Telenowela spod znaku płaszcza i floretu

Konflikt między Sylwią Gruchałą a Polskim Związkiem Szermierczym, który rozgorzał po porażce naszych florecistek z USA i odpadnięciu z turnieju olimpijskiego, zaczyna przypominać telenowelę. Od południowoamerykańskich tasiemców różni go tylko jedno - tempo w jakim padają wzajemne ''uprzejmości'' i wychodzą na jaw nowe rewelacje.

Pierwsze kwestie w naszym serialu wypowiada rozgoryczona po porażce Gruchała. Występuje ona w roli przysłowiowej wręcz niewolnicy Isaury - dziewczęcia o dobrym sercu, choć niepokornego, którego celem jest poprawa warunków pracy na plantacji bawełny:

Uważam, że trener - fechmistrz Tadeusz Pagiński - nie podchodził do sprawy szkolenia profesjonalnie. A jeśli ktoś nie potrafi być zawodowcem, powinien złożyć broń i odejść. Nie byłyśmy do tych igrzysk przygotowane w odpowiedni sposób, nie było odpowiedniej mobilizacji ze strony szkoleniowca. Nie zarzucam mu braku chęci - zawsze był zaangażowany w pracę, miałyśmy lekcje indywidualne. Tylko, że nie zawsze był do nich przygotowany.

Trenerowi zarzuca m.in. uprzedzenie do psychologów. Wiele florecistek korzysta z ich usług, Gruchała twierdzi jednak, że gdyby Pagiński dowiedział się, że współpracuje z psychologiem ''byłby sceptyczny'' (Pagiński przyznał, że w karierze "przerobił" ich już około 20 i żaden się nie sprawdził).

Gruchała skarży się także na braki w treningu fizycznym:

Szermierka bardzo się zmieniła, ale nasi szkoleniowcy tego nie widzą. Trening na świecie poszedł bardziej w kierunku lekkiej atletyki. Przed rokiem miałyśmy trenera od lekkiej i zaowocowało to mistrzostwem świata. Zgłaszałam, razem z koleżankami, że taki szkoleniowiec by się przydał także przed igrzyskami. Trener Pagiński wolał jednak wszystko zrobić po swojemu, mieć nad wszystkim kontrolę.

Dwukrotna medalistka igrzysk olimpijskich narzeka także na niewykorzystywanie w treningu analizy zapisu wideo z walk przeciwników oraz wpadki ogranizacyjne, takie jak podczas Pucharu Świata w Tokio, gdzie trzeba było walczyć w maskach z szybką, a florecistki miały ze sobą tylko zwykłe, bo nie poinformował ich o tym związek.

Polska florecistka wspomina też o braku szacunku ze strony trenera Pagińskiego i szefa PZS, Adam Lisiewskiego:

Pamiętam również taką sytuację - półtora miesiąca temu, na mistrzostwach Europy, zostałam zdyskwalifikowana, ponieważ spóźniłam się na ciszę nocną siedem minut. Decyzję podjął trener Pagiński i prezes związku Adam Lisewski. To nie było dzień przed walką, a ja o 23 chciałam tylko dokończyć herbatę. Prezes podszedł do mnie i nie zachowywał się elegancko. Dziwnym tonem oznajmił mi, żebym wracała do hotelu. Została zdyskwalifikowana następnego dnia rano, a wieczorem obaj zmienili zdanie. Tyle, że cały dzień przed startem chodziłam zdenerwowana, byłam już spakowana. Chciałam nawet szukać pomocy w PKOl. To ewidentny brak profesjonalizmu, brak szacunku do zawodników. Pamiętam doskonale, jak dwa lata wcześniej, na dużej imprezie zostałam, razem z Anią Rybicką, obudzona przez hałasy na korytarzu. Okazało się, że działacze mają imprezę. Według mnie czas na świętowanie jest dopiero po zawodach.

Na zarzuty Gruchały najpierw odpowiedział Lisewski. W naszej telenoweli, surowy właściciel plantacji bawełny, na której pracuje niewolnica Gruchała. Lisewskiemu nie podobają się jej skargi na warunki panujące na jego włościach. Uważa, że zamiast pracować obija się, sieje ferment i ogólnie, ma pstro w głowie.

Gruchała chciała udowodnić w starciu z Amerykankami, że jest bez formy i udało jej się. Mogła wygrać mecz ze Stanami Zjednoczonymi, które są zespołem o klasę słabszym. Później one wygrały z Węgierkami - też jak się okazuje słabymi. To oznacza, że straciliśmy srebrny medal. To oczywiście nie tylko wina Gruchały, pozostałe również się nie popisały.

Ona uważała, że nie jest w formie, że jest źle przygotowana i teraz chce szukać winnego. Wskazuje na trenera, a przecież wszystkie europejskie drużyny przygotowywały się tak samo. Skąd ona może wiedzieć, jak wyglądają treningi innych zespołów.

A co z prośbą florecistki o dodatkowy trening lekkoatletyczny?

Trener od lat przygotowuje zespół, od lat robi to podobnie i nie ma żadnych zmian. Jakby zrobił jakieś dziwactwa to bym się niepokoił. W dwa tygodnie kondycji się nie robi. Nie będę też mówił, które zawodniczki obijały się na treningu.

Rozgoryczona Gruchała zapowiedziała, że jeśli nie dojdzie do żadnych zmian, może zakończyć karierę. - Niech zakończy - skwitował ten fakt Lisewski.

Na scenę wkracza w końcu Tadeusz Pagiński - zarządca na plantacji Lisewskiego, ojczym niewolnicy Gruchały, który wychowuje ją twardą ręką. Obiecał jej matce na łożu śmierci, że będzie się nią opiekował, choć tak naprawdę ma serdecznie dość krnąbrnej dziewczyny. Poza tym uważa, że zamiast ciężkiej pracy, w głowie jej tylko głupoty i romanse.

Mogę tylko powiedzieć jedno - nie mogę mówić prawdy, więc wywiadu nie będzie. Chodzi o sprawy osobiste, choć nie moje. To jest przyczyną tego, że florecistki nie wywalczyły medalu. Mogę tylko powiedzieć jedno, jako komentarz do gorzkich słów Sylwii Gruchały - ''Italiano''.

Pagiński słowo ''Italiano'' powtórzył jeszcze kilkakrotnie. Chodzić może o pogłoski na temat nieczystych zagraniach Włochów wobec kobiecych drużyn rywali. Mówi się, że jeden z szermierzy Italii próbował poderwać rosyjską zawodniczkę i tym samym zdekoncentrować ją przed zawodami. Czyżby Guchała nie potrafiła się oprzeć urokowi jakiegoś Włoskiego amanta?

Co może czekać nas w następnym odcinku? Czy niewolnicy uda się odmienić serca ojczyma i pana? Czy zarządca posłucha swojej pasierbicy, czy też wyklnie ją i każe nie pokazywać się na oczy? Czy pan doceni dobre serce pracownicy, czy też wypędzi ją ze swojej plantacji bawełny na pewną zgubę? Czy w końcu dowiemy się kim jest tajemniczy ''Italiano'', co łączy go z niewolnicą i dlaczego postanowił zniszczyć plantację bawełny, na której ona pracuje?

Tak, my też obawiamy się, że to jeszcze nie koniec. Najgorsze jest to, że jest jeszcze jedno co różni historię tego konfliktu od telenowelowego schematu - nie jesteśmy pewni happy endu. Niezależnie jednak od tego po czyjej stronie leży wina, to Gruchała ma jeden mocny argument - ten serial zrobi się nie do oglądania, gdy odejdzie z niego główna bohaterka.

Zobacz także:

Gruchała: Chore klimaty w polskiej szermierce

Prezes Polskiego Związku Szermierczego: Niech Gruchała kończy karierę!

Trener Gruchały: To wszystko przez Italiano

Krzesiński: Dramatem polskiej szermierki jest alkoholizm