Trudno powiedzieć, co prawdziwego fana Chelsea wczoraj bardziej zasmuciło: remis 1:1 z Rosenborgiem Trondheim - murowanym kandydatem do czwartego miejsca w grupie, czy wolna przestrzeń na trybunach.
Z naszej perspektywy wolne miejsca na stadionie są oczywiście mniejszym złem, niż kiepski wynik drużyny. W Polsce puste trybuny nie są w ogóle powodem do niepokoju. Pełne trybuny natomiast bywają powodem do paniki. Ale przyjmując perspektywę Londyńczyków, problem frekwencji jest zaskakujący i zatrważający. W ostatnich latach na Stamford Bridge przychodziło średnio 39 tysięcy widzów. Wczoraj było ich 24 tysiące. Inauguracja Ligi Mistrzów nie robi na Londyńczykach wrażenia? Znowu musimy zapomnieć o polskiej perspektywie i przyjąć do wiadomości, że owszem, grupowe rozgrywki Ligi Mistrzów mogą być dla fana piłki nożnej szarą codziennością, przynajmniej dla fana drużyny, która w ciągu kilku lat wydała kilkaset milionów dolarów na transfery. Dzisiaj wieczorem Arsenal będzie gościł Sevillę w Londynie. Ciekawe, który klub rozpieścił bardziej swoich kibiców. Z uwagą będziemy się przyglądali frekwencji na Emirates Stadium.