Selekcjoner/ochraniarz klubu "Villa" chyba nie ogląda NBA. Po pierwsze nie wiedział kim jest Ron Artest, a po drugie nie wiedział na pewno, że ten oto niepozorny Pan w marynarce wywołał największą bijatykę w historii NBA (prawdopodobnie również w historii całego sportu zawodowego w USA) i jest jednym z najbardziej wybuchowych i nieprzewidywalnych koszykarzy w lidze.
Jest też opcja, że człowiek stojący na "bramce" bardzo dobrze wiedział kim jest Ron Artest, widział setki razy co wydarzyło się w Detroit i wolał trzymać Rona z dala od swojego klubu.
Jeżeli nie wiedział kim jest Artest to miał dużo szczęścia, jeżeli wiedział to jest naprawdę odważnym człowiekiem.
Wydaje nam się, że wygląd kompanów Artesta również nie pozostał bez wpływu na decyzję ochrony (jeden zaczyna gdzieś dzwonić w trakcie dyskusji z ochroną, pewnie po "chłopaków z miasta")
Ron Artest przyjął odmowę bardzo spokojnie i oddalił się z kolegami w nieznanym kierunku. Nie mamy informacji, żeby w klubie miała miejsce tej nocy jakaś strzelanina czy rozróba, więc Artest chyba naprawdę nie poczuł się zbytnio urażony odmową i odpuścił temat.
Pacman Jones tak łatwo by nie odpuścił.