Urodzony w 1985 roku Fabrice Apruzesse jest w wieku Cristiano Ronaldo, ale chyba nie marzył już nawet o tym, że pojawi się na boisku w jakimś ważnym meczu piłkarskim. Na co dzień zajmował się dowożeniem wina do marsylskich restauracji, w wolnych chwilach zaś występował w amatorskim klubie Consolat Marsylia.
Pierwszy moment, w którym coś zaczęło się zmieniać nastąpił w sierpniu. Rezerwy Olympique (TEGO Olympique) zaczęły mieć problemy kadrowe, dlatego ściągnęły do siebie 27-letniego napastnika. Ten zaskoczył, bo w siedmiu spotkaniach strzelił cztery bramki. I nagle przyszło wezwanie do pierwszego składu. Pierwszego składu Olympique Marsylia. I to nie na spotkanie pucharowe z piątoligowym Croissant Saint-Denis, a mecz ligowy z Girondins Bordeaux. Aprezusse prawdopodobnie myślał, że władze klubu żartowały, ale nie, nie żartowały. Zawieszeni lub kontuzjowani byli wtedy Loic Remy, Andre-Pierre Gignac i Jordan Ayew, więc w szatni Francuzów wiało desperacją, ofensywną pustką i dziwnymi powołaniami.
''Żyrondyści'' wygrali 1:0 po bramce Gouffrana, amator Apruzesse zmienił zaś w 73. minucie reprezentanta Francji Mathieu Valbuenę. Kibice OM wybrali go nawet na swojej stronie, mocno ironicznie oczywiście, zawodnikiem meczu. Nie sądzimy, żeby Fabrice dostał jeszcze zbyt wiele szans w Olympique, bo ma lekką nadwagę i wygląda jak nieco młodsza wersja Paula Gascogine`a, ale sama historia jest ładna. A marzenia - jak widać - czasem się spełniają. To dlaczego w takim razie nigdy nie zadzwoniła do nas w końcu Ana Ivanović?
ŁM