Polska do Londynu wysłała 218 sportowców, co daje nam 15. miejsce pod tym względem na igrzyskach. Przed nami są gospodarze (541), USA (530), Rosja (436), Australia (410), Niemcy (392), Chiny (380), Francja (330), Japonia (293), Włochy (284), Hiszpania (282), Kanada (277), Brazylia (258), Korea Południowa (245) oraz Ukraina (237). Liczenie ilu sportowców z danego kraju potrzeba, by zdobyć medal nie jest do końca sprawiedliwe, bo niektóre krążki wymagają grupy ludzi (piłka ręczna, nożna, koszykówka, siatkówka, water polo, drużynowe konkurencje kolarskie i szermiercze, osady wioślarski i wiele, wiele innych), ale i tak to zrobię. W związku z tym, średnia ludzi na medal wśród 15 najliczniejszych reprezentacji wynosi (stan medalowy na 7 sierpnia g. 18.21):
Chiny - 5,5 sportowca na medal USA - 8,3 Rosja - 10,1 Japonia - 10,5 Korea Południowa - 11,1 Francja - 12,2 Wielka Brytania - 12,3 Niemcy - 15,7 Włochy - 16,7 Australia - 18,6 Ukraina - 26,3 POLSKA - 27,3 Kanada - 27,7 Brazylia - 32,3 Hiszpania - 47
Jak widać, nie jesteśmy wcale najgorsi. Ale też jesteśmy znacznie gorsi niż reprezentacje z czołówki tego zestawienia. Pewnie też zastanawiacie się, jakim cudem wysłaliśmy do Londynu aż 218 sportowców, skoro przed IO słyszało się tylko o takich szansach medalowych jak siatkarze, Majewski, Dołęga, Włoszczowska (niestety, wiadomo, kontuzja), Kszczot, Czerniak, Kawęcki, Radwańska starsza, może Artyści Znani Wcześniej Jako Dominatorzy. My też nie wiemy.
Plusem zdecydowanie większej kadry jest to, że byliśmy świadkami niespodzianek (jeśli kiedyś na Z Czuba założymy ruch religijny, będzie się on nazywał właśnie Świadkowie Niespodzianek), takich jak Bartłomiej Bonk zdobywający medal, kiedy to nie udało się Dołędze, otwierająca nasz dorobek Sylwia Bogacka, wioślarska para Fularczyk - Michalska, czy sztangista Adrian Zieliński. Ale z drugiej strony...
Ale z drugiej strony, czy wiedzieliście, że zabraliśmy też do angielskiej stolicy aż sześciu graczy w badmintona (Przemysława Wachę i Kamilę Augustyn w grze pojedynczej oraz pary Adam Cwalina/Michał Łogosz oraz Nadieżda Zięba/Robert Mateusiak w grze podwójnej)? Ktoś z was słyszał o trzech reprezentantach Polski w triathlonie (Maria Cześnik, Agnieszka Jerzyk, Marek Jaskółka)? O tym, że w Londynie znalazło się dziewięciu (!) naszych chodziarzy (Paulina Buziak, Agnieszka Szwarnóg, Agnieszka Dygacz, Dawid Tomala, Grzegorz Sudoł, Rafał Augustyn, Rafał Fedaczyński, Łukasz Nowak, Rafał Sikora)? Że mamy w ogóle sztafetę 4x100 metrów i to jeszcze sześcioosobową (Dariusz Kuć, Robert Kubaczyk, Kamil Kryński, Jakub Adamski, Artur Zaczek, Kamil Masztak)? Że wzięliśmy trójkę oszczepników? Łącznie trzynastkę kolarzy i kolarek? Być może o części z nich tak. Ale powtórzę raz jeszcze: DZIEWIĄTKA CHODZIARZY? Rozumiem, że dał nam przykład Robert Korzeniowski, jak zwyciężać mamy, ale zachowajmy gdzieś w tym jeszcze resztki zdrowego rozsądku. Choćby i schowane pod szafą.
Swoiste rekordy bije za to już nasza reprezentacja pływacka. Zdarzały nam się wcześniej basenowe medale na różnych wielkich imprezach, ale potęgą nigdy nie byliśmy, co o tyle dziwne, że po kąpieli w Bałtyku czasem wyrastają różne dodatkowe części ciała, od czasu do czasu przydatne w pływaniu, jak bonusowa ręka, bonusowa noga, czy organiczny czepek. Jednak na igrzyska wzięliśmy 19 pływaków i pływaczek, choć w co niektórych przypadków wystarczyłyby zwykłe boje ubrane w sportowe gatki. 19 osób. I zero medali. Anna Dowgiert, Kacper Majchrzak, Katarzyna Wilk, Konrad Czerniak, Mateusz Sawrymowicz, Alicja Tchórz, Marcin Tarczyński, Radosław Kawęcki, Otylia Jędrzejczak, Marcin Cieślak, Paweł Korzeniowski, Dawid Szulich, Sławomir Kuczko, Marcin Cieślak, Karolina Szczepaniak, Oskar Krupecki, Aleksandra Putra, Diana Sokołowska, Natalia Charłos... Żadne z nich nie stanęło nawet na najniższym stopniu podium. I na pływaniu nie znam się jakoś specjalnie, a eksperci stwierdzą, że wcale, ale przed igrzyskami kojarzyłem tylko nazwiska Czerniaka, Sawrymowicza, Kawęckiego, Jędrzejczak i Korzeniowskiego i to ich szansach medalowych słyszałem. Pozostała czternastka to dla mnie kompletnie anonimowi ludzie. Gdybym nie przejrzał składu polskiej reprezentacji w Londynie, to nawet nie wiedziałbym, że startowali.
Oczywiście - oni wszyscy to sportowcy, którzy ciężką pracą wywalczyli kwalifikację olimpijską i którym lata wyrzeczeń zajęło uprawianie swojej dyscypliny. Którzy, zaczynając jako dzieci przygodę ze sportem, byli o klasę lepsi od swoich równieśników i którzy są lepsi od swoich rówieśników w Polsce również jako seniorzy. A przynajmniej część z nich. I rozumiem, że wyjazd na igrzyska to dla wielu z nich nagroda za lata ciężkich treningów. Tak samo jednak jak rozumiem kibiców, którzy mają dość wycieczek turystycznych organizowanych przez największe rodzime biuro podróży o nazwie Polski Komitet Olimpijski oraz startujących na igrzyskach i zajmujących, dajmy na to, 50. miejsce sportowców w biało-czerwonych barwach. Czy naszą kadrę na Londyn 2012 można było odchudzić o połowę? Bez żadnego problemu. Możliwe, że stracilibyśmy wtedy jakiś brąz-niespodziankę, ale za to zyskalibyśmy brak co najmniej kilkudziesięciu zawstydzających startów.
Łukasz Miszewski