednak posunięcie niesprawiedliwe i niewspółmierne z uczuciem, jakim wciąż darzymy te dziewczyny.
Obejrzyj: Glinka opowiada na Okęciu o przyczynach porażki Złotek i o następcy Bonitty