Olimpijski protestsong

Wczoraj chyba po raz pierwszy w Pekinie olimpijczycy zamiast tylko pomstować na arbitrów, wzięli się do czynnego protestowania. Szwedzki zapaśnik Ara Abrahamian, który obwinia arbitrów za swą porażkę w półfinale, wyraził swoje niezadowolenie niezwykle efektownie. Dołączył tym samym do długiego olimpijskiego łańcucha tradycji, w którym przewijały się medale, błędne decyzje sędziów i działaczy, skandale, odmowy i protesty. Oto kilka najjaskrawszych przykładów.

1912 - pierwszy skandal związany z przyznawaniem medali. Zwycięzcy zawodów w dziesięcioboju i pięcioboju antycznym, Jimowi Thorpe'owi odebrano oba złote krążki. Po tym jak odkryto, że trzy lata wcześniej grał w małej lidze baseballowej, uznano bowiem, że jest on już zawodowym sportowcem - a tych na igrzyska nie wpuszczano. Srebrny medalista w pierwszej z tych konkurencji, Szwed Hugo Wieslander zaprotestował i w geście solidarności z Amerykaninem odmówił przyjęcia złota. Thorpe zaś już na dobre porzucił sport amatorski i został jedną z gwiazd futbolu amerykańskiego. Medale zwrócono mu dopiero w roku 1983, 30 lat po jego śmierci.

1968 - sprawa wyjątkowa, bo nie chodziło o protest wobec wyników. W Meksyku Tommie Smith i John Carlos, czyli złoty i brązowy medalista biegu na 200 metrów, podczas dekoracji wznieśli pięści w geście protestu przeciw segregacji rasowej i poparcia dla Czarnych Panter . Wtedy wyrzucono ich za to z igrzysk, dziś stawia się im pomniki . Więcej o kolizjach sportu z polityką możecie poczytać na tutaj .

1972 - sportowe zmagania w Monachium zostały przyćmione przez terrorystów z organizacji ''Czarny Wrzesień'', którzy zabili jedenastu sportowców i szkoleniowców izraelskich. Jednak także na parkietach, matach i boiskach działy się rzeczy, urągające duchowi igrzysk, o ile taki kiedykolwiek istniał. Niepokonani w 63 kolejnych spotkaniach olimpijskich Amerykanie mierzyli się w koszykarskim finale z ZSRR i choć wygrali 50-49, to jednak ostatecznie przegrali. Okazało się, że mimo, iż zabrzmiała już syrena końcowa, Anglik Renato William Jones, szef FIBA, nakazał sędziom cofnięcie zegara i zagranie jeszcze trzech sekund spotkania. Nie miał prawa do takiej decyzji, jednak arbitrzy przestraszyli się i posłuchali działacza. Rzeczone trzy sekundy wystarczyły, żeby Rosjanie trafili jeszcze raz i cieszyli się z olimpijskiego tryumfu. Ich koledzy z drugiej strony Alaski odmówili z kolei przyjęcia srebrnych medali i mimo, że FIBA próbowała ich przekonać do tego nawet 30 lat po igrzyskach, reprezentanci USA wciąż odmawiają. Kapitan tej drużyny, Kenneth Davis, zastrzegł nawet w testamencie, że jego żona i dzieci nie mogą po jego śmierci przyjąć srebrnego krążka z Monachium.

1988 - w Seulu po raz kolejny okazało się, że gospodarzom pomagają ściany, a są w tym szczególnie skuteczne, jeśli pomagają im arbitrzy. W walce o bokserskie złoto spotkali się Roy ''już niebawem wielka gwiazda'' Jones Jr i Park ''Kto???'' Si-Hun. Amerykanin zadał 86 ciosów, Koreańczyk 32. Widać według sędziów ilość nie przeszła w jakość, bo słaniający się na nogach pięściarz gospodarzy wygrał, za co nawet przeprosił Jonesa. Jedni twierdzą, że arbitrzy, których zresztą potem zawieszono, byli przekupieni. Inni że była to zemsta za igrzyska z Los Angeles, gdzie z kolei kontrowersyjnie wygrywali Amerykanie. W każdym razie dochodzenie z 1997 nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Złotym medalem wciąż cieszy się więc Park, który pewnie cały czas ma bóle głowy po gradzie ciosów późniejszego wielokrotnego mistrza świata.

2002 - po programie dowolnym par sportowych wszyscy byli przekonani, że rosyjska dominacja w tej konkurencji zostanie przełamana, a złoto powędruje do Kanadyjczyków - Jamie Sale i Davida Pelletier. Zwyciężyła jednak tradycja, a wraz z nią Jelena Bierjeżna i Anton Sicharulidze. Posypały się protesty, a prasa - głównie kanadyjska - grzmiała o skandalu i doszukiwała się spisku. Okazało się, że miała rację - łyżwiarskie związki Francji i Rosji dogadały się i trójkolorowa sędzina została zmuszona, by wyżej ocenić Rosjan. Nie bardzo wiedzący, co zrobić MKOl zamienił srebro Kanadyjczyków na złoto. Na pomysły o zrobieniu odwrotnej podmianki u dotychczasowych zwycięzców, rosyjska kadra odpowiedziała przebąkując coś o spakowaniu się i powrocie do domu. Dzięki temu tytułem mistrzów z Salt Lake City cieszą się dwie pary, a wicemistrzostwem brązowi medaliści (Xue-Hongbo).

2004 - sprawa niezwykle irracjonalna. W ćwierćfinale turnieju siatkarzy spotkali się Grecy z Amerykanami. Doszło do tie-breaka, w którym przy stanie 16:15 dla USA rozległ się gwizdek. Gracze Hellady stanęli i pozwolili, by przeciwnicy umieścili piłkę w ich części boiska. Ku ich zdziwieniu sędzia zaliczył punkt i zakończył mecz. Okazało się, że gwizdał nie arbiter, a jakiś żartowniś z publiki. Protestu Greków nie uwzględniono. Przysłowie mówi, że gra się do gwiazdka, jak widać czasem i dłużej. Swoją drogą wolimy nie myśleć, co myłoby gdyby Grecy dorwali dowcipnisia.

I jeszcze jedna sytuacja - wprawdzie nie z igrzysk, ale nie można jej pomijać przy jakiejkolwiek dyskusji o sportowych protestach. Na Mistrzostwach Świata w Lekkoatletyce w 2003 John Drummond został zdyskwalifikowany za falstart. Z decyzją nie mógł się pogodzić i zastosował strajk w stylu ''Seksmisji'', czyli pod hasłem ''nie wstanę, tak będę leżał''. Wylegując się na bieżni zapewniał, że nie ruszył się za wcześnie z bloków i skutecznie opóźnił powtórzenie biegu przez ponad 40 minut. W końcu we łzach opuścił stadion. Okazało się, że miał rację - zawiodła aparatura, która ruch stopy odnotowała jako za wczesny start. Oto część zajścia:

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.