Klątwa jednej bramki

Też wkurzyliśmy się, że nasza szansa medalowa zwana piłkarzami ręcznymi przegrała z Hiszpanią. W dodatku zawodnicy Wenty przegrali tylko jednym trafieniem. Podejrzewaliśmy, że nie pierwszy raz jeden, jedyny punkt decydował o tym, że psuły nam się na igrzyskach humory. Mieliśmy rację - oto więc przykłady, gdy, cytując klasyka, było tak blisko, a było tak daleko. Oraz dowody na to, że sporty drużynowe są na igrzyskach w wykonaniu Polaków zawsze naznaczone pechem.

Olimpijska pechowa passa zaczęła się w roku 1960 podczas rzymskich igrzysk. Duńczycy pokonali Polaków 2:1 w piłkę nożną, ale i tak nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, jako że w swojej grupie nasze ''Orły'' wyprzedziły zaledwie futbolowych wirtuozów z Tunezji z istniejącą od 4 lat federacją. Wszyscy zamiast na fatum psioczyli na polskich piłkarzy. Niesłusznie.

Rok 1972 do dziś śni się naszym koszykarzom po nocach, a na dźwięk słowa ''Monachium'' krzywią się oni bardziej niż kibice Borussii Dortmund. W turnieju olimpijskim doznali dwóch porażek zaledwie jednym koszem - 65:67 z Niemcami (najmniejsza różnica od czasu dwóch nagich mieczy) i 83:85 z Puerto Rico. Ogólnie na całych igrzyskach Polacy zajęli 12. miejsce.

Medalowa szansa chłopaków Wenty medalową szansą, jednak w Moskwie w roku 80 nasi laskarze już pukali do wrót hokejowo-trawnej Valhalli. Nasze marzenia zrujnował jednak jak zwykle Związek Radziecki. Tym razem nie przy pomocy czołgów, braku coca coli czy brzydkich, starych przywódców, ale jednej bramki strzelonej w meczu o trzecie miejsce. Był to gol nr 2, przy naszym jednym i przegraliśmy 1:2.

Na tych samych igrzyskach nasi piłkarze ręczni ponieśli porażkę z rąk innego bratniego narodu - Niemców ze wschodu, którzy pokonali nas 22:21. Może i piłkarzen ręcznen zza Odry byli nieco skuteczniejsi, ale za to nasi lepiej ostrzyżeni .

Klątwa jednobramkowych porażek powróciła w 1992. W Barcelonie nasi doszli aż do finału piłkarskich zmagań, tam jednak spotkali się z gospodarzami. Czaiła się dość długo, bo decydującą bramkę Kiko strzelił w 90 minucie, a my po porażce 3:2 musieliśmy zadowolić się srebrnym medalem. Za który nawiasem mówiąc dalibyśmy się teraz pokroić na bardzo małe kawałeczki.

Wprawdzie olaliśmy siatkówkę, bo tam 1-setowe zwycięstwa to norma. Ku pokrzepieniu serc przypominamy jednak turniej walkę kadry Huberta Wagnera w Montrealu. Z sześciu rozegranych na igrzyskach spotkań aż cztery kończyły się tie breakami, w tym półfinał i mecz o złoto. Za każdym razem górą byli nasi, co znaczy, że nie zawsze to my wkurzamy się minimalnymi porażkami. Czasem udaje nam się też wkurzyć innych.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.