W Hongkongu ujeżdżenie, czyli w Hongkongu nuda

Wyobraźcie sobie, że przez ileś miesięcy odliczacie dni do rozpoczęcia igrzysk, wypatrujecie rozpoczęcia zawodów jak Leo zdolnego lewego obrońcy. W końcu nadchodzi Ten Dzień. I jesteście strasznie rozczarowani. Cóż, naszym zdaniem mieszkańcy Hongkongu, którzy spodziewali się szaleńczego tempa oraz krwi, potu i łez po ujeżdżeniu w ramach WKKW (Wszechstronnego Konkursu Konia Wierzchowego) sami są sobie winni.

Mieszkańcy Hongkongu poczuli ''olimpijskie podniecenie'', ale powolne tempo pierwszego wydarzenia, które mogli obserwować ''trochę'' ich rozczarowało. Tym bardziej, że jedno z przedmieść HK to Happy Valley - popularny i o wielkich tradycjach teren jeździecki, gdzie konie nabierają dużej prędkości.

Wielu widzów dzisiejszego ujeżdżania opuściło trybuny wcześniej, jeden chłopiec powiedział lokalnej telewizji, że to było ''nudne - konie po prostu chodziły dookoła areny''. Ludzie po prostu nie rozumieli co się dzieje, za co przyznawane są punkty itd. Jak donoszą agencje, największe ubolewanie wzbudził jednak fakt, że przerwy w zawodach były zbyt krótkie i nie wystarczało czasu na kupienie olimpijskich pamiątek. To stoi w sprzeczności z tym co napisano wyżej - słowem: tak źle i tak niedobrze.

A jak czytamy na wiki:

Ujeżdżenie polega na wykonaniu odpowiednich figur na ograniczonym terenie o wymiarach 20 x 60 m. Jeden do trzech sędziów ocenia precyzję i elegancję wykonania figury, posłuszeństwo konia, jego sposób poruszania się w stępie, kłusie i galopie, a także dosiad jeźdźca.

Drodzy Hongkończycy, jeśli wybieracie do oglądania zawody bardziej przeznaczone dla popijających herbatkę pań w średnim wieku niż żądnych emocji kibiców, to potem się nie dziwcie.

Bartosz Nosal

Copyright © Agora SA