Jean-Pierre Papin do Milanu
W połowie roku 1992 Jean-Pierre Papin miał 28 lat, w ciągu ostatnich sześciu sezonów rozegrał 278 spotkań w barwach niezwykle mocnego wtedy Olympique Marsylia, strzelił 184 bramki i uważano go za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego napastnika świata. Dlatego też Milan zdecydował się na niego wyłożyć najwyższą w historii kwotę 10 milionów funtów (tak, to prawda, dzisiaj brzmi to dość zabawnie), o dwa miliony wyższą niż wcześniejszy o dwa lata transferowy rekord świata, kiedy to Juventus kupował młodego chłopaka nazwiskiem Roberto Baggio. W Mediolanie Papin wytrzymał dwa sezony i choć jego statystyki nie są najgorsze (25 goli w 53 meczach), to jego pobyt tam rozczarował. Francuz miał problemy z adaptacją, nie zawsze łapał się do pierwszego składu, a już największym policzkiem dla niego był moment, w którym wszedł z ławki rezerwowych w finale Ligi Mistrzów 1992/1993, który to finał Milan przegrał z... Olympique Marsylia. W 1994 sprzedano go do Bayernu, gdzie było jeszcze gorzej - zaledwie sześć trafień w ciągu dwóch lat.
Gianluigi Lentini do Milanu
Jeszcze w tym samym roku rekord transferowy Papina przebił Gianluca Vialli (Sampdoria - Juventus za 12 milionów funtów), a chwilę później Viallego z kolei Gianluigi Lentini przechodzący z Torino do Milanu za milion więcej. Ech, to były czasy, Serie A trząsła rynkiem transferowym jak chciała. Lentini niewątpliwie miał pecha, rok po tym transferze brał udział w poważnym wypadku samochodowym, w wyniku którego doznał urazu czaszki i dwa dni leżał w śpiączce. Ostatecznie doszedł do pełni sprawności, ale przez cztery lata w Mediolanie zagrał zaledwie 60 spotkań i zdecydowanie nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, stając się po prostu niespełnioną obietnicą. I już nigdy nie będziemy wiedzieć, czy ten dynamiczny skrzydłowy był po prostu za słaby, czy też wypadek odcisnął na nim swoje piętno. W każdym razie nie został legendą futbolu, zwłaszcza jak na człowieka, za którego zapłacono tak dużo, że nawet sam papież określił to mianem ''obrazy dla ludzi pracy''.
Denilson do Betisu
W 1997 roku najdroższym piłkarzem świata została prawdziwa supergwiazda - Brazylijczyk Ronaldo. I nikogo to nie dziwiło. Rok wcześniej młody napastnik Barcelony strzelił dla Katalończyków 34 gole w lidze, uważano go za największy talent świata, dlatego Massimo Moratti nie miał problemów z wysupłaniem 25 300 000 euro, żeby sprowadzić go do Interu. Rok później Ronaldo przebił jednak jego rodak, młody skrzydłowy Sao Paulo, Denilson, za którego Betis Sewilla wyłożył dokładnie dwa miliony więcej. W Betisie Denilson czarował, ale tylko wtedy, kiedy mu się chciało, w dodatku okazało się, że obrońcy w Primera Division potrafią być nieco bardziej wymagający niż defensywne stojaki na koszulki w lidze brazylijskiej. Piłkarz ten nie był najgorszym zawodnikiem w dziejach ludzkości, ale do najlepszego gracza świata, jakim obwoływano go w czasie transferu, brakowało mu jeszcze całych lat świetlnych. Karierę kończył w Wietnamie . Tym Wietnamie w Azji.
Kaka do Realu Madryt
Największy, najfajniejszy i najdroższy (68,5 miliona) transfer Realu. Przynajmniej do czasu przyjścia Cristiano Ronaldo. W Milanie Kaka grał jak idealne połączenie brazylijskiej techniki z europejską dyscypliną taktyczną. W Realu gra jak... No właśnie tu jest pies pogrzebany, nie zawsze gra. Po pierwsze dlatego, że trapią go kontuzje. Po drugie dlatego, że Jose Mourinho, a wraz z nim i cały świat, uważają, że lepszy na tej pozycji jest zarabiający czterokrotnie mniej od Kaki Mesut Ozil z pensją trzech milionów euro za sezon. A do tego Kaka ma już trzydzieści lat. Sądząc z twarzy Ozila, o jakieś trzy razy więcej niż obiecujący Mesut.
Zlatan Ibrahimović do Barcelony
Miał być remedium na powszechnie znaną karłowatość Barcelony, wieżowcem zapewniającym jej przewagę fizyczną nad rywalami w ich polu karnym. W 2009 roku kosztował ''Dumę Katalonii'' 46 milionów euro w gotówce oraz Samuela Eto`o, strzelca goli w dwóch finałach Ligi Mistrzów - razem 66 milionów. Ten transfer nie był wprawdzie aż tak zły, by dopisywać do tej kwoty jeszcze trzecią ''szóstkę'', ale nie był też tak dobry, jak się spodziewały po nim władze Barcelony. Ibra nie mógł się przyzwyczaić do faktu, że nie jest największą gwiazdą w drużynie, nie do końca też pasował do jej stylu. W pierwszym sezonie strzelił 21 bramek w 45 meczach, w drugim wypożyczono go Milanu, który po rocznym pobycie Szweda w Mediolanie wykupił go wreszcie za 24 miliony euro. Naprawdę średni biznes dla Katalończyków.
Robinho do Manchesteru City
''Drugi Pele wersja...'' Cholera, nie pamiętamy już, która wersja. W każdym razie kolejny już ''drugi Pele''. W Realu Robinho miewał przebłyski, pokazał kilka naprawdę klasowych sztuczek technicznych, ale nigdy nie stał się tym zawodnikiem, którym liczono, że się stanie. Nagle w Madrycie zaczęło mu być ciasno, zwłaszcza na ławce rezerwowych, dlatego Brazylijczyk zaczął się domagać transferu w sposób zarezerwowany dla Brazylijczyków. Czyli imprezując i nie przejmując się takimi detalami jak treningi czy bieganie po boisku przez 90 minut. W końcu oddano go do The Citizens, dla których była to ostatnia w pierwszym szejkowym oknie transferowym szansa na pozyskanie prawdziwej gwiazdy, skoro odmówili im już Berbatow, Torres, Buffon i cała długa lista innych. Robinho kosztował City rekordowe na Wyspach Brytyjskich 32,5 miliona funtów. W pierwszym sezonie to jeszcze jakoś wyglądało, w drugim na przeszkodzie stanęła kontuzja oraz zastęp nowych napastników sprowadzonych na City of Manchester Stadium (Roque Santa Cruz, Emmanuel Adebayor, Carlos Tevez), przez co Brazylijczyk wystąpił w zaledwie 10 meczach ligowych. . W MC strzelił 16 bramek w dwa lata, każda z nich kosztowała, wliczając w to kwotę transferu i jego zarobki, około trzech milionów funtów.
Andrij Szewczenko do Chelsea
''Szewa'' miał w 2006 roku 30 lat, za sobą pięć sezonów w Dynamie Kijów (166 spotkań i 94 gole) oraz siedem z Milanie (296 występów i 173 bramki). Ceniono go bardzo, a jak bardzo to udowodnił Roman Abramowicz, wykładając za niego 31 milionów funtów. Pobyt na Stamford Bridge skończył się dla Szewczenki kompletną klapą. Strzelił 22 gole w 76 meczach i wyglądał jak swój własny cień. Jego cień wyglądał z kolei trochę jak Grzegorz Wojtkowiak.
Juan Sebastian Veron do Manchesteru United, potem do Chelsea
''La Brujita'' (''Mała czarownica'') czarował w barwach Parmy i Lazio tak bardzo, że w 2001 ''Czerwone Diabły'' (ten transfer to od początku był jakiś spisek piekieł) wyłożyły za niego astronomiczną wtedy kwotę 28 milionów funtów. Przez dwa lata w Manchesterze błyszczał jedynie swoją łysiną, choć Ferguson bronił go, tłumacząc dziennikarzom, że ''Veron (...) jest k**** świetnym zawodnikiem, a wy jesteście pieprzonymi idiotami'''. Ale tak naprawdę czekał na frajera, który odkupi Argentyńczyka za jakąś w miarę sensowną kwotę. ''Frajerem'' okazała się być Chelsea, która wyłożyła za niego 15 milionów funtów. W Londynie Veron spędził cztery lata, ale jak było dobrze, to udowadnia fakt, że dwa sezony z tego czasu spędził na wypożyczeniu w Interze, a jeden w Estudiantes.
Fernando Torres do Chelsea, Andy Carroll do Liverpoolu
Jak ten czas leci... To już 1,5 roku temu Roman Abramowicz wyłożył na hiszpańską gwiazdę Liverpoolu 50 milionów funtów. I wciąż nie widać żadnych śladów poprawy. Od tamtego czasu ''El Nino'' stał się z jednego z najbardziej obawianych napastników Premier Leagu jednym z najbardziej wyszydzanych graczy na świecie. W 69 meczach strzelił 13 goli i czekanie na to, aż się odblokuje przypomina powoli czekanie na Godota. Czyli takiego gościa, co to się umawia, a potem nie przychodzi. Każdy z was zna przynajmniej jednego takiego. Bogaty w pieniądze uzyskane ze sprzedaży Torresa Liverpool kupił sobie za to za 35 milionów młodziaka Andy`ego Carrolla z Newcastle United. Efekt jest podobny. 57 spotkań, 11 trafień. Cóż to była za napastnicza transferowa zima w PL!
Łukasz Miszewski