Bohaterowie naszej młodości: Prehistoryczne gry olimpijskie

Michael Phelps ma 22 medale olimpijskie, ale ja zdobyłem ich więcej. Wielu z Was pewnie też. W końcu kiedyś jeśli nie wszystko było lepsze, to na pewno lepsze były gry komputerowe poświęcone igrzyskom olimpijskim, więc spędzało się nad nimi długie godziny, kolekcjonując przy tym krążki w ilościach przemysłowych.

Gdzieś w czasach, kiedy dinozaury zeszły ze sceny, ustępując miejsca innym w zasadzie dziś wymarłym gatunkom jak Amiga, Atari czy Commodore, gry były inne. Także te sportowe, które cieszyły bardziej . Wiele godzin radości dostarczały między innymi produkcje poświęcone igrzyskom olimpijskich. Było ich całkiem sporo i niektóre tytuły miotła czasu sprzątnęła już pod dywan zapomnienia, ale inne wciąż można sobie przypomnieć jak choćby ''Olympic Decathlon'', ''Track & Field'' znany również jako ''Hyper Olimpic'' albo dwuczęściową serię nieistniejącej już firmy Epyx, czyli ''Winter Games'' i ''Summer Games''. Ta ostatnia miała nawet ceremonię otwarcia, po której człowiek zawsze zastanawiał się gdzie pobiegł ten koleś z pochodnią.

Chyba wszystkie produkcje tego typu łączyło jedno - były zabójcami joysticków. Tak, joysticków. Takich padów, ale wyglądających trochę jak wieża Eiffela. Otóż żeby szybciej biec czy płynąć trzeba było katować go, machając nim w lewo i prawo, co prędzej czy później musiało skończyć się tragedią, czyli śmiercią kontrolera. Każdy, kto przez taką awarię stracił wirtualny medal, wie zatem co to zawód, no ale w końcu w sporcie zdarzają się kontuzje. Nawet tym na monitorze. Dziś wydaje się wręcz niewiarygodne jak wiele radości mogło przynieść machanie ''joyem'', a potem gapienie się na kupkę pikseli, która dostaje piksel w kolorze złota. Gry te potrafiły jednak wciągać i chociaż były równie skomplikowane, co budowa patyka, to zapewniały długie godziny rozrywki. Ba, dokonywały rzeczy niemożliwych - granie w ''Summer Games'' było chyba jedynym momentem, kiedy ludzkość mogła uznać, że patrzenie na skoki do wody jest ciekawsze niż na przykład drapanie się po udzie.

Początek lat 90. i popularyzacja znanych dziś pecetów przyniosła kolejne olimpijskie klasyki na czele z ''The Game: Winter Challenge'' i ''The Game: Summer Challenge'' firmy Accolade, która podobnie jak wspomniany wyżej Epyx, hula dziś w Krainie Wiecznych Łowów albo innym miejscu, do którego producenci gier trafiają po śmierci. Tytuły te przyniosły rewolucyjną zmianę - teraz nie trzeba było już szaleńczo machać joystickiem, tylko szaleńczo walić w Enter. Dzięki temu joysticki odetchnęły z ulgą, a blady strach padł na klawiatury. Znów było wiele radości niczym podczas zjadania minstreli sir Robina i znów świat odkrywał uroki kolejnych dyscyplin, które normalnie nie biją rekordów oglądalności, czyli choćby łucznictwa, jazdy konnej, kolarstwa torowego albo uciekania przed psychopatą z pistoletem.

The Game: Summer ChallengeThe Game: Summer Challenge fot. Internet

Potem lata mijały, z mapy znikały jedne państwa, a pojawiały się inne i zmieniło się wszystko poza trenerem Manchesteru United. Także gry, które zmieniły się w jedną z najprężniej rozwijających się gałęzi gospodarki i nieodłączną część popkultury. Dzięki temu każde igrzyska począwszy od Barcelony '92 miały swoją grę. I stało się coś dziwnego, gdyż pojawienie się licencjonowanych programów zbiegło się ze schyłkiem popularności olimpijskich gier.

W zasadzie trudno się dziwić, gdyż wraz ze wzrostem znaczenia gier, poniosła się ich liczba oraz wymagania graczy, a począwszy od ''Nagano Winter Olympics '98'' wszystkie poważne, oficjalne olimpijskie gry*, dostawały słabe albo wręcz miażdżące recenzje. Nieco wybija się na tym tle ''London 2012'', ale oceny rzędu 65/100 szału na pewno nie robią. Póki co pozostaje więc żyć wspomnieniami o pięknych czasach, gdy trawa była bardziej zielona, niebo bardziej niebieskie, a składające się z pikseli medale smakowały cudownie. I tylko joysticków żal.

*Niepoważne, czyli wydane z okazji igrzysk w Pekinie ''Mario & Sonic at the Olympic Games'' i tegoroczone ''Mario & Sonic at the London 2012 Olympic Games'' przyjęto bardzo dobrze.

Andrzej Bazylczuk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.