Blaski i cienie porażki szczypiornistów

Polska po dramatycznym meczu przegrała jedną bramką z Hiszpanią. Co to oznacza dla dalszych losów podopiecznych Bogdana Wenty? Niby nic. Ale jednak sporo.

Z jednej strony nie ma co dramatyzować. Bo pechowa porażka Polaków absolutnie nie przekreśla ich szans nawet na złoty medal. W grupie co prawda zostały mecze z trudnymi rywalami: Francją i Chorwacją, mistrzami olimpijskimi, którzy grając przez sporą część meczu bez swej kontuzjowanej gwiazdy Ivano Balicia zwyciężyli Hiszpanów.

Ale najbliższym rywalem biało-czerwonych będzie Brazylia (14 sierpnia, godz. 4.45). A z Brazylią nie będzie żadnego problemu - na ostatnich mistrzostwach świata, w styczniu 2007 roku pokonaliśmy ich w grupie 31:23 (15:13). Bo piłka ręczna, choć przecież dyscypliną jest zespołową, a w takich Brazylijczycy bardzo, bardzo dobrze dają radę, to jednak ulubionym sportem Canarinhos nie jest. Dlatego wygramy. A że wcześniej pokonaliśmy Chińczyków, to z sześciozespołowej grupy do ćwierćfinałów awansujemy na pewno. Z drugiej grupy, grupy B wyjdą zapewne Niemcy, Duńczycy, Rosjanie i Islandczycy.

Ba, może się okazać, że porażka z Hiszpanią wyjdzie nam na dobre. Bo najbardziej niewygodni dla nas rywale, Niemcy i Duńczycy wcale nie muszą zająć czołowych miejsc w grupie, a tym samym w 1/4 finału wpaść na nas. Niemcy męczyli się przecież z Koreą, a Duńczycy zremisowali z Egiptem. A zarówno z Rosjanami, jak i Islandczykami podopieczni Bogdana Wenty ostatnio sobie radzili. Poza tym, w naszej grupie też jeszcze wszystko jest możliwe: może okazać się, że Polacy pokonają i Francuzów, i Chorwatów i zajmą pierwsze miejsce w grupie. Spokojnie zatem?

No właśnie. Bo jest druga strona olimpijskiego medalu. Otóż oglądając ubiegłoroczne mistrzostwa świata nabraliśmy przekonania, że nasi szczypiorniści to najtwardsi ludzie na świecie. No, może nie na świecie, ale w grach zespołowych na pewno. Wytrzymali arcytrudny mecz z Rosją, wytrzymali też arcytrudny do sześcianu mecz z Danią. Tymczasem dziś widzieliśmy Polaków, którzy w trudnych momentach byli niepewni swoich umiejętności, nawet bali się rzucać. To nie były ''Orły Wenty'', którym nikt nie podskoczy. To były ''Orły Wenty'' nieco bezradnie obserwujące rywali, którzy nie pękli, choć pęknąć powinni, bo przecież przegrywali już 22:27.

Drugie primo: Hiszpanie to obok Francji jedyna ekipa z czołówki, której nie potrafią ''ugryźć''. Wygrana z nimi i to w turnieju olimpijskim niesamowicie podbudowałaby naszych psychicznie. A tak? Cóż, mogą się podłamać.

I kwestia kolejna: w trudnych chwilach naszym brakowało pomysłu na rozegranie akcji ataku. To znaczy mieli jeden: podajemy do Karola Bieleckiego. Bo przecież Bielecki rzuca najszybciej na świecie, piłka leci z prędkością ponad 100 km na godzinę, nikt nie zatrzyma jego rzutu! Niestety, rozgrywający Rhein-Neckar Loewen nie doszedł jeszcze do siebie po kontuzji i to było widać. W perspektywie meczu z Francuzami, którzy znani są z kapitalnej, kombinowanej obrony i Chorwatami, których trudno powstrzymać w ataku, musimy się martwić. Ale tym bardziej musimy wierzyć.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.